Debata #MeToo rzuca cień na Berlinale
11 lutego 2018Ofiarom potrzebna jest strefa ochronna, w której anonimowo i bez obaw o negatywne następstwa mogłyby ujawnić swoją historię i skorzystać z pomocy, także prawnej – powiedziała sekretarz stanu ds. kultury Monika Gruetters (CDU) w rozmowie z agencją DPA zapowiadając utworzenie punktu poradnictwa dla ofiar molestowania w środowiskach artystycznych. Kwestia takiej oferty pomocy nie może rozbijać się o pieniądze – dodała.
– Inicjujemy taką placówkę i zapewniamy jej finansowanie na pierwsze trzy lata – powiedziała chadecką polityk, podkreślając, że rozmawiała już na ten temat z czołowymi przedstawicielami branży filmowej, teatralnej, baletowej i muzycznej..
Molestowanie na planie filmowym
Jedna z koreańskich aktorek zarzuciła organizatorom Berlinale obłudę w debacie #MeToo. Na festiwal filmowy w Berlinie został zaproszony także południowokoreański reżyser Kim Ki Duk, który – jak twierdzi kobieta –dopuścił się wobec niej przemocy fizycznej i seksualnej. Aktorka informacje te przekazała agencji AFP, prosząc o ochronę jej tożsamości.
Decyzję berlińskiego festiwalu określiła jako „niesłychanie trudną i skrajnie obłudną”, ponieważ zaczynający się w najbliższy czwartek festiwalw tym roku ogłoszony został forum walki z wypaczeniami w branży filmowej. Aktorka zarzuca reżyserowi molestowanie na planie filmowym w roku 2013. Kim Ki Duk przyznał, że pobił kobietę, ale neguje wszystkie dalsze zarzuty. Prokuratura w Seulu, ze względu na brak dowodów, zaniechała oskarżenia go o wykorzystywanie seksualne. Kim musiał jednak w ramach porozumienia stron zapłacić karę 5 mln wonów, tj. ok. 3700 euro.
#MeToo ma klarowną granicę
Dyrektor Berlinale Dieter Kosslick powiedział w rozmowie z AFP, że organizatorom festiwalu znane są zarzuty wobec Kima i fakt wymierzenia mu kary pieniężnej oraz zaniechania oskarżenia o nadużycia seksualne. Szefostwo Berlinale dopiero teraz dowiedziało się o złożeniu odwołania od tego wyroku. – Rozumie się samo przez się, że Berlinale potępia wszelkie formy przemocy i seksualnych nadużyć – zapewniał Kosslick. Przyznał, że debata #MeToo miała wpływ także na program festiwalu. – W tym roku nie mamy w programie żadnych prac ludzi, którzy co prawda nie zostali skazani za swoje zachowanie, ale się do niego przyznali – powiedział w rozmowie z „Neue Osnabruecker Zeitung”.
Jego zdaniem w debacie #MeToo jest klarowna granica. Wszystko, co zostało wymuszone przemocą jest wykroczeniem. Poza tą granicą istnieje jednak wiele odcieni indywidualnych przypadków, o których trzeba dyskutować – podkreślił szef berlińskiego festiwalu, zaznaczając, że po to właśnie jest Berlinale.
Debata #MeToo rozwinęła się w wielu krajach świata po skandalu wokół lawiny zarzutów wobec hollywoodzkiego producenta Harveya Weinsteina. Kobiety oskarżające o gwałty niemieckiego reżysera Dietera Wedela sprawiły, że dyskusja na temat wykorzystywania przez mężczyzn swojej pozycji i władzy w branży filmowej rozgorzała także w środowisku niemieckim.
Małgorzata Matzke (afp,dpa)