11 lat więzienia dla niemieckiego dżihadysty
16 lipca 2015Atak, przeprowadzony w październiku 2013, był dobrze zaplanowany: 1600 dżihadystów przypuściło szturm na centralne więzienie w północnosyryjskim mieście Aleppo. Wyposażeni byli w moździerze i karabiny maszynowe. Dwóch strażników i pięciu więźniów zginęło.
Jednym z napastników był 27-letni obywatel Niemiec, z pochodzenia Afgańczyk Harun P. Walczył w szeregach ugrupowania terrorystycznego Junud al-Sham, konkurenta Państwa Islamskiego. Rok później, w drodze do domu został zatrzymany w Pradze.
Jego historia potoczy się teraz już w więzieniu. Wyższy Sąd Krajowy w Monachium skazał właśnie Haruna P. na 11 lat pozbawienia wolności, m.in. za przynależność do organizacji terrorystycznej i próbę morderstwa w 400 przypadkach. Wyrok, który zapadł w Monachium w środę (15.07.2015), jest spektakularny. Po raz pierwszy bojownik wracający do Niemiec z Syrii został skazany na tak długoletnią karę pozbawienia wolności. Surowy wyrok ma odstraszyć innych potencjalnych terrorystów, przyciąganych romantycznymi wyobrażeniami o islamskich bojownikach.
Szczęśliwy przypadek dla organów ścigania
Dla Prokuratury Generalnej proces w Monachium był strzałem w dziesiątkę. Harun P. złożył bowiem obszerne zeznanie, prezentując m.in. listę z nazwiskami innych dżihadystów. Jego precyzyjne informacje na temat kompetencji i hierarchii w łonie ugrupowania terrorystycznego Junud al-Sham zostały już wykorzystane w dwóch innych procesach islamskich terrorystów.
Eksperci ds. bezpieczeństwa triumfują, bo też tak wyczerpujące zeznanie niemieckiego dżihadysty jest bezprzykładne. A pochodzące od niego informacje mogą pomóc oskarżycielom w dalszych sprawach karnych.
Niemcy przeżywają obecnie prawdziwą falę procesów prowadzonych przeciwko wracającym z Syrii islamskim terrorystom. Tylko w tym roku prokurator federalny wniósł dziesięć aktów oskarżenia przeciwko 23 mężczyznom. Wyroki jeszcze nie zapadły.
Dalsze procesy
Historia wszystkich podejrzanych o udział w działalności terrorystycznej jest podobna: większość z nich to młodzi imigranci, którzy kiedyś się zradykalizowali. Na dżihad jadą z reguły przez Turcję. Po przybyciu do Syrii większość przeszła najpierw szkolenie bojowe. Potem ich zadania były różne: aktywna walka, przemyt ludzi albo pieniędzy, agitacja nowych bojowników, produkcja propagandowych wideo.
Eksperci ds. bezpieczeństwa liczą się z tym, że ta fala procesów jeszcze się nasili. Nowo uzyskane informacje zwiększają bowiem prawdopodobieństwo wszczęcia nowych spraw sądowych.
Wyrzec się dżihadu?
Fascynacja dżihadem zdaje się nie mieć końca w Niemczech i w całej Europie Zachodniej. Federalny Urząd Kryminalny wychodzi z założenia, że około 700 Niemców wyjechało na objęte walkami tereny Syrii i Iraku walcząc w szeregach różnych ugrupowań terrorystycznych. Ale blisko 230 z nich wróciło już do Niemiec. Wielu ma przypuszczalnie na sumieniu czyny karalne. Kto jednak wpadnie w ręce policji, zapewnia często, że wyjechał tylko po to, by „udzielić pomocy humanitarnej”.
O motywach, jakimi kierują się wracający z Syrii i Iraku, policja i służby wywiadu wiedzą dotąd niewiele. Jedni wydają się straumatyzowani okrucieństwem wojny, inni rozczarowani codziennością dhihadystów. Służby bezpieczeństwa najbardziej niepokoi jednak brak wiedzy o tym, ilu islamistów wracających do Niemiec nadal prowadzi działalność terrorystyczną. Aktywni są bowiem nadal niebezpieczni, także w więzieniu. Właśnie za murami znajdują często łatwy łup: młodzi mężczyźni bez poczucia przynależności, łatwo dający się zarazić rzekomą wielką przygodą, jaką ma być dżihad.
Złagodzenie kary
Harun P. chyba nie będzie już do nich należał. Swoim wyczerpującym zeznaniem ściągnął na siebie nienawiść dżihadystów, co sąd uznał za okoliczność łagodzącą.
Takie jest też przesłanie monachijskiego wyroku: kto wyrusza z Niemiec na dżihad, musi się liczyć z surową karą. Kto pomoże organom ścigania w walce z terroryzmem, może liczyć przynajmniej na złagodzenie kary.
Hans Pfeifer / Elżbieta Stasik