1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Bliska nieznajoma: Niemiecka Republika Demokratyczna

25 sierpnia 2020

Ideologicznie była najbardziej zbliżona do ZSRR i oddana polityce Moskwy. Jej władze drżały, kiedy w Polsce rodziła się Solidarność. Oto jak wyglądało życie w NRD.

https://p.dw.com/p/3hO6b
Listopad 1989: Brama Brandenburska i tłumy Niemców
Listopad 1989: Brama Brandenburska i tłumy Niemców Zdjęcie: Andrzej Stach

Miała najwyższy standard życia w bloku wschodnim. Zarobki robotników i urzędników w NRD były wyższe niż w Czechosłowacji, Polsce, na Węgrzech i niemal dwukrotnie wyższe niż w ZSRR. Najwyższe było też spożycie mięsa, wyposażenie mieszkań w sprzęt domowy oraz ilość samochodów osobowych przypadających na jednego mieszkańca. Niemcy ze wschodu mieli też więcej prywatnych oszczędności w bankach niż mieszkańcy innych demoludów.

Mimo to również NRD borykała się z okresowymi problemami w zaopatrzeniu. Brakowało świeżych warzyw, a po banany przed świętami państwowymi ustawiały się długie kolejki. Nie było  części zamiennych, nie tylko do samochodów. Pomagały „zakupy spod lady”, handel „towar za towar” i improwizacja w zakresie napraw. Jedynie w sieciach enerdowskich „pewexów” – „Intershopach” – lub sklepach „Delikat” można było kupić deficytowe towary. Oczywiście za dewizy.

Dla pracowników kontraktowych z bloku wschodniego i imigrantów z socjalistycznych państw Azji i Afryki NRD była krajem dobrobytu i nowoczesności. – Zarabiałem o wiele więcej niż w Polsce – wspomina Zenon Komorowicz, jeden z dziesiątek tysięcy polskich „gastarbajterów”. W latach 60. jako pomocnik budowlany w Wittenberdze zarabiał około 660 marek enerdowskich – wtedy ok. 3,5 tys. złotych. – A tyle zarabiało się w kierownictwie na polskich budowach – mówi. Za połowę pensji opłacał kwaterę i wyżywienie, a za bony dolarowe wypłacane mu w Polsce mógł robić zakupy w „Pewexie”. Żonie i dzieciom przywoził z NRD towary, których w kraju nagminnie brakowało.

Zenon Komorowicz: zarabiałem o wiele więcej niż w Polsce
Zenon Komorowicz: zarabiałem o wiele więcej niż w Polsce Zdjęcie: Andrzej Stach

Handel przewoźny NRD-PRL

Na zakupy do NRD chętnie jeździły miliony Polaków, co nie zawsze podobało się Niemcom. Szczególnie, jeśli chodziło o towary subwencjonowane i deficytowe: odzież dziecięcą, obuwie, sprzęt elektryczny, ale i rodzynki czy cytrusy. Przed ogałacaniem półek cudzoziemców miały powstrzymać drastyczne limity na zakupy i kontrole na granicach. W całym kraju nasiliły się antypolskie nastroje. Polakom przypisywano winę za braki w zaopatrzeniu.

Z drugiej strony miliony obywateli NRD chętnie przyjeżdżały na zakupy do Polski – po dżinsy szyte według zachodnich wzorów, kurtki skórzane, sztuczną biżuterię, kolorowe szaliki, ale i krem Nivea czy elektronikę na licencji zachodniej. Rzeczy te kupowali też od polskich handlarzy, którzy przemycali je do NRD.

Byli i tacy, którzy nad Wisłą kupowali zachodnie płyty, kasety, prasę i książki. Magnesem były też zachodnie filmy, koncerty zachodnich grup, festiwale jazzowe i punkowe. „Kiedy w 1979 roku odwiedziłem w Warszawie swego przyjaciela (…) w kinie leciał ‚Hair', w kwiaciarniach były świeże kwiaty, po Starym Mieście przechadzali się turyści z całego świata – dla przybysza z NRD było to egzotyczne przeżycie” – wspominał w magazynie „Spiegel” Siegfried Wittenburg, fotograf i autor, który dokumentował życie we Wschodnich Niemczech.

Kolejka przed Intershopem (kwiecień 1979)
Kolejka przed Intershopem (kwiecień 1979) Zdjęcie: picture-alliance/dpa

Kiedy w październiku 1980 r. władze NRD po ośmiu latach zamknęły granice dla bezwizowego ruchu turystycznego z PRL, skończył się okres nieskrępowanych kontaktów.

Marzenia o trabancie

W porównaniu do Polski władze enerdowskie w dużo większym stopniu ingerowały w plany i kariery zawodowe obywateli, nie pozostawiając wiele miejsca na indywidualne plany. Ucieczką były „nisze życia prywatnego”. „W swych niszach ludzie czują się dobrze i bezpiecznie. Panuje swego rodzaju drob­nomieszczańskie zadowolenie i przytulność” – pisał o życiu w NRD Hendrik Bussiek.

Nagrodą było zabezpieczenie socjalne, prawie stuprocentowe zatru­dnienie, niskie czynsze i subwencje na liczne artykuły. A marzeniem – samochód z przydziału, rodzimej produkcji trabant lub wartburg, na który czekało się od 10 do 17 lat, kolorowy telewizor, a potem dacza.

Nie wszyscy jednak godzili się na takie życie. Miliony opuściło NRD, jeszcze zanim w 1961 r. stanął mur berliński i zaryglowano granice do RFN.

Własne „M” dla młodych rodzin

Rządząca Partia Jedności Niemiec (SED) duży nacisk kładła na politykę prorodzinną. Młodym małżeństwom przysługiwało pierwszeństwo w przydzielaniu mieszkań i kredyty, które topniały wraz z wielodzietnością. Nic w tym dziwnego, że Niemki ze wschodu miały przeciętnie 21 lat, kiedy stawały na ślubnym kobiercu, a mężczyźni 23. Pochodząca z NRD kanclerz Niemiec Angela Merkel nie była tu wyjątkiem. Miała zaledwie 20 lat, kiedy po raz pierwszy wyszła za mąż.

Enerdowski salon
Muzeum NRD w Berlinie prezentuje, jak wyglądał enerdowski salonZdjęcie: picture-alliance/dpa/B. Pedersen

Największym ułatwieniem dla rodzin była najgęstsza w całej Europie sieć żłobków i przedszkoli. Obok wczesnego nauczania i realizacji celów pedagogicznych służyły one kształtowaniu „świadomej osobowości socjalistycznej” za pomocą różnych form indoktrynacji.

„Herr Gott” w NRD

„Wczoraj na mszy były trzy osoby: pan Jezus, starsza kobieta i ja” – powiedział pewien ksiądz po mszy, opisując aktywność religijną Niemców w NRD. Spośród niespełna 17 mln obywateli tylko 7,7 mln należało do Kościoła ewangelickiego, a 1,2 mln do rzymskokatolickiego. Nic w tym dziwnego, że pierwsza komunia święta przegrywała ilościowo z „konsekracją państwową” (Jugendweihe) dla ośmioklasistów. Ponad 90 proc. rocznika ślubowało służyć „wielkiej i szlachetnej sprawie socjalizmu”.

Obydwa kościoły starały się zachować neutralność, ale enerdowska bezpieka (Stasi) pilnie je inwigilowała. Nasiliło się to w latach 80., kiedy w budynkach kościelnych spotykali się aktywiści z niezależnych grup działających na rzecz pokoju i ekologii. Nieprzypadkowo wielu czołowych działaczy ruchów obywatelskich było teologami.

Bastion realnego socjalizmu

Zmasowana indoktrynacja i inwigilacja robiły swoje. Do rządzącej partii SED należało 2,3 mln osób. Cztery pozostałe partie Bloku Demokratycznego (liczące po 80-130 tys. członków) wspierały jedynie politykę SED. Podobnie zresztą jak inne organizacje masowe: Młodzi Pionierzy, Wolna Młodzież Niemiecka, Wolny Niemiecki Związek Zawodowy. Wszystkie one skupiały ponad 90 proc. przedstawicieli grup, do których były adresowane.

Berlin 1988, kiedy istniał jeszcze mur berliński
Berlin 1988, kiedy istniał jeszcze mur berlińskiZdjęcie: Andrzej Stach

Wszechobecna Stasi mogła liczyć na ok. 200 tys. nieoficjalnych współpracowników. Z prawie 17 milionów obywateli NRD aparat bezpieczeństwa posiadał w swym centralnym komputerze akta z informacjami o sześciu milionach osób.

Istnienie proklamowanej w 1949 r. Niemieckiej Republiki Demokratycznej jako odrębnego państwa zależało od jej ścisłego sojuszu ze Związkiem Radzieckim. Zmiana ustrojowa i wyjście spod wpływu Moskwy pozbawiłyby drugie państwo niemieckie sensu istnienia. Stąd próby reform w innych demoludach, takie jak Praska Wiosna, wywoływały w Berlinie Wschodnim najwyższe zaniepokojenie. A Niemcy ze wschodu dobrze pamiętali krwawe stłumienie swoich protestów w czerwcu 1953 r. 

Nieliczni solidarni z Solidarnością

Kiedy rodziła się Solidarność, Erich Honecker i jego świta stanowczo i energicznie domagali się w Moskwie interwencji wojskowej państw bloku w Polsce.

W mediach była mowa o „elementach antysocjalistycznych”, „polskim lenistwie” i negatywnie kojarzonym „polskim gospodarowaniu”. Jednak wielu inaczej myślących, którzy potem stworzyli w NRD opozycję polityczną, Solidarność zafascynowała.

Stojący na czele SED Honecker ostro sprzeciwiał się nawet reformom „pieriestrojki” w samym Związku Radzieckim w drugiej połowie lat 80. W Niemczech Wschodnich cenzurowano wówczas wszelkie informacje napływające z ZSRR. Do tego stopnia, że z obiegu wycofano niemieckie wydanie czasopisma „Sputnik”. W grudniu 1988 r. Honecker kategorycznie odrzucił sowiecką politykę reform, a kilka tygodni później stwierdził, że „mur berliński będzie stał jeszcze za 50 i za 100 lat”.

Braterski pocałunek Leonida Breżniewa i Ericha Honeckera
Braterski pocałunek Leonida Breżniewa i Ericha Honeckera Zdjęcie: picture-alliance/AP Photo/H. Lohmann

Zmierzch epoki Honeckera

Historia nie przyznała mu racji. Powstające w latach 80. małe grupy opozycyjne powoli manifestowały swe istnienie. Nie wzorowały się na Solidarności, lecz na zachodnioniemieckich ruchach pokojowych i ekologicznych. Często korzystały z kościołów jako miejsc spotkań, urządzały „warsztaty” i „modlitwy pokojowe”. Chciały lepszego socjalizmu i lepszej NRD.

Grup takich przybywało. W drugiej połowie lat 80. wydawały już pisma podziemne i nawiązywały kontakty z Zachodem, a niekiedy i opozycją w krajach bloku. Nazwiska Bärbel Bohley, Wernera Fischera, Wolfganga Templina czy Very Wollenberger były znane już poza granicami. Ich wpływ na społeczeństwo NRD był jednak znikomy. Podobnie jak sporadycznych demonstracji na rzecz środowiska i demilitaryzacji. Powstające na wzór zachodni w dużych miastach subkultury punków czy alternatywne były pod czujną obserwacją władz.

Odczuwalną zmianę nastrojów i falę nadziei w NRD wywołała „pieriestrojka” Michaiła Gorbaczowa. Coraz więcej ośmielonych nią obywateli zaczęło uczestniczyć w demonstracjach. Frenetycznie skandowali: „To my jesteśmy narodem!”, „Gorbi pomóż!”.

Ale nawet protesty po sfałszowanych wyborach samorządowych w maju 1989 r. i ucieczki tysięcy obywateli do Austri i RFN nie zmieniły postawy Honeckera. Dopiero wymuszone przez kilku członków Biura Politycznego jego ustąpienie 18 października 1989 r. zakończyły jego epokę.

A potem już tylko błędna informacja, którą członek Biura Politycznego Günter Schabowski podał na konferencji prasowej, że nowe liberalne przepisy wyjazdowe do Niemiec Zachodnich wchodzą w życie od zaraz, zgromadziła na granicach tłumy. Zdezorientowani granicznicy otworzyli przejścia. Tak upadł mur berliński. Był 9 listopada 1989 r. Jedenaście miesięcy później Niemcy były już zjednoczone, a NRD zniknęła z mapy świata.

Zapytaliśmy Niemców o Solidarność. Zaskoczyli nas

Artykuł powstał w ramach wspólnego cyklu Deutsche Welle i Newsweek Polska. #CzasSolidarności

Więcej na: /dw/czassolidarnosci