Eurowybory: Trudne rozmowy o „koalicji środka”
27 maja 2019Mocno zróżnicowana grupa populistów, stanowczych eurosceptyków i skrajnej prawicy zdobyła w nowym Parlamencie Europejskim około 25 proc. mandatów, czyli o 3-4 punkty proc. więcej niż w kończącej się kadencji. – Pomimo przepowiedni czarnowidzów populiści nie wygrali eurowyborów. Wygrały siły, które chcą działać wewnątrz Unii na rzecz rozwoju Unii – powiedział Margarits Schinas, rzecznik Komisji Europejskiej. Instytucje UE nie przestają fetować największej od 20 lat frekwencji (51 proc.), która – zdaniem Schinasa – jest „namacalnym dowodem, że unijna demokracja ma się dobrze”.
– Lęk przed skrajną prawicą w Parlamencie Europejskim zmobilizował siły prounijne i to zaowocowało wielkim wzrostem frekwencji oraz poparcia dla ugrupowań zielonych oraz liberałów na poziomie całej UE – komentował wczoraj Mark Leonard z Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych.
Frakcja zielonych – choć poprawili wyniki w wielu krajach – urosła liczebnie (z 52 do 69 europosłów) głównie z powodu świetnego rezultatu w Niemczech. Z kolei liberałowie, którzy łączą siły z europosłami Emmanuela Macrona, mocno rosną jako frakcja (z 69 do 109 europosłów) w dużej mierze dzięki Francji – i to pomimo przegranej listy Macrona o włos z Marine Le Pen. Natomiast Włochy to główny odpowiedzialny za wzrost eurosceptyków połączonych z odpływem włoskich eurodeputowanych z EPL. To efekt Ligi włoskiego wicepremiera Mattea Salviniego, która zdobyła 34 proc. głosów (w eurowyborach z 2014 r. Liga miała tylko 6 proc.).
Dotychczas frakcje centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej (EPL), do której należy m.in. niemiecka chadecja i polska PO, oraz centrolewicowych Socjalistów i Demokratów (S&D) łącznie kontrolowały ponad połowę Parlamentu Europejskiego, a ich kolacja była oparciem dla Komisji Europejskiej. Tym razem EPL i S&D mają łącznie tylko około 44 proc. europosłów, a zatem w unijnym głównym nurcie wzrosła rola zielonych i liberałów. – Spadek ugrupowań reprezentujących status quo to ostrzeżenie, że kontynuacja „biznes jak dotychczas” nie jest opcją. Siły prounijne będą przeważać w składzie nowego europarlamentu, ale to nie oznacza wyborczego mandatu dla trzymania się zasady „więcej tego samego” – komentował Leonard.
Timmermans kontra Weber
W nowym Parlamencie Europejskim do zatwierdzenia nowej Komisji Europejskiej trzeba będzie teraz koalicji co najmniej trzech frakcji. – Obiecywaliśmy Europejczykom stabilność i musimy się z tego wywiązać! – wzywał bawarski chadek Manfred Weber już kilka godzin po zamknięciu ostatnich lokali wyborczych w UE. Weber, który był w eurowyborach oficjalnym kandydatem EPL na następcę Jeana-Claude’a Junckera na czele Komisji Europejskiej, wezwał do zawiązania nowej europarlamentarnej koalicji EPL, S&D, liberałów i zielonych.
Jednak Frans Timmermans, kandydat S&D na następcę Junckera, prawie natychmiast zdystansował się od Webera. – Stabilność to nie jest pierwsza sprawa, o której trzeba teraz mówić w Unii – powiedział Timmermans. Ponownie wezwał do sojuszu siły „progresywne” (sugerując pominięcie EPL w klejeniu koalicji), choć aliansowi S&D, zielonych, liberałów i mocno lewicowej GUE/NGL zabrakłoby głosów do większości w Parlamencie Europejskim. Jednak Timmermans najwyraźniej miałby ochotę stanąć na czele takiego progresywnego bloku, by wymusić prosocjalne zmiany w unijnym programie politycznym na najbliższe pięć lat.
– Wyborcy dali nam większą siłę nacisku niż w kończącej się kadencji i zamierzmy tę większą siłę nacisku wykorzystać. Wiemy, że inne frakcje będą o nas zabiegać, ale nie zapomnimy o naszym programie – powiedział Philippe Lamberts, wiceprzewodniczący klubu zielonych. Zieloni, także na fali popularności strajków klimatycznych zainicjowanych przez Gretę Thunberg, chcą radykalniejszej walki Unii z emisjami gazów cieplarnianych. Ale jednocześnie mają dość alterglobalistyczne spojrzenie m.in. na handel międzynarodowy, co czyni z nich trudnego partnera dla EPL.
Pokawałkowanie prounijnego głównego nurtu w nowym europarlamencie już wzbudza w Brukseli obawy co do znacznie trudniejszego przepychania nowych przepisów przez Parlament Europejski, bo wymagającego dłuższych i skomplikowanych rokowań aż trzech-czterech frakcji. Jednak z drugiej strony odejście od klasycznej dominacji „wielkiej koalicji” centroprawicy i centrolewicy oznacza – jak pisze holenderski politolog Luuk van Middelaar – znacznie lepsze odzwierciedlenie poglądów wyborców, a tym samym zwiększa zdolność instytucji UE, by lepiej odpowiadać na potrzeby Europejczyków. Zresztą, także kończący kadencję europarlament wiele razy uciekał się do montowania jednorazowych koalicji na użytek poszczególnych reform (np. raz z zielonymi, a raz bez nich), więc w nowej kadencji – zdaniem optymistów – taka taktyka może nieźle się sprawdzić.
Vestager, Georgijewa, Grybauskaite?
Podziały w głównym nurcie mogą wydłużyć formowanie nowej Komisji Europejskiej. Szanse Webera, bez żadnego doświadczenia we władzy wykonawczej, nigdy nie były oceniane w Brukseli jako bardzo duże, a teraz umiarkowany wynik frakcji EPL (pozostanie największym klubem, ale tylko z 24 proc. europosłów), która jest niewiele lepsza od S&D (20 proc. europosłów), też nie jest pomocny dla Webera. Swoje ambicje, by ścigać się o fotel po Junckerze, już po eurowyborach potwierdziła Margrethe Vestager, obecnie komisarz UE ds. konkurencji wywodząca się z duńskiej partii socjal-liberalnej.– Dotychczasowy monopol został złamany – powiedziała Vestager, nawiązując do braku większości dla koalicji EPL-S&D, która przez długie lata rozdawała karty w Brukseli.
Przywódcy UE spotkają się we wtorek (28.05.2019) w Brukseli, by omówić wyniki eurowyborów i zacząć szukać następcy Junckera, który musi być zatwierdzony zarówno przez europosłów, jak i przez przywódców Unii na szczycie UE. – Jedno z dwóch najważniejszych stanowisk w UE, po Jeanie-Claudzie Junckerze lub po Donaldzie Tusku, musi przypaść w tym roku kobiecie. Spodziewam się takiego sygnału po wtorkowych obradach – mówi nam wysoki zachodni dyplomata.
Oprócz Vestager o fotel po Junckerze – od paru tygodni nieoficjalnie objeżdżając stolice w UE – zabiega Bułgarka Kristalina Georgiewa. I w Brukseli rosną notowania tej byłej bułgarskiej komisarz UE, a obecnie dyrektorki generalnej w Banku Światowym. Natomiast kończąca kadencję prezydent Litwy Dalia Grybauskaite jest nadal wymieniana wśród pretendentów do posady po Tusku.