Protest uchodźców w Niemczech. Domagają się lepszych warunków bytu
12 marca 2013Okolice podmiejskie: pola, nieużytki, zakłady przemysłowe, a pośrodku kilka kontenerów mieszkalnych. Tu, w miejscowości Oberursel koło Frankfurtu nad Menem, znajduje się jeden z ośrodków dla uchodźców.
Nagle ciszę przeszywa Etno Pop dobywający się z głośników dwóch mikrobusów. Oba pojazdy wjeżdżają na ogrodzony teren ośrodka. Tak zwana „Refugees' Revolution Bus Tour” (Rewolucyjna Podróż Uchodźcza) przybyła do 11 miasta (Frankfurtu nad Menem). Grupa składająca się z 15 uchodźców i jednego aktywisty, jest w drodze od końca lutego. Do końca marca chce mieć za sobą wizyty w 22 miastach. Na czym polega ich misja? Chcą osobiście zaprotestować przeciwko warunkom bytu w ośrodkach dla uchodźców, zmobilizować ich mieszkańców do działania, a jednocześnie zachęcić do udziału w wiecu, który ma się odbyć 23 marca w Berlinie.
Pierwszy protest miał miejsce prawie rok temu. Powodem było samobójstwo Mohammada Rhasepara. Irańczyk powiesił się 29 stycznia 2012 roku w ośrodku w Bawarii, po tym jak władze niemieckie nie zgodziły się na jego przeprowadzkę do jego siostry w Kilonii.
Wśród członków grupy „Refugees' Revolution Bus Tour” jest tym razem, pochodzący z Turcji, Turgay. Jako marksista spędził 15 lat w tureckim więzieniu. Teraz żąda dla przebywających w Niemczech uchodźców swobody poruszania się po całym kraju, zniesienia obozów dla uchodźców i wstrzymania wydalania uchodźców. Tymczasem 11 krajów związkowych zliberalizowało już regulację i zezwala uchodźcom na poruszanie się przynajmniej w obrębie kraju związkowego.
Skazani na bezczynność
Turgay'a najbardziej przygnębia odległość ośrodków od miast. – To jest istna izolacja, to tak, jakby się siedziało za kratkami - mówi.
Do protestujących należy też 28-letni Mahadi z Sudanu. Jest od prawie roku w Niemczech. W Sudanie nie czuł się bezpiecznie, bo jego ojciec dołączył do grupy rebeliantów. Ponieważ i jego podejrzewano o kontakty z opozycjonistami, został wtrącony na parę miesięcy do więzienia. – Mam za sobą straszną podróż, ale Niemcy są jeszcze gorsze. Tutaj nikt człowieka nie potrzebuje. Skazuje się go na bezczynność, pozostawia bez pracy i nauki.
Powściągliwe reakcje
Haydar Ucar, 51-letni Niemiec tureckiego pochodzenia, dołączył do tego ruchu z sympatii. – Kiedyś też się starałem o azyl. Taką „objazdówkę” trzeba bardzo dobrze przygotować, bo nie ma na to większych środków finansowych. – Nocujemy u przyjaciół, którzy też należą do naszego ruchu. W każdym mieście mamy punkty kontaktowe, gdzie możemy się spodziewać pomocy.
Przed kontenerami Haydar rozpościera z kolegami na trawie plakaty z płótna. Skandują przy tym hasło: „Freedom”, „Freedom”. Niektórzy mieszkańcy kontenerów ukradkiem wyglądają przez okna, inni stoją na klatce schodowej a jeszcze inni przy wejściu.
Przyjezdni wreszcie wchodzą do ośrodka, by porozmawiać z mieszkańcami. Większość nic nie wiedziała o akcji. Prawie nikt tu nie ma dostępu do Internetu.
Głośne noce zakrapiane alkoholem
W ośrodku mieszka również 18-letni Pecan. Ma już status uchodźcy. Wyprowadzić może się stąd dopiero wtedy, gdy będzie mógł się sam utrzymać. Ten młody Afgańczyk żyje od ponad dwóch lat w Niemczech. Teraz chodzi do szkoły zawodowej. – Życie ucznia w ośrodku dla uchodźców nie jest łatwe. Wieczorem o jedenastej chcę mieć spokój, ale tu wtedy panuje hałas i dużo się pije – opowiada.
Po prawie czterech godzinach grupa zbiera się do wyjazdu. Po przenocowaniu we Frankfurcie nad Menem udaje się w dalszą drogę do Kolonii.
Stephanie Höppner DW / Iwona D. Metzner
Red. odp.: Andrzej Pawlak