Z Rosji do Estonii: trudna podróż, strach i upokorzenie
12 października 2022Dla wielu Ukraińców w Rosji ucieczka do Europy to coś więcej niż wyczerpująca podróż, do której przygotowania mogą im zająć tygodnie. To droga do przetrwania.
Po tym, jak przez sześć dni zmuszono ją do czekania w złej pogodzie przy przejściu Kuniczina Gora, po rosyjskiej stronie granicy z Estonią, Annika uważa, że rosyjskie władze całkowicie utraciły człowieczeństwo. – Płakałam i szlochałam, kiedy zobaczyłam małe dzieci, jakie to wszystko było okrutne i jak w takich warunkach wszyscy nagle zamienili się prymitywów – mówi.
W 2014 r., kiedy pierwsze eksplozje w Doniecku i Ługańsku ogłosiły wejście do Ukrainy ruskiego miru, 40-letnia Annika (imię zmienione) opuściła swoją wioskę niedaleko Mariupola dla względnego bezpieczeństwa w Kijowie .
Kiedy 24 lutego do stolicy dotarły wieści o inwazji, Annika próbowała dotrzeć do swoich rodziców – już seniorów – którzy pozostali na okupowanych terytoriach Doniecka. Kontakt z nimi straciła jednak na kilka miesięcy. W końcu we wrześniu – dzięki pomocy wolontariuszy – udało im się spotkać w Moskwie. To bezpieczniejsza droga ucieczki od wojny dla tych, którzy znaleźli się na terenach okupowanych przez Rosję.
Ale po 10 dniach w Rosji Annika przyjechała sama do przejścia granicznego z Estonią w Szumiłkinie. Oprócz długiej kolejki samochodów zobaczyła co najmniej 2 tys. osób czekających na możliwość przekroczenia granicy. 29 września Annika udała się do punktu kontrolnego w Kuniczinej Gorze, gdzie ostatecznie musiała stać w kolejce przez sześć dni, zanim w końcu postawiła stopę na terytorium UE. – My nawet nie potrzebujemy wrogów. Mamy ruski mir – mówi gorzko.
Rosja utrudnia Ukraińcom wyjazd
Annika uważa, że w ramach wojny przeciw Ukrainie w Rosji wydano rozkaz, by jeszcze bardziej torturować ludzi. Według niej rosyjscy pogranicznicy celowo zatrzymywali Ukraińców w kolejce i wzywali do przekraczania granicy obywateli innych państw.
Pierwszą noc w punkcie kontrolnym spędziła pod gołym niebem, potem wolontariusze znaleźli dla niej zakwaterowanie w pobliskiej wiosce. Co osiem godzin Annika musiała wracać na swoje miejsce w kolejce, gdzie – jak mówi – z niepokojem, bez jedzenia i wody oczekiwało około 600 do 800 mężczyzn, głównie ukraińskich uchodźców. Kobiety i dzieci czekały gdzie indziej.
Ale najgorsze przyszło po czterech dniach. – Gałęzie się łamały i wyginały. Czułam, jakby na zewnątrz było 20 stopni poniżej zera. Próbowaliśmy się schronić, ponieważ natychmiast zamarzały nam ręce – opowiada Annika. Wspomina pozostawiony sam sobie tłum - na nasypie w ulewnym deszczu, który trwał bez przerwy przez dwa dni: – Wszystkie moje ubrania były przemoczone. Z każdego buta wylałam szklankę wody.
Rzeczywiście w dniach 2-4 października, które Annika opisuje jako najgorsze, temperatura w miejscowości najbliżej Kuniczinej Gory wynosiła 5-11 stopni Celsjusza. Bez przerwy padało.
W ciągu 24 godzin przepuszczono tylko pięciu Ukraińców – opowiada Annika.
Mariupoli Sobrad – sieć wolontariuszy, którzy udzielają Ukraińcom pomocy humanitarnej i wspierają ich przy przejściu do Estonii – potwierdziła, że w ostatnim tygodniu września tysiącom uchodźców uniemożliwiono opuszczenie Rosji. Działo się to na co najmniej trzech przejściach granicznych do Estonii.
– Rosyjskie służby graniczne znacznie zaostrzyły kontrole. Próbują wyłapać ludzi, prawdopodobnie mężczyzn, którzy chcą uciec z Rosją przed mobilizacją – mówi Aleksandra Averjanova z zarządu Mariupoli Sobrad.
"Wygląda na to, że są zastraszani" – napisał w Telegramie wolontariusz, który był w Szumiłkinie i Kuniczinej Gorze.
Według pogłosek dwie kobiety zmarły w oczekiwaniu na przejście. Averjanova potwierdziła, że Ukrainiec poderżnął sobie gardło kawałkiem szkła w pokoju przesłuchań na przejściu granicznym w Iwangorodzie.
Kiedy Annika w końcu dotarła do Estonii, wybuchła płaczem. Gdy strażnicy graniczni podali jej kubek gorącej herbaty, zaczęła się zastanawiać, jak to, co przeszła, jest w ogóle możliwe w XXI wieku. – Jeśli tak traktuje się uchodźców, to co robią z więźniami, żołnierzami, jeńcami? – zastanawia się.
Estonia odmawia Ukraińcom
O początku tego humanitarnego kryzysu na granicy informowali inni wolontariusze już w połowie lata. To wtedy gwałtownie wzrosła liczba ukraińskich uchodźców, którym odmówiono wjazdu do Estonii. Nastąpiło to po wprowadzeniu przez Estonię zakazu wjazdu Rosjan z wizami Schengen.
Urodzony w Doniecku Danyło własnie odwiedzał krewnych w Rosji, gdy 24 lutego rosyjska inwazja wstrząsnęła jego światem. Wiedział, że nie ma dość pieniędzy, by od razu wrócić do Ukrainy.
Przez pięć miesięcy 25-latek pracował dorywczo, aby przetrwać i zebrać fundusze na opuszczenie Rosji. Padł ofiarą pozbawionych skrupułów zleceniodawców, pracując i żyjąc w opłakanych warunkach. Był w desperacji, ale legalna praca i pobyt w tym kraju oznaczały dla niego konieczność uzyskania rosyjskiego obywatelstwa. Był do tego uprawniony, ale niechętny, bo nie chciał wspierać armii rosyjskiej przez płacenie podatków.
Dzięki pomocy wolontariuszy, której wcześniej nie przyjmował, w połowie sierpnia spróbował przedostać się do Europy przez przejście graniczne w Narwie w Estonii. Planował spotkać się z matką i bratem w Niemczech.
– Pytali mnie, dlaczego tak długo przebywałem w Rosji – tak Danyło relacjonuje swoją rozmowę z estońskimi strażnikami granicznymi. Trzy godziny później powiedzieli, że odmówiono mu wjazdu do Estonii za opuszczenie Ukrainy przed wybuchem wojny. Estońskie służby graniczne dały mu możliwość powrotu następnego dnia i spróbowania przejścia do Estonii jako turysta z dowodem ubezpieczenia, biletami powrotnymi, potwierdzeniem noclegu oraz gotówką.
Tej nocy Danyło po raz pierwszy w życiu spał na polu pod gołym niebem. Nie miał innej możliwości. Gdy następnego dnia wrócił z wymaganymi dokumentami, estońskie służby ponownie mu odmówiły – tym razem za to, że dostał odmowę już poprzedniego dnia. Powiedziano mu, by do tego przejścia granicznego już nie wracał.
Następnego dnia bez problemu wjechał do Finlandii, choć oznaczało to znacznie dłuższą podróż. Dołączył do niego kolega z Ukrainy, któremu wcześniej również odmówiono na przejściu z Estonią.
Ryzykowna podróż
Władze estońskie potwierdzają, że od początku wojny co najmniej 1091 obywateli Ukrainy dostało odmowę wjazdu do Unii Europejskiej przez Estonię. Tylko we wrześniu odmówiono wjazdu 306 Ukraińcom — to trzy razy więcej niż w ciągu pierwszych trzech miesięcy wojny.
– Jednym z powodów niewpuszczenia osoby do kraju może być zagrożenie dla porządku publicznego lub bezpieczeństwa narodowego – powiedział Egert Belitsev, szef estońskiego Departamentu Kontroli Granicznej. Od 24 lutego do Estonii wjechało około 109 tys. obywateli Ukrainy.
– Ci, którym odmówiono wjazdu, to np. ludzie, którzy od dawna mieszkają i pracują w Rosji i nie przyjeżdżają do Estonii jako uchodźcy, ale raczej jako turyści lub aby odwiedzić krewnych czy przyjaciół – powiedział Belitsev.
Chociaż nie ma do tego podstaw prawnych, wydaje się, że estońskie służby biorą na cel Ukraińców z okupowanych terenów, w przypadku których uważają, że zbyt długo przebywają w Rosji.
DW rozmawiała z innym ukraińskim uchodźcą, któremu pogranicznicy z Narwy powiedzieli, że powodem odmowy wjazdu był jego zbyt długi pobyt w Rosji. Opuścił on okupowaną Ukrainę po inwazji 24 lutego i zamiast podróżować przez tereny frontu wybrał łatwiejszą opcję: dwutygodniową podróż przez Rosję, aby dotrzeć do granicy z Estonią. Inna uchodźczyni mówi nam, że z tych samych powodów uniemożliwiono jej przekroczenie granicy z Łotwą.
– Nie wpuszczamy wszystkich tylko dlatego, że mówią, że są Ukraińcami – twierdzi Kaimo Kuusk, ambasador Estonii na Ukrainie. – Zbyt dużo czasu w Rosji to nie są dwa tygodnie. Mówimy o ponad 10 latach - podkreśla.
Jednak praktyka tego nie potwierdza. Surowa polityka Estonii nie uwzględnia wyzwań, przed jakimi stają Ukraińcy uciekający przed wojną.
Wolontariusze twierdzą, że uchodźcy potrzebują niekiedy tygodni na zorganizowanie podróży i odzyskanie sił po ucieczce z ogarniętych wojną obszarów. Gdy już im się uda przejść, wielu dotrzega kontrast między dwiema odległymi rzeczywistościami. – Ludzie robią wydech i zdają sobie sprawę, że przeszli z piekła do cywilizacji – przyznaje Annika.