Bruksela wchodzi na drogę do zaskarżenia Polski. Chodzi o SN
2 lipca 2018Komisja Europejska skierowała w poniedziałek (2.07.2018) do Polski „pismo z wezwaniem do usunięcia uchybienia” (czyli rozpoczęła postępowanie przeciwnaruszeniowe) w sprawie ustawy o Sądzie Najwyższym, która już w nocy z wtorku na środę może przeprowadzić w SN czystkę za pomocą obniżenia wielu emerytalnego. Ta czystka ma też dotknąć I prezes SN Małgorzatę Gersdorf, choć jej sześcioletnia kadencja (do 2020 r.) wynika wprost z konstytucji. Wedle pierwotnych planów, które poznaliśmy w ub. tygodniu, Polska miała dostać tylko tydzień na odpowiedź. Ale poniedziałkowe pismo skierowane do Warszawy mówi o miesiącu. Jeśli odpowiedź nie będzie satysfakcjonująca, Komisja będzie musiała wysłać drugie pismo („uzasadnioną opinię”) z czasem na kolejną odpowiedź ze strony rządu Mateusza Morawieckiego.
Narzędzia "środka tymczasowego"
Polscy obrońcy Sądu Najwyższego (w tym byli premierzy i prezydenci) od tygodni apelowali do Komisji Europejskiej o wszczęcie tego postępowania prowadzącego do skargi przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. A w połowie czerwca do tych wezwań przyłączyło się pięć frakcji w Parlamencie Europejskim. Ale dopiero po wyczerpaniu postępowania przeciwnaruszeniowa Komisja Europejska będzie mogła skierować skargę do Trybunału Sprawiedliwości UE i połączyć ją z prośbą o zamrożenie ustawy o SN w ramach „środka tymczasowego”. – To nie musi być za późno na zatrzymanie czystki. Trybunał może zdążyć zablokować obsadę wakatów po sędziach wypchniętych na emerytury, w tym obsadę osoby na miejsce Małgorzaty Gersdorf – przekonuje nas wysoki urzędnik Komisji Europejskiej.
Komisja Europejska powołuje się w swym postępowaniu przeciwnaruszeniowym wobec Polski na wykładnię, którą można skrótowo wyrazić zasadą - sędziowie polscy są jednocześnie sędziami Unii, bo orzekają także na podstawie i w zakresie prawa unijnego. A skoro są „sędziami” Unii, to UE ma prawo kontrować przepisy dotyczące skuteczności sądownictwa, czyli również jego niezawisłości. Trybunał Sprawiedliwości UE po raz pierwszy posłużył się taką wykładnią w lutym br. w pytaniu prawnym dotyczącym płac sędziów w Portugalii.
Sędziowie polscy to sędziowie UE
Komisja w swym postępowaniu wobec Polski nawiązuje – co wyjątkowo rzadkie – bezpośrednio do unijnych traktatów. Komisja zarzuca Polsce naruszenie art. 19 Traktatu o UE („Państwa Członkowskie ustanawiają środki zaskarżenia niezbędne do zapewnienia skutecznej ochrony sądowej w dziedzinach objętych prawem Unii”) interpretowanego w świetle art. 47 Karty praw podstawowych UE. Ten zapis w Karcie głosi, że „każdy, kogo prawa i wolności zagwarantowane przez prawo Unii zostały naruszone, ma prawo do skutecznego środka prawnego przed sądem (…)”.
Przyjęcie ustawy o Sądzie Najwyższym sprawiło, że po bardzo długich wahaniach Komisja Europejska ostatecznie w grudniu 2017 r. sięgnęła wobec Polski po dyscyplinujący art. 7 z Traktatu o UE. Gdy premier Mateusz Morawiecki podjął potem próbę ocieplania relacji z Brukselą, Sąd Najwyższy pozostawał kluczowym tematem dla jego rozmówców ze strony Komisji. W marcu Morawiecki - podczas zamkniętych rozmów - ustnie nakreślił w Brukseli kilkupunktowy plan zmian w ustawach sądowych, które miałby odpowiedzieć na najważniejsze zastrzeżenia Komisji w sprawie praworządności.
– Dialog z Komisją Europejską potraktowaliśmy bardzo poważnie. My słowa dotrzymaliśmy – przekonywał Morawiecki w ub. tygodniu. Czy Komisja nie domagała się zatrzymania czystki emerytalnej w SN? – Nie trzeba znać szczegółów tych zakulisowych rozmów, by mieć pewność, że musiała się domagać. To najgrubsza czerwona linia – mówi jeden z zachodnich dyplomatów w Brukseli.
Krótkie nadzieje na kompromis
Rozmowy między władzami Polski i Komisją, poparte pierwszymi ustępstwami ze strony Polski, w pewnym momencie wyglądały tak obiecująco, że zaczęły się przymiarki do spotkania szefa Komisji Jeana-Claude’a Junckera z Jarosławem Kaczyńskim. Bardzo wstępnie ustalano nawet datę - na 28 kwietnia. Ale niedługo potem „dialog” zaczął hamować, a w połowie maja w Brukseli nastroje znów stały się przeważająco pesymistyczne. Przesłanie rządu Morawieckiego dla Komisji Europejskiej, także w kontekście wizyty Fransa Timmermansa w Warszawie z 18 czerwca, brzmiało – „premier nie ma pola politycznego manewru” (a zatem zgody prezesa PiS), by zaproponować zmiany w ustawie o SN.
- Bardzo mocno pokazaliśmy naszą kompromisową postawę, gotowość do działania, ale też nie możemy poddać się żadnemu dyktatowi ze strony Komisji Europejskiej - powiedział Morawiecki na marginesie szczytu UE w Brukseli w zeszłym tygodniu.
"Niech TSUE osądzi nasze argumenty"
Pomimo to w Komisji Europejskiej była garstka optymistów, którzy niemal do dziś liczyli na błyskawiczną woltę ze strony Warszawy. W Brukseli początkowo rachuby polityczne (połączone z nadziejami na ustępstwa ze strony Polski) łączyły się z wątpliwościami prawników Komisji, czy sprawa Sądu Najwyższego powinna być rozpatrywania tylko w ramach dyscyplinującego art. 7 (teraz gospodarzem tej procedury są kraje Unii w Radzie UE) czy też powinno się sięgnąć po postępowanie przeciwnaruszeniowe. Jednak w ostatnich tygodniach zwlekanie z wszczęciem postępowania miało za główny powód już tylko spory prawników Komisji.
Spora część prawników Komisji wyrażała obawy przed ewentualnym orzeczeniem TSUE, że Bruksela nie ma kompetencji, by w sprawie SN korzystać z tej ścieżki (a zatem powinna pozostać przy art. 7). Ale ostatecznie przeważył pogląd Fransa Timmermansa, by śmiało sięgnąć po nowatorskie argumenty prawne – dla ratowania SN wszcząć postępowanie z intencją szybkiego zaskarżenia Polski do TSUE, jeśli nie podporządkuje się zaleceniom Brukseli. – Niech TSUE osądzi nasze argumenty. W tak poważnej sprawie warto pójść na eksperyment – przekonywał nas w zeszłym tygodniu jeden z urzędników w instytucjach UE.
Tomasz Bielecki, Bruksela