Abp Hamburga: Nie zapominajmy o losach uchodźców
20 czerwca 2018Księże arcybiskupie, w środę obchodzimy Światowy Dzień Uchodźcy. Jakie jest najważniejsze przesłanie tego dnia w kontekście aktualnych wydarzeń?
Abp Stefan Hesse*: Obecnie mamy na świecie około 65 mln uchodźców. 25 mln z nich znajduje się poza granicami ich ojczystych krajów. Uciekli przed łamaniem praw człowieka, przed wojną czy wojną domową. I poszukują życia w bezpieczeństwie i godności. Moje przesłanie na Światowy Dzień Uchodźcy brzmi: Nie zapominajmy o tych ludziach i ich losach! Nie zatwardzajmy naszych serc, nie przymykajmy oczu!
Aktualny spór o azyl i uchodźców rozpala emocje. Jak ocenia ksiądz arcybiskup te polityczne spory?
- Polityczny spór nie jest czymś nagannym. Ważne jest, by poszukiwać przy tym dobrych rozwiązań. W jaki sposób można chronić uchodźców? W jaki sposób ich integrować, jak zapewnić społeczną solidarność? I w końcu jak dojść do solidarnej polityki uchodźczej Unii Europejskiej? Na ten temat trzeba rozmawiać i się spierać. Jednak w politycznych debatach brakuje mi coraz bardziej empatii dla uchodźców. Wydaje się, jakby chodziło tylko o to, w jaki sposób możemy trzymać tych ludzi z dala od nas lub się ich pozbyć.
Czy ostatnią decyzję na temat łączenia rodzin uważa Ksiądz Arcybiskup za słuszną?
- Powinniśmy sobie uświadomić o co właściwie tutaj chodzi. Syryjskim uchodźcom przez dwa lata nie pozwalano na sprowadzanie ich najbliższych krewnych. Spowodowało to rozpacz w wielu rodzinach. Kiedy zbliżał się moment zniesienia tych ograniczeń, u wielu uchodźców widać było wielką ulgę, a teraz ponownie perspektywa łączenia rodzin została odłożona na dalszą przyszłość. Oczywiście uchwalone obecnie łączenie rodzin w ograniczonym stopniu jest lepsze niż ich całkowite uniemożliwienie. Jednak biskupi życzyli sobie regulacji, która rzeczywiście pomoże rodzinom, których to dotyczy. Bo jedność rodziny jest wielkim dobrem. Wiemy z doświadczenia, że ludzie, którzy żyją wspólnie ze swoją rodziną mają lepsze szanse na integrację w nowym otoczeniu.
Czy jest Ksiądz Arcybiskup w stanie zrozumieć lęki przed uchodźcami w kontekście takich zbrodni jak zamordowanie 14-letniej Zuzanny i doniesienia o fałszowanie dokumentów itd.?
- Biorę na poważnie lęki i troski ludzi. Nie mam jednak zrozumienia dla tych, którzy podsycają te lęki lub je instrumentalizują. Wydaje mi się, że niektóre debaty w naszym kraju są w dużym stopniu niepoważne. Szczególnie problematyczne jest to wtedy, kiedy przestępstwo dokonane przez jednostkę przypisuje się generalnie całej grupie, a więc wszystkim uchodźcom. Ludzie, którzy uciekli ze swojej ojczyzny, przedstawiani są wtedy w przestrzeni publicznej nie jako osoby poszukujące schronienia, lecz jako potencjalni gwałciciele, mordercy i terroryści. To jest skrzywione postrzeganie.
Czy widzi Ksiądz Arcybiskup zmianę nastrojów, a więc odwrócenie się od "kultury powitania" ku izolacji?
- W naszej publicznej debacie widać taką tendencję. Lecz jeśli przyjrzeć się dokładniej, to sprawa jest bardziej zróżnicowana. Także w 2015 r., a więc w szczycie tak zwanej "kultury powitania", było także sporo ludzi, którzy nie byli zachwyceni napływem uchodźców do naszego kraju. I tak samo dzisiaj, kiedy wiatr opinii publicznej zmienił kierunek, wielu ludzi nie daje się porwać lękom czy resentymentem.
W jaki sposób polityka powinna zachować się w kwestii uchodźców?
- Po pierwsze nadal potrzebna jest solidarność – z uchodźcami, z krajami pogrążonymi w kryzysie, z państwami, które jako pierwsze przyjmują uchodźców. Bez wspólnych europejskich rozwiązań grozi bowiem pseudokonkurencja, w której każdemu chodzi tylko o to, by przyjąć tak niewielu uchodźców jak to tylko możliwe. Są już pierwsze jaskółki takiego obrotu rzeczy. Myślę tutaj o niemieckiej debacie na temat odsyłania uchodźców już na granicy. Albo o tragicznej sytuacji na Morzu Śródziemnym – o ratownikach ratujących ludzi, którym utrudnia się pracę. Symbolem braku europejskiej solidarności jest statek ratowniczy "Aquarius", który z 600 rozbitkami na pokładzie przez wiele dni nie mógł zawinąć do żadnego portu.
Po drugie – do wyzwań związanych z imigracją należy podchodzić z realizmem i pragmatyzmem. Trzeba wsłuchać się też w konkretne postulaty i troski mieszkańców, przede wszystkim tak zwanych zwykłych ludzi. A więc – jak wygląda sprawa mieszkań i pracy? W jaki sposób przeciwdziałać tworzeniu się gett? W jaki sposób zapewnić dobrą edukację dla wszystkich? Ludzie muszą być pewni, że polityka w uczciwy sposób szuka dla nich rozwiązań.
A jak wygląda sytuacja w Kościele? Czy także i tutaj maleje gotowość do niesienia pomocy?
- Jestem wdzięczny za wielkie zaangażowanie w naszych parafiach i grupach. W ubiegłym roku w katolickich organizacjach opiekujących się uchodźcami angażowało się 60 tys. wolontariuszy. W 2017 r. wzrosły na tym odcinku nakłady finansowe ze strony diecezji i kościelnych fundacji. Nie ma więc mowy o malejącej gotowości do pomocy w Kościele. Najwyżej zmieniają się punkty ciężkości. Na znaczeniu straciła praca w punktach recepcyjnych dla uchodźców, teraz chodzi przede wszystkim o integrację. Dlatego coraz ważniejsze staje się profesjonalne poradnictwo dla imigrantów i zwiększyliśmy liczbę etatów w tego typu kościelnych placówkach. Pomimo to zaangażowanie społeczne jest nadal czymś koniecznym przede wszystkim dlatego, że w centrum tego zaangażowania znajduje się osobiste i pełne empatii spotkanie rdzennych mieszkańców i przybyszów.
(KNA/du)
*Stefan Hesse (ur. 1966) jest jednym z najmłodszych niemieckich biskupów. W 2015 roku papież Franciszek mianował go arcybiskupem Hamburga. W Episkopacie Niemiec abp Hesse odpowiada za sprawy związane z uchodźcami.