1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Wybory w USA. Sądy zadecydują o wyniku?

Peter Hille | Susanne Baldsiefen
4 listopada 2020

W 2000 roku Amerykanie dopiero po pięciu tygodniach dowiedzieli się, kto został prezydentem USA. Również w tym roku czekanie na wynik może potrwać.

https://p.dw.com/p/3krRk
USA Washington | Supreme Court
Zdjęcie: Joshua Roberts/REUTERS

Nie wiadomo jeszcze, kto będzie prezydentem USA przez następną kadencję. Nadal liczone są głosy w kluczowych stanach. Jednak urzędujący prezydent Donald Trump próbuje już tworzyć fakty. „Wygraliśmy te wybory” – powiedział, występując nad ranem w Białym Domu przed swoimi zwolennikami. Ale i Trump powinien wiedzieć, że ostatecznie to nie on decyduje o wyniku wyborów.

W swoim krótkim przemówieniu po długiej nocy wyborczej Trump zapowiedział jaką drogę zamierza obrać, by pozostać w Białym Domu: „Pójdziemy do Sądu Najwyższego”. 

Według Trumpa prowadzi on w kluczowych stanach, takich jak Pensylwania i Michigan. Chce zapobiec liczeniu tam wszystkich głosów i wyprzedzeniu siebie przez kandydata Demokratów Joe Bidena. Ma nadzieję, że sędziowie mu pomogą. 

Wyniki po tygodniach

To, że na wynik trzeba poczekać, jest normalnym zjawiskiem – powiedziała Ellen Weintraub z Federalnej Komisji Wyborczej FEC w wywiadzie dla CNN. „Nigdy nie mieliśmy jeszcze oficjalnych wyników pod koniec dnia wyborów. Przychodzą po tygodniach”. Ważne, by wszystkie głosy zostały policzone – podkreśliła.

Na to jest jeszcze czas. Aż 21 stanów akceptuje pakiety do głosowania także później, jeśli mają one datę stempla pocztowego 3 listopada 2020 roku – dowiedziała się DW. Do stanów tych należą też Pensylwania, Nevada i Północna Karolina, z których brakuje jeszcze wyników. Termin przyjmowania przesyłek jest różny w zależności od stanu. Kalifornia przyjmuje dokumenty do 17 dni po wyborach.

Prawnicy w pogotowiu

Przywołuje to wspomnienia z roku 2000, kiedy zaciekła walka toczyła się o stan Floryda. Według wstępnych obliczeń kandydat Demokratów i wiceprezydent USA Al Gore, był tylko około 1800 głosów za George'em W. Bushem z Partii Republikańskiej. Zgodnie z prawem wyborczym w USA wszyscy elektorzy w danym stanie przypadają kandydatowi, który otrzymał zwykłą większość głosów. Elektorzy z Florydy mieli zdecydować, kto będzie kolejnym prezydentem USA, ponieważ w innych stanach Gore i Bush byli prawie na równi.

Al Gore, który już właściwie gratulował swojemu przeciwnikowi zwycięstwa, zażądał więc ponownego przeliczenia głosów na Florydzie. W przypadku bardzo niewielkiej przewagi prawo takie zapisane jest w ustawie. Przewaga Republikanów zmniejszyła się do niecałego tysiąca głosów. Z każdym kolejnym liczeniem nadzieje Gore'a rosły. W pogotowiu były rzesze prawników, włączono Sąd Najwyższy Florydy i wreszcie Sąd Najwyższy USA.

Uczciwy przegrany Al Gore

12 grudnia 2000 roku sędziowie orzekli, że przy ręcznym liczeniu głosów nie ustalono dla Florydy spójnego standardu, a kolejne nowe liczenie nie wchodzi w grę. Prezydentem został George W. Bush.

George W. Bush (l.) i Al Gore podczas debaty telewizyjnej
George W. Bush (l.) i Al Gore podczas debaty telewizyjnejZdjęcie: AP

Czy taki scenariusz mógłby się teraz powtórzyć? – Tak, na pewno istnieją podobieństwa – mówi Peter Wittig, były ambasador Niemiec w Waszyngtonie. – Wiemy, że na poziomie regionalnym jest prawie 400 apelacji, które kończą się w różnych sądach. Musimy być zatem przygotowani na spory prawne.

Jest jednak duża różnica w porównaniu z rokiem 2000 – przyznaje Wittig w wywiadzie dla DW. – Pamiętamy, że w pewnym momencie Gore zwinął żagle i opuścił plac boju jako uczciwy przegrany.

Al Gore postawił na pierwszym miejscu stabilność demokracji. – Wątpię, że teraz spór prawny zakończy się uczciwie, tak jak w 2000 roku – stwierdza były ambasador Niemiec w USA.

Test dla demokracji

Komisje wyborcze wciąż liczą głosy w USA. Nie jest jeszcze jasne, w jakich kwestiach miałby się toczyć ewentualny spór prawny, jeśli żaden z przeciwników nie uzna porażki. Jeśli jednak dojdzie do finału przed Sądem Najwyższym, jak w roku 2000, to Trump ma przynajmniej pewność, że konserwatywni sędziowie stanowią tam większość. Zaledwie tydzień temu stał obok swojej preferowanej kandydatki Amy Coney Barrett, kiedy była zaprzysiężana na sędzię Sądu Najwyższego.

Amy Coney Barrett po zaprzysiężeniu
Amy Coney Barrett po zaprzysiężeniu Zdjęcie: Tom Brenner/Reuters

Czy Sąd Najwyższy podejmie polityczną decyzję? I to nie jest jasne. Byłby to krok, który osłabiłby amerykańską demokrację i jej wielowiekowe instytucje. – Wchodzimy w okres wielkiej niepewności w ciągu najbliższych godzin, a może nawet dni – mówi Peter Wittig. – Chodzi o to, czy proces polityczny może pójść normalnym i prawidłowym torem, czy też jakieś manewry zakłócą liczenie głosów.

Amerykańska demokracja jest wystawiona na ciężką próbę.