To już drugi przypadek przemocy policyjnej w ciągu tygodnia, który wstrząsnął Francją. Po brutalnej likwidacji w poniedziałek obozu afgańskich uchodźców na Placu Republiki w Paryżu, teraz na jednym z nagrań widać, jak trzech policjantów – również w Paryżu – z całych sił bije czarnoskórego człowieka. Oba przypadku są udokumentowane zdjęciami, których rozpowszechnianie już wkrótce będzie nielegalne.
Kogo chroni nowa ustawa o bezpieczeństwie?
Tego gwarantem ma być nowa ustawa o bezpieczeństwie prezydenta Macrona. Jej właściwym celem ma być ochrona policjantów przed przemocą. Jednak już od tygodni dyskusja dotyczy niemal wyłącznie artykułu 24. Zgodnie z nim, nagrywanie policjantów i rozpowszechnianie tych rejestracji ma być karane „jeżeli istnieje prawdopodobieństwo naruszenia psychicznej lub cielesnej integralności funkcjonariusza”. Za rozpowszechnianie wizerunku policjantów grożą grzywna w wysokości do 45 tys. euro, a także rok więzienia. Prezydent ma przy tym na uwadze kolejne wybory. Od miesięcy kreuje się na „człowieka prawa i porządku” i próbuje w ten sposób dotrzeć do prawicowego elektoratu. Wielu jednak dostrzega w nowym prawie wstydliwy atak na wolność prasy. I słusznie.
Również we Francji przemoc z rąk policji nie jest pojęciem obcym. W ostatnich latach dochodziło do powtarzających się, potwornych aktów przemocy. Chociażby w przypadku Adama Traore, który w wieku 24 lat zmarł w policyjnym areszcie. Albo podczas protestów „żółtych kamizelek” : 344 rany głowy, 28 przypadków zranienia oka, pięć oderwanych rąk i cztery ofiary śmiertelne – to tragiczny bilans demonstracji. Nie oznacza to, że policjanci również nie są atakowani i nie bywają ranni. Demokratyczne społeczeństwo musi jednak wspierać tych, którzy dokumentują i upubliczniają przemoc państwa. Nowa ustawa o bezpieczeństwie praktycznie to uniemożliwia.
Rząd nie ustępuje pomimo krytyki
Krytyka wykracza pozo środowiska stowarzyszeń dziennikarskich. Nawet Komisja Europejska poczuła się do przypomnienia rządowi Macrona, że dziennikarze powinni móc „pracować swobodnie i w całkowitym bezpieczeństwie”. Amnesty International nazwała wspomniana ustawę „zagrażającą prawom podstawowym”. W reakcji na te krytykę, artykuł 24 został uzupełniony o zdanie, że nie należy go interpretować ze szkodą dla prawa do informacji. To jednak nic innego niż żałosna przykrywka.
Jedynym sposobem na ochronę wolności pracy byłaby całkowita likwidacja artykułu 24 . Jeśli chodzi bowiem tylko o ochronę funkcjonariuszy policji, jest on zbędny. Groźby i obelgi kierowane w stronę policji – również w mediach społecznościowych – podlegają już teraz karze. Artykuł 24 nie wnosi więc niczego nowego.
Prawo otwiera drzwi do nadużywania władzy
Ponadto artykuł 24 jest zbyt niejasno sformułowany. To otwiera drzwi do nadużywania władzy. Kto ma w konkretnej sytuacji ocenić, co ewentualnie „zagraża psychicznej i cielesnej integralności funkcjonariusza”? Akurat ten, którego dotyczy przestępstwo i który dokonuje aresztowania – policjant zatem! W takiej sytuacji wystarczy, że funkcjonariusz poczuje się zagrożony.
Wraz z przyjęciem tej ustawy, policja będzie mogła podejmować działania przeciwko osobom, które chociażby nagrywają podczas demonstracji i publikują swoje nagrania „na żywo” na portalach społecznościowych. I nawet jeżeli konsekwencją tego nie będzie skazanie autora nagrania lub dziennikarzy, nagranie zostało już przerwane. Ale właśnie te nagrania są ważnym źródłem dokumentowania przemocy policji.
Bez państwowej samowoli wobec dziennikarzy
To prawo jest niebezpieczne. Do tej pory Francuzi żyli w wolnym i demokratycznych państwie i tak ma pozostać. Również reakcjoniści aspirują do władzy. Każde prawo, które już teraz ogranicza prawa podstawowe, daje przyszłym rządom możliwość wprowadzania dalszych ograniczeń.
Dziennikarze nie powinni się obawiać, że zostaną samowolnie aresztowani przez policję. Nie we Francji i nie w Europie. To smutne, że dla Emmanuela Macrona, który jeszcze kilka tygodni temu kreował się na pioniera wolności słowa, nie jest to już oczywiste.