Domniemany dżihadysta przed sądem. Chciał walczyć dla sławy
10 lipca 2015- Nie chciałem mieć nic wspólnego z tymi, którzy wykonują dekapitacje – powtarza po raz kolejny Nezet Alija S. – Chciałem walczyć – mówi zeznając przed sądem i zapewnia, że nie miał zamiaru kogokolwiek zabijać.
– Jak Pan sobie to wyobrażał? - pyta sędzia Barbara Havliza i czeka cierpliwie na odpowiedź. – Chciałem wziąć udział w walkach, ale chybiać strzelając z broni – odpowiada Nezet S. W tym momencie słychać poszeptywania na sali sądowej. – Chciałem być bohaterem i chciałem być znany. Chciałem mieć wiele kobiet – opowiada o swoich marzeniach 22-latek, który w ub. środę (8.07.2015) stanął przed Sądem Krajowym w Düsseldorfie oskarżony o „członkostwo w terrorystycznym ugrupowaniu”.
Nezet S. miał od 23 lipca do 16 sierpnia 2014 roku przebywać w Syrii jako członek terrorystycznego ugrupowania Państwo Islamskie, z którym się utożsamiał, jak głosi akt oskarżenia. Miał też wielokrotnie brać udział w walkach przeciwko prezydentowi Baszarowi al Assadowi. Dlatego szkolono go w posługiwaniu się bronią. Jednakże Nezet S. neguje te zarzuty niemieckiego sądu.
Werbunek na facebooku
Nezet S. urodził się w Niemczech. Jego rodzice są kosowskimi Albańczykami. 22-latek jest niepozornym, młodym człowiekiem. Na pierwszą rozprawę przyszedł ubrany w zieloną koszulkę polo, jeansy i trampki. Włosy ma po bokach wygolone, czubek na żel zaczesany do tyłu. Nezet S. opowiada o swoich ekscesach alkoholowych, wykroczeniach i wielokrotnych zatrzymaniach przez policję w czasach szkolnych. Rygor życia zgodnego z tradycją muzułmańską wydawał mu się być jedynym rozwiązaniem jego problemów.
Któregoś dnia w śródmieściu Essen zagadnęli Nezeta S. radykalni salafici rozdający w ramach akcji „Lies!” („Czytaj!”) bezpłatne egzemplarze Koranu. I tak się wszystko zaczęło. Wtedy, przyznaje chłopak, brakowało mu uznania. Czuł się niedowartościowany. Wierzył, że udając się do Syrii zostanie bohaterem i będzie znany.
W Mülheim, gdzie mieszka z rodzicami, kupił bilet lotniczy do Turcji – ale tylko w jedną stronę. Z Turcji razem z 15 innymi ochotnikami pojechał do Syrii. Wszystkie informacje i wskazówki otrzymał od innego Albańczyka z Kosowa, którego poznał na facebooku. Tamten urodził się nie w Niemczech, lecz w Austrii, a teraz mieszka w Syrii.
To dzięki niemu Nezet S. dowiedział się, że Syria „jest pięknym krajem”. Młodzi mężczyźni wymieniali się na facebooku zdjęciami i filmami wideo. Nezet S. oczarowany był opowiadaniami o atmosferze panującej między bojownikami PI, o więzach między nimi, o tym, że razem śpiewają, jedzą, razem chodzą pływać. On sam siedział przeważnie sam w domu. Rodzice nie mieli dla niego czasu. Po kilku tygodniach kontaktów na facebooku mężczyźni nabrali do siebie zaufania.
Nie chciałem umierać
22-latek opowiada, że już długo interesował się islamem. W szkole wiele na ten temat dowiedział się od przyjaciół i zaczął rygorystycznie przestrzegać zasad nowej religii. Któregoś dnia w sieci zobaczył wideo z kaznodzieją z Arabii Saudyjskiej z niemieckimi napisami. To był ten decydujący moment, kiedy postanowił dołączyć do salafickiej akcji „Lies!” i rozdawać Koran na ulicach niemieckich miast.
Radykalizacja poglądów Nezeta S. zwróciła uwagę jego nauczycieli w szkole. Został usunnięty ze szkoły, o jego radykalizacji poinformowano władze oświatowe. Policja próbowała z nim rozmawiać i perswadować. Ale nie robi to wrażenia na Nezecie S. i nie odwodzi od przekonań
Młody mężczyzna gości często w gminie muzułmańskiej w Solingen, gdzie spotkają się też islamiści powracający z Syrii. – Chciałem też dopełnić obowiązku dżihadu – mówi. Lecz o islamie, szarii i dżihadzie chłopak
zdaje się mało wiedzieć. Przynajmniej takie wrażenie odnosi się słuchając jego zeznań przed sądem.
Kiedy Nezet S. przyjechał z Turcji do syryjskiego miasta Al-Bab w prowincji Aleppo, doznał szoku. Nic z jego wyobrażeń o Syrii nie odpowiadało rzeczywistości. – Już pierwszego dnia zapytano mnie, czy chcę wziąć udział w walkach czy też wysadzić się w powietrze – opowiada 22-latek. Nezet S. zdecydował się na udział w walkach. Lecz od tego odwodzi go atak na jego kwaterę i zniszczony w wyniku bombardowań czołg kurdyjskich bojowników ze śladami zakrzepłej krwi. – Wtedy stało się dla mnie jasne, że nie chcę jeszcze umierać. Mam przecież jeszcze całe życie przed sobą.
Mówiąc to przed sądem Nezet S. jest opanowany. Sędzia pyta go, czy nie wiedział, że wojna to także śmierć i rozlew krwi. Ale nie otrzymuje żadnej odpowiedzi.
Czy walczył dla Państwa Islamskiego?
- Zmanipulowano mnie filmami wideo i opowiadaniami – tłumaczy Nezet S. na rozprawie sądowej. Chciał jak najszybciej wrócić do Niemiec. Co naprawdę stało się w ciągu 16 dni pobytu w Syrii, nie jest do końca jasne. Nezet S. opowiada, że się relaksował i dużo pływał. Zaprzecza stawianemu mu zarzutowi, że był w obozie szkoleniowym al Rakka i brał udział w walkach z innymi bojownikami. Na zdjęciu zrobionym jego komórką stoi ubrany w mundur maskujący i trzyma w ręku kałasznikowa. – To robiło na mnie wrażenie i chciałem tym zaimponować – oświadcza.
Z innymi osobami, które nie chciały pozostać w Syrii i z bojownikami PI został przewieziony do Turcji. Tam skontaktował się z rodzicami, a następnie pojechał do Prisztiny, do krewnych w Kosowie. Stamtąd zabrali go do domu rodzice. Po wylądowaniu samolotu w Niemczech został aresztowany przez policję.
Na proces Nezeta S. przewidziano dziewięć dni. Oskarżonemu grozi do dziesięciu lat więzienia. Po zeznaniach Prokuratura, Federalny Prokurator Generalny oraz spec służby obiecują sobie więcej informacji o zasadach rekrutowania bojowników i działaniu Państwa Islamskiego. Śledczy oceniają, że Nezet S. działał wyłącznie na własną rękę i nie jest powiązany z żadną grupą radykalnych salafitów. Czy tak naprawdę jest, okaże się na kolejnych rozprawach.
Sabrina Pabst / Barbara Cöllen