Cicha dyskryminacja. Johann dostanie pracę, Mehmet raczej nie
26 marca 201418-letnia Imman zna problem z autopsji. Uczennica szkoły im. Pestalozziego w Hanowerze zakończy w tym roku edukację szkolną na czymś w rodzaju małej matury, by potem uczyć się konkretnego zawodu w dualnym systemie edukacji zawodowej, właściwym Niemcom. Jest to praktyczna nauka zawodu w jakiejś firmie lub instytucji, której towarzyszy kształcenie teoretyczne w szkole zawodowej.
- Ubiegałam się już o miejsce nauki zawodu w różnych branżach, nawet jako malarz-lakiernik, w różnych biurach i w administracji. Wysłałam ponad 40 podań, ale wszystko bezskutecznie - opowiada dziewczyna z polsko-arabskiej rodziny. Często odmowę uzasadniano tym, że firma miała już złe doświadczenia z dziećmi ze środowisk imigranckich.
- To nic przyjemnego usłyszeć coś takiego, kiedy samemu jest się z rodziny imigrantów. To kompletnie odbiera siły i motywację - skarży się.
Kto nosi tureckie imię, musi dawać z siebie więcej
Doświadczenia Imman pokrywają się z wynikami pracy badawczej Rady Rzeczoznawców Niemieckich Fundacji ds. Integracji i Migracji. Rada ta jest zrzeszeniem kilku dużych fundacji. Na potrzeby pracy badawczej naukowcy wysłali do każdej z 1794 testowanych firm dwa podania o możliwość nauki zawodu. Jedno podanie pochodziło od osoby mającej imię o niemieckim brzmieniu, drugie od osoby o imieniu tureckim. Rezultat?
- Już w trakcie ubiegania się o miejsce kształcenia zawodowego młodzież ma nierówne szanse. Uczniowie noszący tureckie imiona, legitymujący się identycznymi ocenami i kwalifikacjami, jak uczniowie noszące niemieckie imiona, mieli wyraźnie gorsze szanse i widoki na to, by zaproszono ich na rozmowę kwalifikacyjną - poinformował kierujący badaniem Rady Rzeczoznawców Jan Schneider. Kto ma tureckie imię, musi przeciętnie wysłać dwa podania więcej niż ktoś, kto nosi niemieckie imię.
Kandydaci-imigranci muszą być też bardziej wytrwali. - Po pierwsze tureccy kandydaci rzadziej zapraszani byli na rozmowy kwalifikacyjne, poza tym znacznie częściej ich podania były kompletnie ignorowane - mówił w wywiadzie dla telewizji NDR Jan Schneider. Jeżeli już otrzymywali odpowiedź, była to częściej niż w przypadku niemieckich kandydatów, odpowiedź odmowna.
Im mniejsza firma, tym wyraźniejsza dyskryminacja
Często do młodych ludzi pochodzenia tureckiego zwracano się na ty, co nie jest generalnie przyjęte w niemieckim społeczeństwie.
Jeszcze jedna różnica stała się wyraźna: w dwóch przykładowo badanych zawodach: mechatronika i pracownika administracyjno-biurowego stopień dyskryminacji był różny. Zdaniem Jana Schneidera wynika to z wielkości firm oferujących miejsca nauki zawodu. - W firmach zatrudniających mniej niż sześć osób, dyskryminacja jest większa - zaznacza szef grupy badawczej. W firmach średniej wielkości i dużych dyskryminacja nie jest tak wyraźna. W kształceniu pracowników administracyjno-biurowych w dużych przedsiębiorstwach o dyskryminacji właściwie nie ma mowy.
Czy ratunkiem mogą być anonimowe podania?
Rada Rzeczoznawców Niemieckich Fundacji ds. Integracji i Migracji wyciąga z tego taki wniosek: "W przedsiębiorstwach potrzebnych jest więcej interkulturowych kompetencji". Środkiem zaradczym mogłyby być także anonimizowane podania, bez zdjęcia oraz imienia i nazwiska, co jest już przyjęte w wielu krajach. To droga do faktycznie równych szans na rynku kształcenia zawodowego, zaznaczają eksperci.
Generalnie praca badawcza Rady Rzeczoznawców ma także pozytywny wydźwięk: trzy czwarte testowanych firm w jednakowy sposób traktowało kandydatów do nauki zawodu, niezależnie od tego, jakie nosili imię.
tagesschau.de / Małgorzata Matzke
red.odp.: Iwona D. Metzner