Hans Krueger: morderca w białych rękawiczkach?
26 października 2019Przy McDonaldzie w Chojnicach stoi kilka nastolatek. Hans Krueger? Nie, nigdy nie słyszały.
Mieszkał w ich mieście 80 lat temu, w pięknej kamienicy przy ulicy Sępolińskiej (w czasie wojny Schoenfelder Chaussee). Miał stamtąd blisko do pracy. Do sądu, który Polaków skazywał na śmierć albo na obóz koncentracyjny. Czy Krueger maczał w tym palce?
– To wspaniały człowiek, najlepszy, jakiego znałam – mówi Gudrun, żona syna Kruegera, Hansa-Dietricha. – Sympatyczny i kochający życie. Troskliwy ojciec i dziadek, tyle mogę powiedzieć.
Czy ten wspaniały ojciec i dziadek, szef Związku Wypędzonych, który po wojnie został ministrem rządu RFN, był zbrodniarzem, a jego zbrodnia pozostała bez kary?
MIEJSCE ZBRODNI
Chojnice to 40-tysięczne miasteczko między Gdańskiem a Bydgoszczą. Miejscowa młodzież randkuje, uprawia sport, plotkuje o serialach. Wojną zajmuje się, jak w całym kraju, 1 września. Gdy zwożona jest do Doliny Śmierci.
Przejazd spod szkoły, schludny strój, tablica upamiętniająca 500 ofiar, apel poległych, msza święta, koniec. Młodzi mówią na to „spęd”.
Andrzej Lorbiecki pastuje wysokie oficerki. W takich chodzili polscy żołnierze w latach 30. W jego domu na ścianach wiszą ułańskie szable, a na półkach leżą równo ułożone łuski i granaty. Wykopał je sam. Pasjonat historii miasta.
– To mundur 18. Pułku Ułanów Pomorskich – otwiera szafę. – Mój ojciec taki miał. Gdy tylko Niemcy wjechali do Chojnic, aresztowali go. Zamiast walczyć, pracował dla nich na kolei. Lorbiecki pokazuje, gdzie Niemcy sądzili Polaków, gdzie ich trzymali przed egzekucją.
ŚLADY ZBRODNI
Dolina Śmierci to w rzeczywistości kilka punktów, w których rozstrzeliwano Polaków. Wrześniowe polskie okopy posłużyły za masowe groby co najmniej 500 ludzi. Co najmniej, bo nikt nie wie dokładnie, ilu Niemcy pod Chojnicami wymordowali. Egzekucje zaczęły się jeszcze w 1939 roku. Trwały przez całą wojnę.
– Rolnicy mówili mi, że jak jeździli tu traktorami, jeszcze za komuny, natrafiali na kości i czaszki w ziemi – podkreśla Lorbiecki. – Ale szef PGR, nie chcąc mieć problemów, kazał je z powrotem zakopywać.
Relacje ludzkie? Ktoś liczył wystrzały, a ktoś inny ciężarówki, które jechały do Doliny Śmierci. Zapobiegliwi Niemcy palili zwłoki, więc często Polacy odkrywali tylko doły pełne zwęglonych szczątków.
Co wiemy na pewno? W Dolinie Śmierci nie mordowano wyłącznie polskiej inteligencji: nauczycieli, urzędników, księży czy oficerów Wojska Polskiego. Zginęło tu również 218 pensjonariuszy miejscowego szpitala psychiatrycznego i kilkudziesięciu Żydów. W całym powiecie chojnickim po wojnie ekshumowano ciała 336 osób.
SPRAWCA ZBRODNI: RZEŹNIK POLAKÓW
Na tablicy w Dolinie Śmierci widnieje tylko jedno nazwisko sprawcy: Heinrich Mocek. Miał być najbardziej gorliwy w rozstrzeliwaniu Polaków. Należał do Selbstschutz, „Samoobrony”– paramilitarnej formacji, stworzonej po hitlerowskiej inwazji z rekrutów z niemieckiej mniejszości w przedwojennej Polsce.
Fryzjerzy, rolnicy, kowale, piwowarzy czy rzeźnicy zajęli się zabijaniem sąsiadów, gwałtami na kobietach, zabijaniem dzieci. Jak liczy IPN, w ciągu kilku miesięcy, od września do grudnia 1939 roku, rozstrzelano w Polsce 50 tysięcy ludzi, z czego aż 30 tysięcy na Pomorzu. Dr Tomasz Ceran z bydgoskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej nazywa to Zbrodnią Pomorską.
Heinrich Mocek trafił do więzienia, skazany przez sąd w Mannheim na dożywocie w 1965 r. Hans Krueger zrobił karierę.
DOWODY ZBRODNI. PRZESYŁKA ZE WSCHODU
Bonn, 17 października 1963. Gratulacje, oklaski, mężczyźni w garniturach ściskają sobie dłonie. Właśnie zaprzysiężono rząd ekonomisty Ludwiga Erharda – twórcy niemieckiego powojennego cudu gospodarczego. Drugi po Konradzie Adenauerze powojenny kanclerz RFN wybrał, jak mu się zdawało, najlepszych ludzi. W tym doktora Hansa Kruegera.
Poprzez jego nominację Erhard zagospodarowuje politycznie wielomilionową rzeszę ludzi. Tak zwanych niemieckich „wypędzonych” – Niemców wysiedlonych po wojnie przez komunistyczne władze PRL z Ziem Zachodnich. Krueger jest pierwszym przewodniczącym Związku Wypędzonych (BdV).
Erika Steinbach, szefowa BdV w latach 1998-2014, od 2007 roku stara się rozjaśnić wczesne lata swojego stowarzyszenia. Bo wśród ojców założycieli organizacji było wielu takich, którzy milczeli o swojej nazistowskiej przeszłości.
W oficjalnym, powojennym życiorysie Kruegera jako posła Bundestagu nie było słowa o tym, by w Chojnicach „zasłużył” się reżimowi Hitlera. Było za to o tym, że w latach 1943-45 służył w artylerii morskiej, został ranny na przyczółku Samland i trafił do szpitala wojskowego w Danii.
Z nominacji swojej obecnej partii - CDU - miał decydować o działaniach rządu w kwestii wysiedlonych z obecnej Polski. Nie wspomniał jednak kolegom z CDU, że w poprzedniej partii, NSDAP, decydował – jak twierdzili polscy świadkowie - o życiu i śmierci Polaków. Błąd.
Trzy miesiące po nominacji, 6 grudnia 1963, syn żydowskiego uchodźcy zamordowanego w obozie w Teresinie, działacz komunistyczny i szef tzw. Komisji Agitacji przy Biurze Politycznym rządzącej NRD Socjalistycznej Partii Niemiec, Albert Norden, rzuca oskarżenie: twierdzi, że Krueger był specjalistą ds. egzekwowania polityki eksterminacyjnej, a sąd, w którym pracował, tak zwany Sąd Specjalny (Sondergericht) nakładał kary śmierci na Polaków nawet za drobne przestępstwa. „W bońskim rządzie zasiada fanatyczny funkcjonariusz nazistowskiej partii, owiany hańbą Sędzia Specjalny (Sonderrichter) – grzmi Norden, powołując się na teczkę personalną Kruegera, która odnalazła się po wojnie.
W interesie NRD jest podważanie wiarygodności rządu RFN, a propagandzie kontrolowanego przez ZSRR państwa nie należy ufać. Rewelacje Nordena wpisują się w ten schemat. Jednak, zdaniem m.in. niemieckiego historyka Eckarta Conze, rewelacji ujawnianych przez Nordena w książce „Braunbuch” nie można ignorować – tym bardziej, że po jej wydaniu (1963 r.) do dymisji podało się 300 wysokich urzędników RFN.
***
Koperta jest szara, zwyczajna. Ale przesyłka wyjątkowa – do Bonn, stolicy RFN, z którą Polska oficjalnie nie utrzymywała wówczas stosunków dwustronnych.
Na początku 1964 roku do Bonn, stolicy RFN, z którą Polska oficjalnie nie utrzymywała wówczas stosunków dwustronnych, trafiają „papiery” na Kruegera: zeznania polskich świadków i dokumenty znalezione po wojnie. Według PRL-owskiej prasy dossier Kruegera odkryto w Gdańsku ("Za Wolność i Lud", 1.07.1964 nr 13 (226)".
Czas wysyłki nie jest przypadkowy – blok wschodni chce podminować młody rząd Erharda. Dlatego w pierwszej chwili zachodnioniemiecka prasa pisze, że „wyborowym strzelcom ze Wschodu zabraknie amunicji”. „Die Zeit”, chwaląc nominację Kruegera, napisał: „jego główną zasadą – rozwaga”. Rzeczywiście, Krueger rozważnie milczy w sprawie swojej NSDAP-owskiej przeszłości.
25 lutego 1964 roku prokuratura zachodnioniemiecka postanawia jednak, w oparciu o zeznania polskich świadków, wszcząć śledztwo (co ciekawe, według "Polityki" z 4.XII. 1965 r. Warszawa wysłała dokumenty do Bonn dopiero w maju 1964 r.). Zarzuty wysuwane przez śledczych są dla Kruegera druzgocące: udział w mordach polskiej inteligencji (szczególnie w październiku i listopadzie 1939) jako członek komisji selekcjonującej na śmierć w więzieniu w Chojnicach, bezprawnego więzienia trzech Polaków i wykonania na nich kary śmierci (Jacewo), zamordowanie w podobny sposób Mariana Knittera, oraz udział w składzie sędziowskim, który wydal wyrok na niejakiego Jekę.
Indagowany przez „Spiegla” Krueger odpiera zarzuty. Zakresu obowiązków specjalnego sądu w Konitz (niemiecka nazwa Chojnic) nie pamięta. Twierdzi, że nie wydawał wyroków śmierci. Czy pamięta Franciszka Pabicha, który złożył przeciw niemu zeznania?
– Tak. Miał 25 lat. Miły facet. Pomagał w sądowej kancelarii – zeznaje.
O zabiciu dwóch tysięcy Polaków w Chojnicach minister Krueger też nic nie wie. Rozpoczął pracę w chojnickim sądzie z końcem października 1939, siedem tygodni po inwazji niemieckiej. – Gdybym rzeczywiście miał dwa tysiące Polaków na sumieniu, to Warszawa złożyłaby wniosek o moją ekstradycję już w 1945 roku – podkreśla.
Tekst „Spiegla” wskazuje też, że Krueger piastował stanowisko Ortsgruppenleitera (niem. naczelnik grupy lokalnej) NSDAP w Chojnicach. Ale – jak broni się minister – tylko przez trzy miesiące. Potem dostał powołanie do Wehrmachtu.
– Konitz było małym miasteczkiem, liczącym 12 tysięcy mieszkańców, z czego trzy piąte to Polacy, a pozostała część to głównie volksdeutsche. Ponieważ byłem tam jednym z niewielu Niemców ze starej Rzeszy, do tego z wyższym wykształceniem, powiedziano mi, że nie powinienem odmawiać – zeznał.
Istotnie, urodzony w 1902 roku w Neustettin (dziś Szczecinek) minister legitymuje się dyplomem prawa uniwersytetu w Jenie. Studiował tam w czasie, gdy, jak twierdził, miał brać udział w hitlerowskiej próbie zamachu stanu w Monachium w listopadzie 1923 roku. Tymczasem do NSDAP wstępuje dopiero w 1931 r.
Osiem lat później obejmuje obowiązki kierownika w Sądzie Powiatowym (Landgerichtsrat) w Chojnicach oraz sędziego nadzorczego w miejscowym więzieniu. Zostaje też przewodniczącym komisji kierującej Polaków do pracy przymusowej. Za ”zasługi” dla III Rzeszy dostaje Krzyż Zasługi Wojennej. W 1942 zostaje sędzią tzw. Sądu Specjalnego - Sondergerichtu.
To był sąd „przyspieszony”. Szybka „rozprawa” i egzekucja w pobliskim lesie. Za nielegalny ubój bydła, słuchanie podziemnego radia, pobicie Niemca, zerwanie plakatu czy próbę ucieczki z pracy.
– Jednym z głównych narzędzi terroru niemieckiego, obok policji, SS i Wehrmachtu, było sądownictwo. Skazani nie mieli możliwości obrony, a akt oskarżenia był odczytywany w języku niemieckim. Farsa – opisuje dr Jan Daniluk, historyk z Uniwersytetu Gdańskiego.
Kto stawał przed takim sądem? Najczęściej Polacy i Żydzi, ale trafiali tam też i Niemcy. Najczęściej za okradanie paczek z poczty polowej, kradzież opału i żywności, „osłabianie potencjału Wehrmachtu”. Niemców i Niemki ponadto skazywano za dezercję czy niedozwolone kontakty z „nie-Aryjczykami”.
W 1942 r. Sondergerichtów na ziemiach polskich było 15. Na śmierć skazano w nich pięć tysięcy osób. Co najmniej 4,5 tysiąca wyroków wykonano. Początkowo w Chojnicach organizowano jedynie wyjazdowe sesje gdańskiego sądu specjalnego. Pod koniec 1940 r. Chojnice doczekały się własnego Sondergerichtu. Działał do czerwca 1943 r.
DOPAŚĆ ZBRODNIARZA
Postępowanie w RFN toczy się pod lupą zachodnioniemieckiej prasy. W lutym 1964 „Der Spiegel” pisze, że zachowane w NRD dokumenty wskazują, iż 26 stycznia 1942 prezes ówczesnego nazistowskiego sądu wyższego w Gdańsku mianował Kruegera na zastępcę sądu specjalnego (Sondergericht) przy sądzie rejonowym w Chojnicach.
Heike Krueger ma dziś osiemdziesiąt lat, ale pamięta dokładnie atmosferę procesu. Jedyna córka Hansa Kruegera jest przekonana o niewinności ojca.
– To było czyste świństwo podrzucone przez komunistów niemieckim śledczym, którym wydawało się, że złapali pana Boga za nogi, bo namierzyli kolejnego nazistę. I że na tym właśnie zbudują swoją karierę. Byli mało merytoryczni, nie znali komunistycznego tła sprawy.
Jedynym celem propagandy było uderzenie w zachodnioniemieckiego ministra i maksymalne medialne rozhuśtanie sprawy. Pamiętam media epatujące nagłówkami: oto komunistyczne państwo osądza niemieckiego ministra.
To już przeszłość. Nie interesuje też nas jako rodzinę, aby przekonywać nieprzekonanych. My znamy prawdę, nasi znajomi i przyjaciele też. Wiemy, kim był i co dobrego zrobił.
Kanclerza Ludwiga Erharda nie interesuje, czy i co dobrego zrobił w życiu Krueger. Szef rządu RFN ma na karku PRL-owską prokuraturę, propagandę NRD oraz zachodnioniemiecką prasę. W lutym 1964, pięć miesięcy po zaprzysiężeniu, minister Krueger podaje się do dymisji.
***
Heike Krueger:– Ówczesna prasa odleciała. Dosłownie. I zmusili ojca do ustąpienia. Inaczej nie zaznałby spokoju. To było nieprawdopodobne. My, rodzina, byliśmy strasznie rozczarowani. On zresztą też. Ale ustąpił dla dobra rządu Erharda, by ten mógł robić dalej swoje interesy polityczne.
***
POLACY, ŻYDZI I PSY
2 czerwca 1964 roku. Sala gimnastyczna w SP nr 1 w Chojnicach. Konferencja prasowa PRL-owskiej organizacji kombatanckiej ZBOWiD i PZPR.
Zeznają świadkowie*. Jest ich dziewięciu.
Marian Bąkowski: – Sąd specjalny wydawał wyroki przeciwko Polakom. Do składu należał również Hans Krueger. Na jednej z rozpraw przed tym sądem, w której brałem udział jako tłumacz, sądzono grupę pięciu lub więcej Polaków oskarżonych o nielegalny ubój zwierząt rzeźnych. Zapadły cztery wyroki śmierci.
Franciszek Husarek: – Przy niemieckim sądzie okręgowym utworzono w 1942 roku tzw. Sondergericht. W skład tego sądu wchodził Hans Krueger. Wiadomo mi, że brał udział w rozprawie sądu, który skazał na karę śmierci chorążego Wojska Polskiego Jekę. Jeka w czasie kampanii wrześniowej zabił Niemca.
Bernard Narloch: – Wiosną 1941 zostali aresztowani moi trzej bracia: Konrad, Hieronim i Konstanty. Osadzono ich najpierw w Chojnicach, potem w obozie Stutthof, a na końcu w Auschwitz, gdzie zmarli. Matka dostała oficjalny telegram o śmierci. Krótko potem przyszła paczka z ubraniem brata Konrada. W kieszeni tego ubrania był odpis wyroku. Napisali, że moi bracia zostali skazani na dożywocie jako osoby szkodzące ludowi (niem. tzw. „Volksschaedling”). Pamiętam, że wśród innych podpisów figurowało tam nazwisko Hans Krueger.
Czesław Fons: – W czasie wizytacji w więzieniu Hansa Kruegera prosiłem go o przydzielenie mi obrońcy z urzędu. Prośbę moją odrzucił, oświadczając: - Dla Polaków, Żydów i psów nie ma adwokata.
Franciszek Pabich: – Po każdej wizycie Kruegera w więzieniu więźniów sortowano, a część z nich zabierano na miejsce egzekucji w Dolinie Śmierci.
Świadkowie twierdzą, że pamiętają Kruegera z Chojnic, pamiętają jego wyprasowany żółty mundur ze swastyką. Pamiętają Kruegera, który witał w Chojnicach gauleitera Alberta Forstera i stosował wobec Polaków zasadę trzech „W”: wysiedlenie, wyzysk, wytępienie.
***
Heike Krueger: – Bzdura. Przecież wszyscy wiedzieli, że więzienia nie podlegają sądom, tylko Gestapo. Ojciec nie mógł uczestniczyć w selekcjach. To nie miało sensu. […] To wszystko przyszło ze Wschodu. Najgorsza była sytuacja mojej matki, która była nękana ze wszystkich stron. Niekończące się telefony, najścia i wyzwiska. Ale większość jego najbliższego politycznego otoczenia była po jego stronie. Ojciec nie miał żadnych problemów w tych relacjach.
***
Czy można wierzyć relacjom polskich świadków rzekomych zbrodni Kruegera?
Dr Tomasz Ceran z IPN w Bydgoszczy: – To nie jest jedna relacja, jest ich wiele. Ci ludzie mogą mylić dokładną nazwę sądu, jakieś szczegóły. Ale, co do istoty, te zeznania są wiarygodne. Nie oskarżanoby człowieka, który w ogóle tam nie był.
Historyk zaznacza, że potrzebne są dalsze badania. Zapowiada nową monografię IPN i zbiór dokumentów dla każdego pomorskiego powiatu.
Czy możliwe jest, że władze PRL urządziły propagandową pokazówkę? W końcu prasa potrafiła wtedy pisać, że Coca Cola to imperialistyczny, rewizjonistyczny drink. Dokładnie to samo pytanie zadają sobie w RFN. Z różnych powodów.
Z początku zachodnioniemieccy śledczy koncentrują się na udziale Kruegera w komisjach selekcjonujących więźniów. Nie badają, czy był w składach sądowych Sondergerichtu, które ferowały wyroki śmierci.
Od 1957 Krueger zasiada w Bundestagu, chroni go immunitet. Jednak bońskie organy ścigania 26 maja 1964 roku proszą zachodnioniemiecki parlament o jego uchylenie.
***
Heike Krueger: – Oczywiście rozmawialiśmy z matką i ojcem o procesie. Nie było najmniejszych problemów, również dlatego, że ojciec był niezwykle zrównoważony. I te bezpodstawne zarzuty ze strony niemieckiego, młodego sędziego, nierzeczowe, któremu wydawało się, że właśnie pojmał potwornego nazistę…
***
Sprawne procedowanie utrudnia jednak to, że podejrzany jest jeden, a krajów, które chcą ugrać na jego sprawie swoje interesy, co najmniej dwa. Niemcy chcą przesłuchać polskich świadków, Polacy odpowiadają: dobrze, ale u nas. Ping-pong trwa kilka lat. Nikt nie ustępuje, choć Krueger jest zdecydowany jechać. Ktoś jednak jest przeciw. Heike Krueger.
– Ta cała historia odbiła się na jego zdrowiu, a mimo to był gotowy jechać ze swoim obrońcą na przesłuchanie do Polski. Ale napisałam z bratem do dra Rainera Barzela, ówczesnego przewodniczącego frakcji CDU w Bundestagu, aby na to nie pozwolił. Baliśmy się, że stamtąd nie wróci, że go tam zabiją, że już go nie zobaczymy. Przecież Polska była wówczas państwem totalitarnym.
– Napisałam mu: „oczekuję od Pana, panie Barzel, że nie udzieli pan zgody na ten wyjazd”. I tak zrobił. Ale z całego procesu też niewiele wynikło, bo ci świadkowie nawet nie potrafili dobrze podać rysopisu ojca, chociaż naprawdę miał bardzo charakterystyczne cechy zewnętrzne – podkreśla Heike Krueger. Może liczyć na przychylność niektórych chadeków, którzy uważają, że w komunistycznej Polsce jej ojciec nie może liczyć na niezawisłość sądów.
W 1967 roku wydaje się, że przyszedł przełom. Niemieccy i polscy śledczy przesłuchują polskich świadków w Polsce. Ta spektakularna kooperacja jest na rękę wicekanclerzowi Willy'emu Brandtowi (wówczas szefowi zachodnioniemieckiego MSZ), który bardzo interesuje się wynikami śledztwa.
Zdaniem historyka Michaela Schwartza, który sprawę Kruegera badał od 2010 do 2013 roku na zlecenie monachijskiego IFZ, do impasu w śledztwie doprowadziła przede wszystkim zmiana polityki RFN. W 1969 r. władzę z rąk chadeków przejmują socjaldemokraci Willy’ego Brandta. Rozpoczyna się normalizacja stosunków RFN z blokiem wschodnim. Brandt ma sukcesy – Republika Federalna Niemiec i ZSRR wyrzekają się siły we wzajemnych stosunkach, Bonn zawiera też układ z PRL, w którym RFN uznaje granice na Odrze i Nysie.
Na początku 1969 r. Centralne Biuro Nazistowskich Zbrodni Wojennych w Dortmundzie zwraca się do Głównej Komisji Badań Zbrodni Hitlerowskich w Polsce z prośbą o kolejną pomoc prawną – postawienie Kruegera przed sądem za udział w selekcji w więzieniu w Konitz wymaga uzupełnienia materiałów dowodowych. Polacy proszeni są o dostarczenie kopii wyroków i akt sądowych. Jednak do czerwca 1971 roku, mimo licznych monitów, Warszawa nie reaguje. Dowody, które mają w ręku Niemcy, są zdaniem prokuratury w Bonn zbyt słabe procesowo. A na to, że to właśnie Krueger przewodniczył zespołom orzekającym w sądzie specjalnym, dowodów na piśmie nie ma w ogóle.
Dr Tomasz Ceran: — Można przyjąć, że materiał dowodowy był dla Niemców niewystarczający. W RFN nie było specjalnej woli ścigania sprawców. Wątpliwości procesowe rozstrzygano na korzyść oskarżonego. Sprawy przedawniano. Brakowało woli politycznej. Nawet jeśli był twardy materiał z Polski, to się go podważało, albo znajdowało świadków z Niemiec, którzy nic nie widzieli. Skazano niewielu. Wszystko było wtedy uzależnione od stosunków polsko-niemieckich, czyli zimnej wojny.
Czy Krueger mógł być, jak twierdził, niewinny?
Dr Ceran ma bardzo zdecydowany pogląd.
– Gdyby Krueger był czysty, nikt by go w RFN nie zdymisjonował. Krueger był mordercą w białych rękawiczkach. Jako urzędnik wydawał wyroki zza biurka. To zbrodnia sądowa, w majestacie prawa. Nie wiemy, czy, ile konkretnie i jakich wyroków wydał, bo nie zachowały się dokumenty. Na pewno był częścią aparatu III Rzeszy i elementem terroru.
Sąd Federalny w Bonn umarza sprawę z braku dowodów.
Krueger od 1965 roku jest poza polityką. Osiada w Olpe, wraca do zawodu – jest cenionym w Bonn i Monachium prawnikiem. Córka wspomina:
– Ojciec ciężko pracował na swoje nazwisko. Uchodził w Olpe za specjalistę od rozwodów, a w zasadzie od godzenia zwaśnionych stron. Na rozprawach większość rezygnowała z rozwodów. To była właśnie ta jego roztropność i rozwaga. Był szalenie poprawny w stosunku do nas, dzieci. Ale nie wychowywał mnie i brata twardą ręką. Wręcz przeciwnie – mogliśmy z nim rozmawiać o wszystkim. Prowadziliśmy rozmowy o polityce i historii, był szalenie dobry w historii, którą nas zarażał. Był piekielnie przyzwoity. I uczciwy. Mam to po nim.
Dla największego konkurenta politycznego Kruegera, Linusa Kathera, jego adwersarz nie był krwawym nazistowskim zbrodniarzem, ale na pewno oportunistycznym, nazistowskim karierowiczem. Nie mógł wybaczyć Kruegerowi, że doprowadził do takich strat na wizerunku nie tylko rządu, ale całego narodu niemieckiego.
Heike Krueger:
– Ale jeszcze raz pani powtarzam – dla nas, rodziny, ten temat jest więcej niż zamknięty.
Na cmentarzu w dzielnicy Roettgen w Bonn, w części dla najbardziej zasłużonych mieszkańców, do niedawna był grób Kruegera. Rodzina zlikwidowała go na początku 2019 roku.
***
*Zeznania za: Józef Klimek, w: "Kiedy przed sądem. Oprawca, minister, deputowany". "Prawo i Życie, 7.6.64 nr 12 (212)".
Tekst powstał w ramach wspólnej akcji Deutsche Welle, Interii i Wirtualnej Polski.
#ZbrodniaBezKary
Więcej na stronie: dw.com/zbrodniabezkary