Wybory w Niemczech. Coaching dla przyszłego kanclerza
7 września 2021DW: Niemiecki humorysta Loriot napisał, że „najlepszym miejscem dla polityków jest plakat wyborczy. Na nim jest do zniesienia, jest bezgłośny i łatwy do usunięcia". Jak bardzo bezgłośna może być kampania wyborcza?
Frank Stauss*: Akurat plakat jest dobrem kultury w Niemczech i ma naprawdę długą tradycję. Dla wielu ludzi jest to sygnał: „O! Zbliżają się wybory". Z drugiej strony, obecna kampania wyborcza ma również swoją głębię, jeśli przyjrzeć się tematom. Wyborcy mają możliwość samodzielnego zaczerpywania informacji jak nigdy dotąd w historii. Ale jak na razie kampania wyborcza nie wywołała entuzjazmu.
Wiele sloganów wydaje się być pustych, a z kolei personalizacja wydaje się być coraz bardziej w modzie.
– Personalizacja jest z roku na rok coraz większa. Ma związek z naszym zróżnicowanym krajobrazem medialnym – nie docieramy już do ludzi tak bezpośrednio jak kiedyś. Wiele osób rezygnuje z udziału w dyskursie politycznym lub – w pewnym stopniu – w dyskursie społecznym prowadzonym przez media, po prostu dlatego, że mają dziś o wiele więcej możliwości ulokowania swojej uwagi. Wiedza polityczna w społeczeństwie w rzeczywistości maleje, a nie rośnie.
„Utrata kontroli, ponieważ mamy o wiele więcej kanałów”
Czy taki rozwój sytuacji ułatwia pracę doradcy politycznego? Pytam o to, czy chodzi głównie o to, aby mój kandydat dobrze wyglądał, skoro duża część społeczeństwa i tak nie jest zainteresowana tym, co ma do przekazania?
– Na kandydatach spoczywa większa odpowiedzialność. Obecnie doświadczamy, co to znaczy, gdy kandydaci się nie sprawdzają, tzn. gdy nie spełniają oczekiwań. Dlatego w tej sytuacji upatruję równie dużo możliwości, co zagrożeń. Jako szefowie kampanii wyborczych starają się zachować pewną kontrolę nad sytuacją w tym bardzo nieprzyjaznym środowisku. Do utraty kontroli dochodzi natomiast dlatego, ponieważ mamy o wiele więcej kanałów komunikacyjnych. Można prowadzić wspaniałą kampanię, a potem nadchodzi Rezo (znany YouTuber, który na swoim kanale krytykuje polityków – przyp. red.) i już po wszystkim.
Kandydaci na kanclerza – Annalena Baerbock, Armin Laschet i Olaf Scholz – są obciążeni w różny sposób, politycznie lub przez niefortunne działania. Jak ważna jest kultura błędów, czyli przejrzystość w radzeniu sobie z błędami?
– Jest to niezwykle ważne, ponieważ ludzie stają się coraz ważniejsi. Mamy teraz niezwykłą sytuację, w której po raz pierwszy w historii RFN o kolejną kadencję nie ubiega się urzędujący kanclerz. Ludzie muszą się uporządkować na nowo i zdają sobie sprawę z tego, że muszą przyjrzeć się bliżej tym trzem osobom, które kandydują w wyborach. I dwie z nich nie zdają obecnie egzaminu. Olaf Scholz również popełnił swoje błędy i z pewnością czasami zachowywał się niefortunnie. Jednak tak długo piastuje on wysokie stanowisko w Niemczech, że stał się dla ludzi naprawdę uznaną marką. Po prostu teraz bardziej mu ufają.
„Kampania wyborcza nigdy nie ma historycznego momentu”
Nawet jeśli skandale finansowe, takie jak cum-ex czy Wirecard, są zbyt skomplikowane, by wpłynąć na pozycję Olafa Scholza wśród wyborców, to przecież już w rządzie realizował on Agendę 2010 (reformę niemieckiego systemu socjalnego i rynku pracy – przyp. red.), a jako kanclerz chce tę politykę odwrócić. Czy to jest wiarygodne?
– Wyborcy nie myślą w ten sposób. Podobnie jak inni dostrzegają, że świat się zmienia i że dzisiejsze odpowiedzi różnią się od tych sprzed 20 lat. Kampania wyborcza nigdy nie ma historycznego momentu. Wyborcy zawsze patrzą w przyszłość. Komu ufają na tyle, by powierzyć mu kraj na najbliższe cztery lata?
Co pan robi w sytuacji, w której sprawy nie idą w dobrą stronę, a sondaże spadają? Gdy kandydat w nieodpowiednim momencie śmieje się w obecności telewizyjnych kamer lub gdy kandydatka ubarwia swoje CV?
– Ważne jest, aby interweniować wcześniej, na przykład w kwestii wspomnianego CV. To wszystko są rzeczy, które można było sprawdzić z wyprzedzeniem. Od dawna było wiadomo, że pani Baerbock lub pan Habeck (lider partii Zielonych - red.) zamierzają kandydować. To było po prostu przeoczenie, błąd, którego można było uniknąć. Śmiechu Lascheta nie da przewidzieć nawet politycznemu doradcy. Zadaniem zespołu doradców, który towarzyszy kandydatowi jest oczywiście zwracanie uwagi na to, gdzie znajduje się mój kandydat lub kandydatka i jakie ujęcia mogą danego dnia powstać. Były też zainscenizowane zdjęcia Lascheta przed wielką stertą śmieci w strefie klęski żywiołowej (na terenach dotkniętych powodzią - red.), co mimo wszystko było głupotą.
Jak próbuje Pan odwracać negatywne tendencje?
– Taką sytuację najpierw należy zaakceptować. To jest najważniejsze. Zawsze należy patrzeć do przodu, liczy się następny dzień. Trzeba zatem przeprowadzić intensywną rozmowę ze swoim kandydatem i powiedzieć: „Nie możemy teraz postępować tak, jak gdyby nic się nie stało". Wówczas wszystko trzeba poddać ponownej próbie.
„Ludzie nie głosują na drużynę”
Armin Laschet był krytykowany za to, że początkowo nie pokazał swojego zespołu, ale teraz go zaprezentował. Z drugiej strony, w przypadku Olafa Scholza plusem wydaje się być fakt, że w jego otoczeniu nie pojawia się nikt z SPD poza samym kandydatem. Jaką rolę odgrywa w rzeczywistości idea zespołu?
– Szczerze mówiąc, zespoły nigdy nie działały. Ludzie nie głosują na drużynę, zwłaszcza jeśli chodzi o kandydatów na urząd kanclerza. Podejmują decyzję wyłącznie na podstawie tego, kto jest w danym momencie numerem jeden.
Ostatnie lata i dekady zostały zdominowane przez problemy globalne, które wymagały ponadpartyjnego konsensusu: kryzys finansowy, pandemia czy kwestie klimatu. Jak wypracować rozpoznawalny element, skoro rozwiązanie i tak musi być osiągnięte ponad podziałami partyjnymi?
– Z pewnością nie stało się to łatwiejsze. Z drugiej strony, dla mnie jest to bardzo obiecujący sygnał dotyczący nastrojów politycznych i stabilności demokracji w Niemczech. Grupa badań wyborczych Forschungsgruppe Wahlen zapytała dla telewizji ZDF, czy Angela Merkel dobrze wykonała swoją pracę. 83 procent ankietowanych odpowiedziało twierdząco. Oznacza to, że istnieje podstawowy demokratyczny konsensus, z którego wyłamuje się właściwie jedynie AfD. Podobne wyniki pojawiły się w przypadku pytania, czy zmiana klimatu jest spowodowana przez człowieka. W Niemczech mamy bardzo rozsądne społeczeństwo.
„To nie jest czas na entuzjazm”
Ale konsensus rodzi również poczucie, że nie ma znaczenia, na którą z demokratycznych partii zagłosuję: polityka będzie w dużej mierze identyczna, niezależnie od barw koalicji. Odbywa się to kosztem kultury sporu: jeśli istnieje konsensus, nie musimy się spierać.
– Z sytuacją, w której wybory naprawdę stają się ruchem, mamy do czynienia w Niemczech niezwykle rzadko. To także nie jest częścią naszej kultury politycznej. Ludzie bardzo trzeźwo podchodzą do swoich decyzji wyborczych i trzeba przyznać, że zazwyczaj racjonalni kandydaci wychodzą w końcu na prowadzenie. To nie jest czas na entuzjazm. A my nie mamy w tej chwili personelu, który pozwoliłby na takie emocjonalne uniesienia.
Pana praca polega na sprzedawaniu czegoś wyborcom: idei, osoby. Czy jako sprzedawca musi być pan przekonany do treści i osoby?
– Nie należy mieć awersji do tego, co się robi. Nie zawsze trzeba się zgadzać w stu procentach, to podobnie jak z wyborcą. Chodzi o wspieranie osoby, co do której jest się najbardziej przekonanym, że dobrze wykona swoją pracę. Bez wątpienia należy mieć to poczucie, kiedy prowadzi się kampanię.
*Frank Stauss pracuje w agencji komunikacyjnej Richel/Stauss. Jako doradca polityczny towarzyszył w kampaniach wyborczych m.in. byłemu burmistrzowi Berlina Klausowi Wowereitowi, prezydentowi Niemiec Frankowi-Walterowi Steinmeierowi, Olafowi Scholzowi czy Malu Dreyer, która jest premierem Nadrenii-Palatynatu.
Rozmawiał Torsten Landsberg