Ściąganie plików – kradzież, czy degustacja?
13 maja 2012„My jesteśmy twórcami” – pod takim tytułem w Die Zeit, jednym z najbardziej opiniotwórczych tygodników, został opublikowany list sygnowany przez ponad stu twórców protestujących przeciwko – ich zdaniem – coraz bardziej pobłażliwemu podejściu do łamania praw autorskich w sieci. W sprawie zabrali głos znani autorzy, m.in. Martin Walser, Charlotte Roche, Frank Schätzing: „Prawo autorskie jest historycznym osiągnięciem swobód obywatelskich przeciwko feudalnej zależności, a to gwarantuje bazę materialną do indywidualnej twórczości" – piszą autorzy listu.
Do tych, co kradną pliki…
„To osiągnięcie demokracji staje się coraz bardziej wątpliwe” – krytykują sygnatariusze listu. W nasilającym się trendzie kopiowania i odsłuchiwania wszystkiego w sieci bez jakichkolwiek gratyfikacji dla autora widzą zagrożenie dla materialnej egzystencji twórców. Ich zdaniem tylko restrykcyjne poszanowanie praw autorskich daje im szansę na utrzymanie się z własnej twórczości, a ci, którzy są przeciwni respektowaniu obowiązującego prawa autorskiego, podpisują się pod „legalizacją najzwyklejszej kradzieży własności intelektualnej".
Partia Piratów – ugrupowanie na niemieckiej scenie politycznej, które opowiada się za daleko idącą reformą prawa autorskiego poczuło się wywołane do tablicy. Dla niej kopiowanie tekstów, muzyki czy innych form artystycznych na użytek prywatny nie jest kradzieżą. Zdaniem partyjnego eksperta ds. prawa autorskiego Bruno Kramma ci, którzy najwięcej ściągają z sieci, są jednocześnie tymi, którzy najwięcej kupują. Takie podejście ostro krytykują sygnatariusze listu – ich zdaniem sama dostępność internetu i korzyści z niego płynące nie mogą usprawiedliwiać zwykłej kradzieży.
Więcej na temat Partii Piratów >>
Prawo autorskie: TAK, archaizmy: NIE
Zdaniem przedstawiciela Piratów sposób przedstawiania problemu przez sygnatariuszy listu nie odzwierciedla faktycznego stanu rzeczy, a zamiast budować fronty powinno się częściej dyskutować o tym, w jaki sposób użytkownicy internetu mieliby uwzględniać interesy twórców muzyki i literatury oraz wydawnictw, które w swojej istocie są po prostu biegunowo odmienne. Jego zdaniem już w samym haśle – My jesteśmy twórcami – tkwi anachronizm: „to właśnie prominentni autorzy, muzycy czy aktorzy są zazwyczaj dobrze wynagradzani przez wydawnictwa czy angażujące ich agencje. Nie dotyczy to jednak większości artystów”. Wg zwolenników większej swobody w internecie ci właśnie – nieznani lub jeszcze nieuznani – mogliby tylko zyskać na nowelizacji ustawy o prawie autorskim. „Nie chodzi o zniesienie prawa autorskiego, chodzi jedynie o dostosowanie go do wymogów współczesnego świata”, dodaje przedstawiciel Piratów.
„My jesteśmy społeczeństwem”
Co to oznacza w praktyce? Piraci domagają się skrócenia ustawowego terminu obowiązywania praw autorskich w odniesieniu do dzieła. Obecnie prawa do dzieł muzycznych lub literackich wygasają 70 lat po śmierci twórcy i dopiero wówczas mogą być one swobodnie wykorzystywane. Kolejnym postulatem Piratów jest opracowanie modelu płatności za korzystanie z dostępnych w internecie zasobów intelektualnych.
W sprawie zabrało głos również wielu internautów. Pod hasłem „Jesteśmy obywatelkami i obywatelami” domagają się stworzenia takich ram prawnych, aby interesy twórców były zabezpieczone, a jednocześnie możliwie najwięcej internautów uznawałaby owe ramy prawne za sprawiedliwe.
Rachel Gessat/Agnieszka Rycicka
Red.odp.:Małgorzata Matzke