Agnieszka Brugger: Europa powinna być głosem rozsądku
30 kwietnia 2018Zbrojenia atomowe były tematem jej pierwszego wystąpienia na forum Bundestagu. Posłanka Zielonych, wtedy jeszcze jako Agnieszka Malczak (dziś Brugger), przed prawie dziewięciu laty przedstawiła swoje jasne stanowisko w sprawie rozbrojenia jądrowego. Miała wtedy 24 lata i była najmłodszą posłanką w Bundestagu. Jej „znakiem firmowym” były ufarbowane na ostrą czerwień włosy i piercing w ustach. Koloński tabloid „Express” nazwał ją „najbardziej zauważalną niemiecką polityk”.
Dziś urodzona w 1985 roku w Legnicy polityk, która już na trzecią kadencję wybrana została do Bundestagu, stwierdza, że mass media zaczęły na szczęście „bardziej zwracać uwagę na to, jakie słowa padają z czyich ust, a nie na to, czy w ustach jest piercing” – jak wyjaśnia w wywiadzie dla Deutsche Welle. Agnieszka Brugger jako długoletnia członkini parlamentarnej komisji ds. obronności stała się ekspertem ds. polityki bezpieczeństwa i rozbrojenia. Od stycznia br. 33-letnia polityk jest jedną z pięciu wiceprzewodniczących klubu poselskiego Zielonych.
„Ogromne zagrożenie”
O ile jej wizja świata bez broni atomowej na początku jej kariery politycznej była utopią, ostatnie lata zgasiły wszelkie nadzieje, by o tej utopii można było chociaż marzyć. Zaledwie przed kilkoma dniami amerykański prezydent Donald Trump znów ponowił groźbę zerwania porozumienia atomowego z Iranem. Twierdzi, że porozumienie to było „najgorszym układem wszechczasów”. Porozumienie miało gwarantować, że Iran nie będzie dalej forsował swoich badań atomowych w celu budowy broni jądrowej. W rozmowie z Deutsche Welle Agnieszka Brugger podkreśla, że sytuacja jest „szalenie niebezpieczna” i wielką troską napawa ją to, że Iran mógłby wykorzystać technologię jądrową do celów wojskowych. Z tego względu do porozumienia tego nie ma żadnej alternatywy – podkreśla. – Oczywiście, że takie umowy można zrywać lub omijać, ale tylko one gwarantują należytą kontrolę, jaka bez nich nie byłaby możliwa. Z tego względu trzeba porozumienie to utrzymać.
„Koalicja chętnych” to za mało
Agnieszka Brugger, która w Tybindze studiowała politologię, od wielu lat zajmuje się rolą Bundeswehry. Kategorycznie odrzuca ona misje wojskowe w Syrii, Afganistanie i Iraku. Jej zdaniem terroryzm tzw. „Państwa Islamskiego” można pokonać tylko na drodze politycznej, a podstawa konstytucyjna tych misji jest bardzo wątła. – Jest to tylko „koalicja chętnych”, skupiająca bardzo sprzeczne ze sobą interesy. Udział Bundeswehry w operacji „Counter Daesh” w Syrii został w roku 2015 dopuszczony głosami partii koalicji rządowej CDU/CSU-SPD, lecz bez mandatu ONZ - podkreśla.
Nawet jeżeli jej poglądy są lewicowe, w niektórych przypadkach dopuszcza ona ingerencję wojskową z zewnątrz. – Są sytuacje, w których misja Bundeswehry poparta mandatem ONZ mogłaby być jak najbardziej słuszna – mówi, zastrzegając, że bez takiego mandatu misje są trudne, ale w określonych przypadkach nie chce ich generalnie potępiać. Jako przykład podaje wojskową interwencję USA na rzecz Jazydów osaczonych w górach w Północnym Iraku. Zastrzega jednak, że przed poparciem jakiejkolwiek misji wojskowej, muszą zostać zweryfikowane jej podstawy w świetle prawa międzynarodowego.
Dialog i kooperacja
Zdaniem Agnieszki Brugger także w trudnych czasach należy stawiać na dialog i kooperację, zamiast stosować prawo pięści. – Liderzy, tacy jak prezydent Erdogan, Władimir Putin czy niestety także Donald Trump są w trakcie demontażu pokojowego ładu, który tak żmudnie został wypracowany po dwóch wojnach światowych – podkreśla. Kryje się za tym logika: im więcej reguł się złamie i im bardziej pobrzękuje się szabelką, tym lepiej będzie można realizować przede wszystkim swoje własne interesy. Lecz jest to bardzo krótkowzroczne myślenie – wyjaśnia, dodając, że właśnie z tego względu państwa europejskie powinny być głosem rozsądku prawa międzynarodowego. – Nikt nie chce żyć w świecie pozbawionym takiego ładu, nawet ci trzej wymienieni wcześniej politycy – dodaje.
Groźna spirala
Niemieccy Zieloni, a szczególnie Agnieszka Brugger, krytykują nie tylko misje Bundeswehry, ale także jej braki w wyposażeniu. Wciąż mówi się o konieczności podniesienia niemieckich wydatków na zbrojenia. Minister obrony Ursula von der Leyen domaga się wielomiliardowego budżetu, by móc lepiej wyposażyć armię, m.in. w śmigłowce ratunkowe, samoloty transportowe i drony. W przekonaniu Agnieszki Brugger są to problemy, które przez lata leżały odłogiem. Sceptyczna jest jednak wobec zmasowanego dozbrojenia. – Sądzę że to żadne rozwiązanie, bo wywołuje ono tylko niebezpieczną spiralę eskalacji, która wcale nie oznaczałaby poprawy bezpieczeństwa dla wszystkich.
Ma zastrzeżenia także do zapowiedzianego zakupu dronów dla Bundeswehry, nawet jeżeli Zieloni popierają, by niemiecka armia dysponowała nimi podczas misji wojskowej w Mali. Przed kilkoma dniami Bundestag przedłużył tę misję na Zachodzie Afryki. – Jednak my, jako Zieloni, mamy ogromny problem z tym, jeżeli zakupione zostaną też drony bojowe. Jej zdaniem szefowa MON-u do tej pory nie złożyła przekonujących wyjaśnień, jak mogłyby one zostać użyte. – Zawsze w debatach na temat interwencji wojskowych interesowało mnie nie tylko, jak misje te mają wyglądać, ale także, co będzie potem - wyjaśnia.