Zboże zablokowane, ale Kijów już prawie kandydatem do UE
20 czerwca 2022Wojna w Ukrainie była w poniedziałek [20.6.22] głównym tematem obrad szefów dyplomacji 27 krajów UE, a unijni przywódcy na szczycie UE powinni w tym tygodniu zdecydować, czy przyznać Ukraińcom (i Mołdawianom) status kraju kandydującego do UE, co już zarekomendowała Komisja Europejska. – Wydaje się, że ta sprawa jest już przesądzona. Żadnych głosów sprzeciwu nie słyszałem – powiedział minister Zbigniew Rau po obradach.
Najważniejszym sceptykiem w Unii do zeszłego tygodnia był Berlin, ale po jednoznacznej deklaracji kanclerza Olafa Scholza w Kijowie na rzecz statusu kandydackiego dla Ukrainy opowiedzieli się już także m.in. Holendrzy. A to oni mieli bodaj największe opory przeciw przyspieszaniu „unijnej ścieżki”, co uzasadniali m.in. zbyt dużym dystansem Ukrainy do pełnego wdrożenie „kryteriów kopenhaskich”, które zbudowanie wolnorynkowej demokracji opartej na silnej praworządności czynią warunkiem dla członkostwa UE.
Wobec wyłaniającego się konsensusu wokół statusu kandydackiego dla Ukrainy i Mołdawii główna dyskusja szczytu UE na ten temat będzie zapewne dotyczyć przede wszystkim warunków m.in. w kwestii reformy systemu antykorupcyjnego oraz tempa ich osiągnięcia przed przejściem do kolejnych etapów procesu akcesyjnego, który może potrwać kilkanaście lat. – Rozpoczyna się historyczny tydzień. Jeden z najważniejszych od 1991 roku. Tydzień, w którym poznamy odpowiedź Unii Europejskiej w sprawie statusu kandydata dla Ukrainy. I w takim tygodniu powinniśmy spodziewać się wzmożonej wrogiej aktywności Rosji. Celowo i demonstracyjnie. I to nie tylko wobec Ukrainy, ale także wobec Europy. Przygotowujemy się. Ostrzegamy partnerów. I jesteśmy wdzięczni wszystkim, których siła dzisiaj oznacza nasze zwycięstwo jutro – ostrzegł prezydent Wołodymyr Zełenski za pośrednictwem mediów społecznościowych.
Zboże nadal zablokowane
Europa nadal nie znalazła sposobu, jak odblokować eksport zboża z Ukrainy, dla którego do czasu wojny główną drogą były porty czarnomorskie odcięte teraz przez Rosjan. – Trudno sobie wyobrazić, że miliony ton pszenicy pozostają zablokowane w Ukrainie, podczas gdy w pozostałych częściach świata ludzie cierpią głód. To prawdziwa zbrodnia wojenna – powiedział dziś szef unijnej dyplomacji Josep Borrell.
Mniej więcej za miesiąc ci ukraińscy rolnicy, których gospodarstwa nie zostały zniszczone przez napaść Rosji, rozpoczną żniwa. I jeśli zachodnim dyplomatom nie uda się znaleźć sposobu na wyeksportowanie 20 mln ton pszenicy, które zalegają teraz w przepełnionych magazynach, grozi im katastrofa. Tym gorsza z punktu widzenia Bliskiego Wschodu i Afryki, dokąd powinno trafić ukraińskie zboże, że zmarnowanie tegorocznych żniw zniechęciłaby Ukraińców do obsiewu pól na następny rok.
Komisja Europejska już od wielu tygodni promuje „szlaki solidarnościowe”, czyli więcej ciężarówek, więcej wagonów kolejowych i mniej kontroli celnych, by ułatwić eksport przez porty w Polsce i Rumunii. Bruksela podkreśla, że choć w kwietniu Ukraina wyeksportowała drogą lądową jedynie 600 tys. ton zboża, to dzięki „szlakom solidarnościowym” liczba ta wzrosła do 1,7 mln ton w maju. Jednak dyplomaci wielu krajów UE, także przy okazji dzisiejszych obrad, przyznają, że bez odblokowania portu w Odessie nie mowy o wyeksportowaniu większości ukraińskich plonów.
Sytuacja jest tak zła, że na Zachodzie znów zaczęły wracać pomysły na tranzyt kolejowy z Ukrainy przez Białoruś do portów na Litwie i Łotwie (te wszystkie państwa mają taki sam poradziecki rozstaw torów kolejowych). Teoretycznie to skutecznie rozładowałaby ukraińskie magazyny zboża, ale politycznie nie do przełknięcia jest uzależnianie się od decyzji Aleksandra Łukaszenki. Zwłaszcza, że ten zapewne – oprócz słonych opłat tranzytowych – zapewne zażądałby złagodzenia sankcji. A potem miałby wobec Unii i Ukrainy narzędzie szantażu poprzez zawieszanie tranzytu.
Borrell wezwał dziś ministrów z 27 krajów Unii do wzmożonej akcji dyplomatycznej w Afryce, by tłumaczyć, że to Rosja jest winna kryzysowi żywnościowemu (na razie Moskwa z niemałymi sukcesami przekonuje tam, że winne są sankcje UE). Unia na razie wyczekuje efektów rozmów prowadzonych przez Turcję oraz na forum ONZ, których celem jest udrożnienie eksportu z Odessy za pośrednictwem konwojowanych statków towarowych i szlakami pomiędzy minami chroniącymi ukraińskie wybrzeże. Jednak na razie Rosja żąda prawa do zatrzymywania tych statków, wchodzenia na pokład i kontrolowania wszystkich ładunków. I ponadto chce złagodzenia sankcji unijnych, co dla Brukseli nie wchodzi w grę.
Litewski minister Gabrielius Landsbergis najgłośniej przekonuje, że jedyną szansą na szybkie rozwiązanie wywozu zboża jest dostarczenie Ukrainie broni potrzebnej do ochrony portów, jeśli zostaną otwarte dla eksportu. A także broni odstraszającej Rosjan, by nie atakowali statków po wypłynięciu w morze. Ten postulat podziela Polska. Jednak bezpieczna żegluga ze zbożem w istocie wymagałaby również strefy zakazu lotów nad częścią Morza Czarnego, na co albo musiałaby zgodzić się Rosja albo sojusznicy Ukrainy musieliby ją pomóc egzekwować bezpośrednio (w tej kwestii brak chętnych) albo za pomocą bardzo wzmożonych dostaw broni dla Kijowa.
Spór o tranzyt do Kaliningradu
Litwa, która kontroluje jedyną lądową trasę kolejową łączącą Kaliningrad z resztą Rosją, w weekend zaczęła ograniczać przewóz towarów objętych sankcjami UE. W rezultacie Moskwa zagroziła podjęciem działań odwetowych wobec Litwy, a rosyjski MSZ wezwał dziś litewskiego chargé d’affaires w Moskwie, by „zażądać natychmiastowego anulowania ograniczeń” i ostrzec przed podjęciem „działań w obronie interesów narodowych” Rosji.
– Litwa nic nie robi w tej kwestii jednostronnie. To sankcje UE. Podjęliśmy działania po konsultacjach z Komisją Europejską i zgodnie z wytycznymi Komisji Europejskiej – przekonywał dziś minister Landsbergis. A szef unijnej dyplomacji Borrell potwierdził, że litewskie restrykcje wobec tranzytu między Kaliningradem i resztą Rosji dotyczą tylko towarów i osób objętych sankcjami UE.