Zaliczka z KPO dla Polski już zatwierdzona
8 grudnia 2023Unijni ministrowie w Radzie UE zatwierdzili w piątek (8.12.2023) poszerzenie polskiego i węgierskiego Krajowego Planu Odbudowy (KPO) o dodatkowe rozdziały REPowerEU obejmujące inwestycje energetyczne związane z – wywołanym wojną w Ukrainie – przyspieszonym uniezależnianiem się od paliw kopalnych z Rosji. Polski KPO to od teraz 59,8 mld euro, w tym 25,3 mld euro dotacji oraz 34,5 mld tanich pożyczek, które muszą być wydane przez Polskę do 2026 roku. Komisja Europejska już w listopadzie dała swe zielone światło dla dzisiejszej decyzję Rady UE, która musiała zapaść do końca grudnia. W przeciwnym przypadku przepadłyby pieniądze z REPowerEU.
Tylko Holandia wstrzymała się dziś od głosu w Radzie UE (żaden kraj nie był przeciw) co do zmian w polskim i węgierskim KPO. Podobnie było przy zatwierdzaniu oryginalnych wersji KPO w 2022 roku. Rząd Marka Ruttego wybrał wówczas powstrzymanie się od głosu wskutek wątpliwości, czy warunki z praworządnościowych „kamieni milowych” są wystarczające, lecz przy jednoczesnej rekomendacji Komisji Europejskiej, by zatwierdzić polski i węgierski KPO wynegocjowany z rządami obu krajów.
Modyfikacja KPO oznacza, że Polska zyskała dziś prawo do 5,1 mld euro zaliczki (czyli do 20 proc. z REPowerEU), która – na mocy ogólnych przepisów dla wszystkich państw Unii – nie jest uzależniona od warunków wstępnych. A zatem może być wypłacona bez spełnienia wymogów z praworządnościowych kamieni milowych KPO. Zaliczki z REPowerEU dla wszystkich krajów UE są wypłacane w dwóch transzach. Polska może zatem spodziewać się pierwszej transzy (czyli około 2,5 mld euro) już w pierwszych tygodniach 2024 roku po dopełnieniu formalności między Warszawą i Brukselą w ramach „umowy o finansowaniu. Druga połowa zaliczki z REPowerEU może wpłynąć przed połową 2024 roku, choć Komisja ma aż do dwunastu miesięcy na wypłatę tej drugiej transzy.
Z kolei rząd Viktora Orbana zyskał dziś prawo do 920 mln euro zaliczki z REPowerEU dzięki modyfikacji węgierskiego KPO, co oznacza wypłatę 460 mln euro, czyli jej pierwszej połowy już w styczniu. Jednocześnie Budapeszt finalizuje teraz rozmowy z Komisją Europejską co do odblokowania dostępu do sporej części swych funduszy spójności, co – takim sporym szansom nie zaprzeczają urzędnicy UE – jest możliwe nawet jeszcze w grudniu. Węgierskie fundusze spójnościowe, czyli łącznie 21,7 mld euro z unijnej siedmiolatki budżetowej 2021-27, są zamrożone zarówno poprzez procedurę „pieniądze za praworządność” (Węgry są jedynym państwem UE objętym tym postępowaniem), jak i w ramach wymogów z Karty Praw Podstawowych UE.
Obecnie wymogi związane z wymiarem sprawiedliwości (na podstawie Karty Praw Podstawowych UE) blokują dostęp do 10 mld euro z polityki spójności dla Węgier (reszta to m.in. kwestia prawa LGBT+), który Orban chciałby odzyskać jeszcze w tym miesiącu. Zgodnie z normalną dynamiką budżetu UE płatności z tych 10 mld euro byłby rozłożone na najbliższe kilka lat, ale doraźnie Budapeszt już na początku 2024 roku mógłby dostać zwrot około pół miliarda euro z faktur już przesłanych do Brukseli. – Zaliczka z KPO plus ten pół miliarda z polityki spójności daje łącznie 1,4 mld płatności dla Orbana. To wygląda źle, bo jak przekupywanie go, by nie wetował unijnych decyzji co do negocjacji rozszerzeniowych i pieniędzy dla Ukrainy. Ale Węgrzy rzeczywiście wprowadzają wymagane zmiany w sądownictwie. Jeśli Komisja odmawiałaby uznania tych postępów, sama mogłaby skończyć w TSUE pozwana przez władze Węgier – przekonuje jeden z zachodnich dyplomatów w Brukseli.
Orban naprawia sądy?
Praworządnościowe warunki spełnione przez Orbana dotyczą wzmocnienia roli krajowej rady sądownictwa, niezależności sądu najwyższego, zniesienia ograniczeń w pytaniach prejudycjalnych węgierskich sądów do TSUE, a także odebrania rządowi prawa do podważania wyroków przed sądem konstytucyjnym. Ponadto węgierskie władze w tym tygodniu poinformowały Brukselę o wprowadzonej reformie co do automatycznego systemu rozdzielania spraw w sądzie najwyższym, więc pozostaje ostatni wymóg Brukseli dotyczący – jak tłumaczą unijni urzędnicy – „niewielkich dodatkowych doprecyzowań ustawowych co do pytań prejudycjalnych”. – Na papierze postępy co do sądownictwa są duże. Będziemy monitorować, jak będą funkcjonowały w węgierskiej rzeczywistości – tłumaczy nasz rozmówca w Brukseli.
Sądownicze warunki co do funduszy spójności dla Węgier pokrywają się z czterema spośród 27 „superkamieni milowych” w węgierskim KPO, które blokują wszelkie wypłaty z Funduszu Odbudowy (oprócz zaliczki z rozdziału REPowerEU). Pozostałe węgierskie „superkamienie” dotyczą m.in. zabezpieczeń antykorupcyjnych i systemu przetargów na zamówienia publiczne.
Polska pula w polityce spójności to 76,5 mld euro i nadal nie ma do niej dostępu (oprócz około miliarda wypłaconego już przed wieloma miesiącami na wsparcie techniczne przy opracowywaniu projektów). Powodem trudności jest wymagany system monitorowania Karty Praw Podstawowych w projektach z unijnych funduszy. Polski rząd formalnie wciąż nie przedstawił Brukseli żadnego projektu tego monitoringu, więc Komisja Europejska nie mogła go ocenić ani pozytywie, ani negatywnie. – To Polska powinna poinformować Komisję, w jaki sposób władze zamierzają zapewnić zgodność z tymi warunkami. Rozmowy są w toku – potwierdziła w tym tygodniu Komisja.
Początkowo problem Karty ogniskował się na prawach mniejszości, w tym LGBT+. Jednak potem doszło do politycznego powiązania z praworządnościowymi problemami KPO, choć Komisja Europejska oficjalnie nigdy nie zdeklarowała jasno, o co chodzi. Wraz z nastaniem nowego rządu Donalda Tuska rozwiązanie problemu z polityką spójności może być znacznie szybsze i o wiele łatwiejsze od odblokowania płatności z KPO.
Sporą część praworządnościowych warunków z KPO (skromniejszych niż wymogi z wyroków TSUE) spełniła ustawa sądowa obowiązująca od lipca 2022 roku. Brakujące minimum, które Komisja sprecyzowała już przed rokiem w rozmowach z Polską, to usunięcie nadal obowiązującej części skutków „ustawy kagańcowej”, czyli przywrócenie pełnego prawa sędziów do przeprowadzenia – zgodnego z prawem unijnym – testu niezależności innego sędziego, czyli do zbadania niezależności z urzędu. A także, choć to było w rokowaniach na drugim planie, zapewnienie sędziom dostępu do niezależnego sądu w ich postępowaniach dyscyplinarnych. Te dwa brakujące elementy wprowadził projekt ustawy nieformalnie uzgodnionej z Komisją Europejską w grudniu 2022 roku („niezależnym sądem dyscyplinarnym” miał stać się Naczelny Sąd Administracyjny), ale utknął w Trybunale Konstytucyjnym, dokąd odesłał go prezydent Andrzej Duda.