Ekspertka: Macron traci sympatię ludzi
8 grudnia 2018DW: We Francji protest "żółtych kamizelek" przybiera na sile. Co właściwie tam się dzieje?
Prof. Sabrina Zajak*: Protesty we Francji należy postrzegać na tle jej specyficznego ustroju politycznego. Na tę specyfikę składa się zcentralizowany i semiprezydencki system polityczny, który sprawia, że ludzie na poziomie lokalnym poza wyborami mają bardzo niewiele możliwości wywierania wpływu na bieg spraw publicznych. W rezultacie, kiedy nagromadzi się potencjał społecznego niezadowolenia, to często znajduje on ujście w formie masowych demonstracji, w których uczestniczą także elementy skłonne do przemocy albo powodujące zniszczenia. Wszystko to ma we Francji długą tradycję. Wystarczy wspomnieć o wielkiej rewolucji francuskiej, do której protestujący niemal natychmiast się odwołują. Na tego rodzaju mobilizację społeczną często nakłada się szybka reakcja prezydencka, przy czym im większe kręgi ta mobilizacja ogarnie, tym większe, jak się wydaje, ma ona szanse na sukces.
W Niemczech, w których doszło do afery spalinowej Volkswagena żaden właściciel samochodu z silnikiem Diesla nie wyszedł na ulicę. Tymczasem we Francji podniesienie akcyzy na paliwa wystarczyło, żeby wywołać protesty na masową skalę. Jak może Pani wyjaśnić tę różnicę?
– Z jednej strony polega ona na wspomnianej wyżej specyfice ustroju politycznego we Francji, a z drugiej strony na różnicach między życiem w dużych miastach i na prowincji. Na jednym biegunie mamy tu do czynienia z uprzywilejowanymi, kosmopolitycznymi i ekologiczno-liberalnymi elitami z Paryża, a na drugim z ludźmi, którzy czują się niepotrzebni i odrzuceni. Dużą rolę odgrywa także poczucie niesprawiedliwości społecznej. Benzyna jest tu ważnym czynnikiem. Paryżanie nie są skazani na posiadanie samochodu, za to mieszkańcy małych miast i wsi potrzebują go na co dzień, żeby móc prowadzić normalne życie. Obecne protesty wywołała krytyka podwyżek cen paliw, ale bardzo szybko poruszono także inne, ważne zagadnienia. Takie jak wspomniana wyżej niesprawiedliwość społeczna i duże różnice w zarobkach. Krótko mówiąc, chodzi w nich o podstawowe kwestie socjalne.
Czy Francuzi są bardziej skorzy do protestów niż Niemcy i chętniej uciekają się podczas nich do stosowania przemocy?
– Jeśli przyjrzymy się uważnie temu, w jaki sposób przebiegają dziś demonstracje w Niemczech, to zauważymy, że także Niemcy są skłonni do protestów. Przybierają one jednak inną formę niż we Francji, bo mamy inną, by tak rzec, kulturę strajków. Mamy w Niemczech wiele dużych demonstracji, z których niektóre potrafią zgromadzić nawet ćwierć miliona uczestników. Ale nawet one przebiegają z reguły w sposób pokojowy i uporządkowany. Ponadto w Niemczech użycie przemocy w miejscach publicznych przez demonstrantów jest zakazane. Organizatorzy protestów dobrze wiedzą o tym, że gdyby doszło do zamieszek na większą skalę, to bardzo szybko utraciliby poparcie w społeczeństwie. We Francji natomiast, co wynika z badań opinii publicznej, ludzie nie popierają wprawdzie stosowania przemocy przez demonstrantów, ale popierają sprawę, o którą oni walczą, co w praktyce oznacza, że jeśli dojdzie do zmobilizowania społeczeństwa na dużą skalę, tak jak w przypadku protestu "żółtych kamizelek", to przekłada się to również na poparcie sposobu, w jaki ten protest przebiega. W Niemczech mieliśmy do czynienia z protestami przeciwko szczytowi G20 w Hamburgu, które częściowo przebiegły w sposób pokojowy, ale część protestujących wywołała burdy na ulicach miasta i w rezultacie cały ten ruchu protestu sam się zdeligitymizował i utracił sympatię i poparcie ludzi. Mamy zatem do czynienia z odmienną logiką i dynamiką protestów społecznych.
Wielu Europejczyków stawia sobie dziś te same pytania, które spowodowały powstanie ruchu En Marche! prezydenta Macrona półtora roku temu, który to ruch dał mu zwycięstwo w wyborach. Wtedy luźna forma tego ruchu była jego atutem, dziś natomiast wydaje się, że jest dla niego coraz większą przeszkodą. Czy podziela Pani tę opinię?
– En Marche! nigdy nie był autentycznym ruchem obywatelskim. Nie można bowiem odgórnie zorganizować żadnego ruchu oddolnego. Macron wywodzi się z zupełnie innego środowiska niż większość ludzi, która wtedy poparła ten ruch i dziś daje mu się to coraz bardziej we znaki. Wielu ludzi czuje się osobiście obrażonych kiedy Macron wyraża się z pogardą o robotnikach. To budzi ich sprzeciw i sprawia, że odnoszą się do niego z coraz mniejszą sympatią.
Czy protest "żółtych kamizelek" mógłby objąć także Niemcy?
– Moim zdaniem nie, a przynajmniej nie w tej formie. Mamy co prawda do czynienia ze zjawiskiem umiędzynarodowienia protestów. Są ruchy, które ogarniają nie tylko całą Europę, ale obejmują także inne kontynenty, takie jak na przykład ruch "Occupy" wymierzony przeciwko negatywnym zjawiskom jakie niesie ze sobą globalizacja. Ale protest "żółtych kamizelek" do nich nie należy, ponieważ u jego podłoża legły czysto francuskie problemy, wykraczające daleko poza samo podniesienie cen paliw. Właściwie możnaby przypuszczać, że powinno być inaczej, bo w Europie niemal każdy ma samochód, a poza tym w innych krajach też wiele spraw budzi niezadowolenie ich mieszkańców. Mimo to nie sądzę, żeby protest "żółtych kamizelek" objął inne państwa europejskie.
rozmawiał Stefan Dege
*Prof. Sabrina Zajak (ur. 1980) wykłada na Uniwersytecie Zagłębia Ruhry w Bochum. Specjalizuje się w badaniach nad globalnymi konfliktami i ruchami społecznymi.