Afganistan: Organizacje humanitarne w szpagacie
25 sierpnia 2021Chęć działania z jednej strony, troska o swoich współpracowników z drugiej – to skrajne nastroje wielu osób, które świadczą pomoc humanitarną w Afganistanie. – 35 milionów ludzi potrzebuje pomocy – mówi Marga Flader, przewodnicząca zarządu stowarzyszenia „Szkoły Afganistanu", które działa w tym kraju w obszarze edukacji od ponad 30 lat.
Stowarzyszenie już na początku zdecydowało, że nie będzie pracować w stolicy Afganistanu, Kabulu. W szczególności w północno-zachodniej części kraju pomaga ono w utrzymaniu funkcjonowania szkół i kwalifikacji pracowników. – Za pierwszych rządów talibów ludność apelowała do nas, abyśmy utrzymali wszystkie szkoły otwarte – wyjaśnia Flader w rozmowie z Deutsche Welle. Dziś także chodzi o to, by „nie porzucać Afgańczyków".
Pomoc na miejscu nadal potrzebna
Wiele organizacji humanitarnych liczy na kontynuację konkretnych działań mimo przejęcia władzy przez fundamentalistów. Nie z (nielicznymi) niemieckimi specjalistami, ale ze sprawdzonymi lokalnymi pracownikami. Pirmin Spiegel, dyrektor wykonawczy katolickiej organizacji pomocowej Misereor, mówi w rozmowie z DW o swoim „przesłaniu" dla dwunastu organizacji partnerskich, z którymi Misereor współpracuje: „Nadal potrzebujemy waszego wsparcia, waszej solidarności". Podobne podejście ma rzecznik Welthungerhilfe: „Jesteśmy w trakcie ponownego otwierania biur".
Sytuacja w obszarze pomocy humanitarnej w Afganistanie jest złożona. Żołnierze Bundeswehry współpracują z siłami zbrojnymi innych państw, aby pomóc w ewakuacji nie tylko swoim rodakom, ale i współpracującym z nimi Afgańczykom, którzy chcą opuścić kraj. Trudna jest zwłaszcza sytuacja współpracowniczek, które tworzyły projekty dla kobiet. Teraz chcą ratować swoje lokalne partnerki przed zemstą talibów. Jednocześnie działacze organizacji humanitarnych zdają sobie sprawę z rosnących potrzeb ludności cywilnej, która pozostaje w Afganistanie.
Znaczna część niemieckich pracowników opuściła już Afganistan. Należy do nich Stefan Recker z Caritas International, który przeżył w Kabulu krytyczne dni, ale chciał tam pozostać. Wyleciał z Bundeswehrą „na polecenie swojego pracodawcy" – mówił w poniedziałek (23.08.) radiu Deutschlandfunk. Podkreślał, że takie organizacje jak Caritas International angażują się właśnie w takich trudnych sytuacjach. O kraju pod rządami talibów powiedział: „Musimy też rozmawiać z ludźmi, z którymi normalnie nie lubimy rozmawiać.”
Wieloletnia współpraca
Z kimkolwiek byśmy nie rozmawiali, okazuje się, że niemieckie organizacje pomocowe są w kontakcie z odpowiednimi niemieckimi ministerstwami i troszczą się o swoich lokalnych partnerów. Ale są tacy, którzy chcą zostać i dalej tu działać. W rozmowie z DW Pirmin Spiegel nazywa kraj „zdewastowanym" i „pełnym sprzeczności". Jednak zaprzestanie współpracy na rzecz rozwoju byłoby „niewłaściwym sygnałem”. Poza tym nie ma czegoś takiego jak „talibowie". Trzeba widzieć różnice.
Spiegel podaje aktualny przykład z północy kraju. Kiedy kilka tygodni temu talibowie przejęli władzę w regionie, instytucja edukacyjna dla kobiet i dziewcząt usunęła swoje symbole z budynku. Jednak po rozmowach z lokalnymi przedstawicielami talibów praca jest kontynuowana – z zastrzeżeniami: mężczyźni nie mogą już uczyć kobiet, a kobietom w drodze do szkoły musi towarzyszyć mężczyzna. Tak więc teraz kilka kobiet przyjeżdża do szkoły w konwoju riksz w towarzystwie mężczyzny. – To nie jest optymalne – mówi przedstawiciel Misereor, dodając: „Mamy różne wizje". – Ale ważne jest to, że praca w tym regionie trwa nadal – wyjaśnia. Do tego dochodzą jeszcze długotrwałe relacje agencji pomocowych z lokalnym personelem.
Pensja zamiast ewakuacji?
W Niemczech dyskusję wywołała wiadomość o tym, że działające na zlecenie różnych ministerstw Stowarzyszenie Współpracy Międzynarodowej (GIZ) wypłaca afgańskim pracownikom lokalnym, którzy nie chcą opuścić swojego kraju, roczną pensję, aby pomóc im w „trudnej sytuacji". Ministerstwo Rozwoju potwierdziło, że ze względów prawnych beneficjenci płatności będą musieli wyrazić zgodę na nieobejmowanie ich programem ewakuacji do Niemiec. Jednak, jak powiedział rzecznik ministerstwa, jeśli miejscowi pracownicy zmienią zdanie lub jeśli będą zagrożeni, „to i tak mogą wpisać się na listę wyjazdową”.
W przypadku organizacji pomocowych niezwiązanych z rządem takie dylematy nie istnieją. Caritas International poszukuje obecnie sposobów na opuszczenie kraju przez pracowników, którzy zadeklarowali chęć ewakuacji. Simone Pott z Welthungerhilfe również zapewnia: „Jeśli koledzy chcą opuścić kraj, robimy wszystko, co w naszej mocy, aby ich wesprzeć." Nie podaje jednak żadnych informacji na temat liczby osób, których to dotyczy. Pott podkreśla, że jej organizacja nie jest zainteresowana oceną przyczyn, które doprowadziły do zdominowania krajów przez talibów. „To nie jest to, czemu się przyglądamy". Jej organizacja skupia się na kryzysach żywnościowych i suszach, z którymi trzeba walczyć w interesie ludzi.
Państwo, które „nie funkcjonuje”
– Postanowiliśmy nie porzucać Afgańczyków – podkreśla Marga Flader ze Stowarzyszenia „Szkoły Afganistanu”. Taki jest cel „zrównoważonego wsparcia”. Do tej pory w prowincji Faryab w północno-zachodniej części kraju otwarte są szkoły, w których pracuje około 150 osób, a także ośrodek szkoleniowy i trzy ośrodki dla kobiet.
Tak, mówi Flader, lokalni pracownicy z pewnością nie są bezpieczni, a przejęcie kraju przez talibów także ich zaskoczyło. Ci ludzie zdają sobie sprawę, jak ważna jest ich praca. A o tym, że państwo afgańskie nie funkcjonuje, wiedzą już od dawna.