Czy i kiedy szczyt UE zatopi kandydaturę Manfreda Webera?
28 maja 2019Dziś wieczorem zaczyna się w Brukseli szczyt UE na temat wyników eurowyborów.
Pierwszym dużym zadaniem nowego Parlamentu Europejskiego jest bowiem wybór kolejnego szefa Komisji Europejskiej na pięcioletnią kadencję, który w listopadzie powinien zastąpić Jeana-Claude’a Junckera. Zgodnie z unijnym traktatem musi się na niego zgodzić zarówno europarlament (większością co najmniej 376 głosów, czyli ponad połową składu izby), jak i przywódcy unijnych krajów w Radzie Europejskiej „wzmocnioną większością kwalifikowaną”, czyli przywódcy 72 proc. krajów (co najmniej 21 z 28) reprezentujących 65 proc. ludności Unii.
Szkopuł w tym, że między Radą Europejską i europarlamentem trwa spór, kto powinien mieć inicjatywę w proponowaniu nazwiska kandydata na szefa Komisji Europejskiej – czyli tym samym spór, na ile poważnie traktować „Spitzenkandidatów”, czyli promowanych w eurowyborach liderów unijnych międzynarodówek pretendujących do zastąpienia Junckera. To przede wszystkim bawarski chadek Manfred Weber, lider centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej, której europosłowie - stanowiąc największą frakcję - będą kontrolować 24 proc. izby.
Ale wybór szefa Komisji Europejskiej to także kwestia narodowości, dokładnych poglądów kandydata, a także decyzji przywódców krajów Unii, na ile silnej i niezależnej chcą nowej Komisji Europejskiej. Zatwierdzenie Webera, bez żadnego doświadczenia w rządzie, byłoby potraktowane w Brukseli jako głos na rzecz osłabienia Komisji (w stosunku do dość wyemancypowanego politycznie Junckera) i spychanie tej wspólnotowej i ponadkrajowej instytucji na pozycję wykonawcy politycznych zleceń szefów rządów bądź prezydentów z Rady Europejskiej. – Mój mandat demokratyczny pochodzi z Helsinek. Tam EPL zdecydowała jesienią 2018 r., że jestem jej kandydatem – powiedział dziś Weber. Tyle, że ten mandat jest traktowany serio nawet nie przez wszystkich chadeckich premierów.
Nieudana kolacja Webera
Eksperyment ze „Spitzenkandidatem” udał się Parlamentowi Europejskiemu przed pięciu laty, kiedy wszystkie liczące się frakcje już nazajutrz po eurowyborach stanęły murem za centroprawicowym Junckerem (byłym wieloletnim premierem Luksemburga i szefem rady ministrów eurostrefy), w czym bardzo pomogło jednoznaczne poparcie ze strony Martina Schulza, czyli lidera przegranej centrolewicy. To w połączeniu z naciskiem niemieckiej opinii publicznej skłoniło Merkel do forsowania Junckera, choć wcześniej była niechętna pomysłowi z unijnymi Spitzenakandidatami. Pani kanclerz nawet miała – w obecności paru innych przywódców – snuć plany, że po eurowyborach Junckera wyśle się na „jakieś inne wysokie stanowisko, przykładowo do Rady Europy”.
Weber zaprosił na wczoraj wieczorem przedstawicieli głównych frakcji, by – podobnie jak Juncker przed pięciu laty – Parlament Europejski twardo potwierdził przed dzisiejszym szczytem UE lojalność wobec procesu wyłaniania następcy Junckera w ramach wskazywania „Spitzenkandidatów”. Weber wybrał nawet tę samą brukselską restaurację, co Juncker w 2014 r., ale goście… odmówili. Przedstawiciele centrolewicy, zielonych i liberałów wytłumaczyli się, że ujawnienie mediom informacji o kolacji z liderem chadeków z góry zrównało ich ewentualny udział z udzieleniem poparcia dla Webera. A na deklarację poparcia nie mają ochoty.
– EPL teraz promuje system „Spitzenkandidatów”, ale niestety to EPL uśmierciła pomysł list ponadkrajowych do Parlamentu Europejskiego. To odebrało „Spitzenkandidatom” demokratyczną wiarygodność. To nie jest poważne – powiedział dziś szef liberałów Guy Verhofstadt. Verhofstadt chciał, by około 25 mandatów w europarlamencie obsadzano z listy ponadkrajowej (tej samej w Polsce, Niemczech i reszcie UE), której „jedynką” byłby kandydat na szefa Komisji Europejskiej.
Z kolei Pascal Canfin, nowo wybrany francuski europoseł z listy Macrona, ogłosił, że Weber – zwłaszcza po niezbyt dobrym rezultacie wyborczym chadecji - jest już „zupełnie zdyskwalifikowany”. Wprawdzie liberałowie (łącznie z macronistami) są dopiero trzecią siłą w europarlamencie (14,5 proc. europosłów), ale istotnie najbardziej urośli wskutek ostatnich eurowyborów.
Poniedziałkowa kolacja nie udała się Weberowi, ale za to Emmanuel Macron przyjął wczoraj wieczorem w Pałacu Elizejskim lewicowego premiera Hiszpanii Pedro Sancheza. Otoczenie obu przywódców wysyłało potem sygnały, że zamierzają grać wspólnie przy obsadzie Komisji Europejskiej, a także kierownictwie Europejskiego banku Centralnego, bo 8-letnia kadencja prezesa EBC Mario Draghiego także kończy się tej jesieni.
Macron zamierza dziś wieczorem spotkać się także z premierem Grupy Wyszehradzkiej, która – to na razie jej jedyne uzgodnione stanowisko – chce, by jedno z dwóch najważniejszych stanowisk w Brukseli (po Junckerze albo po Tusku) przypadło politykowi z Europy środkowo-wschodniej. Czeskie media, powołując się na informacje z otoczenia premiera Andreja Babisza, napisały, że kandydatem Wyszehradu jest Słowak Marosz Szefczovicz (obecnie jeden z wiceprzewodniczących komisji), ale – wedle naszych rozmówców w Brukseli – to informacja bardzo na wyrost. Sam Szefczovicz mierzy raczej w posadę szefa unijnej dyplomacji.
Nowy spór Merkel-Macron?
Jeśli Merkel będzie obstawać przy Weberze (z racji wewnątrzniemieckich układanek CDU-CSU – narzekają w Brukseli przeciwnicy Webera), to w Unii szykuje się niekrótki spór między Berlinem i Paryżem. Ostateczna decyzja powinna zapaść pod koniec czerwca, ale niewykluczone, że dzisiejszy szczyt zdecyduje, że na dwóch najważniejszych stanowiskach powinna być co najmniej jedna kobieta.
Przy obsadzie nowego kierownictwa UE rolę będzie odgrywać także zachowanie równowagi wschód-zachód. W brukselskich rozgrywkach i spekulacjach o następcach Junckera wymienia się Dunkę Margrethe Vestager (komisarz UE ds. konkurencji), Francuza Michela Barniera (negocjator UE ds. brexitu), Bułgarkę Kristalinę Georgiewą (byłą komisarz UE i dyrektorkę generalną w Banku Światowym). A wśród kandydatów na następcę Tuska – Dalię Grybauskaite (kończy kadencje prezydenta Litwy), holenderskiego premiera Marca Ruttego, belgijskiego premiera Charlesa Michela, luksemburskiego premiera Xaviera Bettela.