Świadectwa z orzełkiem
29 czerwca 2009Ośmioletnia Julia Sowiński z dumą prezentuje aż dwa świadectwa – ukończenia II klasy i uczestnictwa w konkursie ortograficznym:
- „Bardzo mi się podobało” – mówi – „Uczyłam się pisać i mówić po polsku”.
- „Fajnie było. Chyba każdemu się podobało. Dużo można się nauczyć” – dodaje Jasiu Fiedler, śweżo upieczony absolwent III klasy.
Dorota Sowiński, mama Julii i od trzech lat nauczycielka „Oświaty” chwali dzieci za bardzo dobrą pracę:- „Naprawdę dzieci są coraz lepsze, bardzo chętnie biorą udział w konkursach, a mieliśmy konkurs recytatorski, ortograficzny. Dzieci piękne czytają i mówią po polsku. Wspaniale zaczynają mówić nawet dzieci, które przyszły do nas dopiero w tym roku i słabo mówiły. Naprawdę jest się z czego cieszyć. To też dla mnie pełna satysfakcja”.
Z lekcji Polskiego Towarzystwa Szkolnego (PTS) „Oświata” skorzystało w tym roku szkolnym bisko 300 polonijnych dzieci. Punkty nauczania są w 9 najliczniej zamieszkałych przez Polonię dzielnicach Berlina, powstaje kolejny, 10 punkt, mimo to większość dzieci trzeba dowozić na lekcje. Raz w tygodniu na 2,5 godziny. Rodzice chętnie poświęcają czas, tak jak Remigiusz Fiedler, ojciec Jasia:
- „Mamy taką regułę , że w domu rozmawiamy po polsku. Drugą taką okazją są właśnie lekcje Oświaty, gdze jest też nauka pisania. To jest też pewien rodzaj atrakcji. Jedno popołudnie w tygodniu spędzają w towarzystwie dzieci, też mówiących po polsku, bo na co dzień dzieci mają styczność tylko z językiem niemieckim."
Długa historia
PTS „Oświata” prowadzona jest przez społeczników i pasjonatów i tak było od pierwszego dnia jego istnienia. A powstało w 1881 r. jako „Towarzystwo Szkolne Polaków pod wezwaniem św. Stanisława”, w 1896 r. przekształcone właśnie w „Oświatę”. Działało jednak tylko do wybuchu II wojny światowej. Po wojnie, przez kilka dziesięcioleci nikt nie próbował jakoś reaktywować Towarzystwa, potrzebę taką zrodziła dopiero fala emigrantów z Polski w latach 80. Dzięki staraniom berlińskiego oddziału Związku Polaków w Niemczech, wydatnie wspieranego przez polską placówkę konsularną, wówczas jeszcze Polską Misję Wojskową w Berlinie Zachodnim, w sierpniu 1988 r. władze miasta zgodziły się na udostępnienie na naukę języka polskiego pomieszczeń w jednej ze szkół w dzielnicy Tempelhof, gdzie istniał też polski kościół. Władze miasta, a przede wszystkim Klaus Wowereit, ówczesny radca ds. oświaty dzielnicy Tempelhof, dziś nadburmistrz Berlina dopomogły w tym, że Towarzystwo mogło wrócić na oświatową mapę Berlina. Zakończony właśnie rok szkoly 2008/09 był tym samym rokiem jubileuszowym, 20. od chwili reaktywowania „Oświaty”.
Pomoc ale i trudności
- „To był bardzo przyjazny rok, taki okrągły jubileusz, ale był też ciężki, bo niestety mieliśmy trudności z wynajęciem sali na lekcje w śródmieściu” - opowiada przewodnicząca Towarzystwa Barbara Rejak – „Spędziliśmy rok na pisaniu podań, odwołań i sprawa utknęła w martywym punkcie. Jest patowa sytuacja, bo nawet burmistrz zna problem, ale nie może nic zdziałać, bo urzędy dzielnicowe są samodzielne a urząd śródmieścia uparł się.”
Prezent sprawiła natomiast „Oświacie” polska ambasada w Berlinie, która sfinansowała jej niezwykle ważną dla szkoły fotokopiarkę, cieszy się przewodnicząca Towarzystwa:
- „Potrzebujemy dużo kopii, bo uczymy dzieci wybiórczo. Nie mamy jednego podręcznika, tylko dobieramy program z kilku, żeby dopasować go do naszych potrzeb, tak, żeby wszystkie problemy były poruszone, ale kartka za kartką nie możemy, bo 2,5 godziny tygodniowo to po prostu za mało czasu.”
Pomaga też Wspólnota Polska i rodzice. Komitet rodzicielski, pod batutą energicznego, zawsze pełnego pomysłów Ferdynanda Domaradzkiego organizuje regularnie „topienie Marzanny”, „Święto latawca”, latem dzieci jeżdżą do Polski, w tym roku np. na spływ kajakowy po Pojezierzu Drawskim i wycieczkę na Ukrainę – jak przystało na Rok Słowackiego „śladami wieszcza”. Od 1989 r. przy „Oświacie” działa też dziecięco-młodzieżowy teatr „Bez paniki”. Bogaty program i ogromny wysiłek społeczników, ale nie ma innego wyjścia, śmieje się Barbara Rejak:
- „Mam takiego bzika na punkcie rozwijania dwujęzyczności. Jeżeli natura i okoliczności dały nam taką możliwość, byłoby grzechem tego nie rozwijać. Naszym zadaniem jest wszechstronne wykształcenie dzieci, żeby nie zapomniały skąd pochodzą, ale też sobie radziły z polszczyzną, bo to w końcu trudny język. Ale jeżeli uczy się go coraz więcej cudzoziemców, byłoby niedobrze, gdyby w drugim pokoleniu dzieci zapomniały języka swoich ojców i matek, a ci, dla których jest on obcy historycznie i kulturowo, z zapałem się go uczyli. Skoro chcemy, żeby język ten rozpowszechnił się także wśród cudzoziemców, powinniśmy dbać przede wszystkim o to, żebyśmy sami nie zapomnieli o jego pielęgnacji.”
Elżbieta Stasik / ma