Węgry: dziennikarstwo drugiej klasy
14 sierpnia 2020Niezależny portal informacyjny 24.hu pokazał nakręcony telefonem materiał wideo z newsroomu konkurenta Index.hu. Film przedstawia redaktora naczelnego Szabolcsa Dulla, który tłumaczy, że został wyrzucony i że próbowano kupić jego milczenie. Dull opierał się planom restrukturyzacji redakcji należącej do Index.hu – węgierskiego portalu o największym zasięgu na rynku. Podejrzewał, że chodzi o polityczną presję.
W marcu portal został przejęty przez zbliżonego do rządu oligarchę, którego firma zasila budżet Index.hu, zamieszczając tu dużo reklam. Wraz z Dullem odeszła prawie cała redakcja. Na Facebooku dziennikarze zapowiadają, że chcą utworzyć swego rodzaju Index 2.0. Jest jednak wątpliwe, czy cała setka redaktorów znajdzie tam pracę.
Medialne trupy Orbana
- Moje doświadczenia nastrajają mnie pesymistycznie – mówi Gergely Márton z niezależnego tygodnika HVG. Márton pracował w redakcji największej węgierskiej gazety Népszabadság, która została przejęta przez przyjaciela Viktora Orbana, a następnie zamknięta – w pakiecie było też kilkadziesiąt gazet regionalnych, które w ten sposób dostały się pod kontrolę rządu. Dziennikarz przewiduje, że Index przeżyje jako „wydmuszka" dzięki kilku łamistrajkom, którzy pozostaną w redakcji. - Pozornie nadal będą dostarczać informacji, ale będą to informacje już zatrute – mówi.
W 2017 roku także konserwatywny dziennik Magyar Nemzet stał się narzędziem rządowej propagandy. Csaba Lukács wraz z 30 kolegami założyli nową gazetę Magyar Hang, która rozchodzi się w liczbie 20.000 egzemplarzy. – Żyjemy z naszych czytelników – wyjaśnia publicysta. Gazeta jest drukowana na Słowacji.
Węgierski rząd wielokrotnie zapewniał, że nie ma nic wspólnego z przejmowaniem mediów i tłumaczył ich likwidację sytuacją na rynku. Przedstawiciele władzy często powtarzali, że na rynku dominują media opozycyjne i że te proporcje trzeba wyrównać.
Zniekształcony rynek medialny
W rzeczywistości na Węgrzech jest dziś już niewiele niezależnych mediów, a te jeszcze istniejące mają niewielki zasięg. Rynek opanowały media prorządowe, których jest prawie 500. Od 2018 roku znajdują się pod kontrolą fundacji KESMA, w którą rząd pompuje miliony euro. Miklós Hargitai, szef związku dziennikarzy MUÒSZ podkreśla, że skoro ich budżet jest rezultatem „logiki politycznej”, to nie można mówić o istnieniu normalnego rynku medialnego. Dlatego jego zdaniem, zagraniczne koncerny jak Bertelsmann, Ringier czy fińska Sanoma od 2010 roku znajdują się na ulicy jednokierunkowej z napisem „Precz z Węgier”.
Natomiast kto śpiewa tak, jak zagra Orban, ten jest nagradzany przez państwowe koncerny. Zamieszczają one swoje ogłoszenia jedynie w prorządowych mediach. Dotyczy to także międzynarodowych koncernów, które – jak wyjaśnia Csaba Lukács – „boją się kary ze strony rządu". Redaktorzy mówią o „autocenzurze reklamodawców”. Komisarz ds. konkurencji Vera Jourova wyraziła oburzenie wydarzeniami w Index.hu, jednak Miklós Hargitai uważa to za puste słowa. Skargi jego organizacji dotyczące zniekształcenia rynku mediów pozostają bez odpowiedzi. – Brakuje woli politycznej – mówi dziennikarz.
Ataki na dziennikarzy
I tak już trudną sytuację niezależnych dziennikarzy pogarszają skutki pandemii. Magyar Hang płaci swoim redaktorom 700 euro netto. Csaba Lukács nazywa to „dziennikarstwem drugiej klasy” i porównuje do ustawiania towarów w supermarkecie - mała płaca za ciężką pracę. Ciężką, bo pytania, z którymi dziennikarze zwracają się do władz, często pozostają bez odpowiedzi. – Mamy problemy z otrzymaniem terminu wywiadu czy odpowiedzi na pytania – mówi Gergely Márton. Kto jest krytyczny wobec rządu, ten nie trafia do rozdzielników, nie jest zapraszany na konferencje prasowe. Informatorzy stają się ostrożni, a osoby udzielające wywiadu dają skąpe odpowiedzi.
Od jakiegoś czasu prorządowe media robią nagonkę na niezależnych kolegów: ekipy telewizyjne chodzą za nimi aż pod drzwi domu, a numer telefonu szefa Index.hu Szabolcsa Dulla został ujawniony w internecie. Na Facebooku wyspecjalizowana agencja poszukuje „Węgrów o prawicowym nastawieniu”, by wykształcić ich na „bojowników Facebooka”. Autorzy apelu wykorzystują logo nawiązujące stylistyką do jednego z niewielu niezależnych portali, HGV. Klimat polityczny na Węgrzech jest zatruty poprzez walkę i szukanie wroga – uważa Gergely Márton. Politykę rządu nazywa „wojną asymetryczną”. Media atakowane są tak samo jak polityczni przeciwnicy. To wszystko bije w wolność prasy. W corocznym rankingu Reporterów bez Granic, w którym ocenia się 180 krajów, Węgry spadły w ciągu 10 lat z 23. na 89. miejsce.