FAZ o Powstaniu Warszawskim: Traumatyczny i bohaterski zryw
29 lipca 2024W obszernym artykule dwóch niemieckich historyków – Daniela Brewinga i Stephana Lehnstaedta – konstatują oni, że do niedawna jedyną monografią Powstania Warszawskiego pióra niemieckiego autora była książka wydana w 1962 r. Jej autor, historyk Hanns von Krannhals, jako ekspert ds. polskich został w 1958 roku poproszony przez zachodnioniemiecką prokuraturę o napisanie ekspertyzy w związku ze śledztwem wokół "kata Woli", generała SS Heinza Reinefartha. Dzięki temu zleceniu Krannhals mógł dotrzeć do świadków i dokumentów zarówno w Polsce, w Niemczech jak i w USA.
Monstrualne niemieckie zbrodnie
Śledztwo wobec Reinefartha umorzono, jednak zgromadzony materiał pozwolił Krannhalsowi na napisanie książki i współpracę z magazynem "Der Spiegel", który na jej podstawie opublikował serię artykułów o powstaniu. Te artykuły właśnie sprawiły, że Reinefarth musiał w połowie lat 60. zrezygnować z kariery politycznej. "Nie został on jednak nigdy skazany przez żaden sąd. Do dziś jest to negatywnie przyjmowane w Polsce. Bo niemieckie zbrodnie podczas Powstania przybrały zbyt monstrualne rozmiary, by pozostawić je bez kary" – piszą autorzy artykułu w FAZ i przytaczają liczby: od 150 do 180 tys. zabitych cywilnych mieszkańców Warszawy, 10 tys. zabitych i 6 tys. zaginionych powstańców. Do tego dochodzi wywózka 60 tys. warszawian do obozów koncentracyjnych i 90 tys. do pracy w przemyśle zbrojeniowym III Rzeszy. "Po 63 dniach zaciekłych walk Warszawa była bezludnym morzem ruin" – czytamy. Autorzy artykułu tłumaczą też niemieckim czytelnikom rolę Armii Czerwonej, która ze wschodniego brzegu Wisły "przyglądała się tłumieniu powstania, a potem unicestwieniu miasta". Dlatego "Warszawa 1944 do dziś symbolizuje w Polsce to, jak kraj ten został zmiażdżony ze Wschodu i Zachodu przez dwóch potężnych sąsiadów".
Krwawa odsiecz szwadronów śmierci SS
Autorzy artykułu tłumaczą też genezę i cele powstania: "Armia Krajowa chciała dzięki powstaniu powitać Armię Czerwoną jako gospodarz we własnym domu", wspominają o słabym uzbrojeniu powstańców, ich sukcesach w pierwszych dniach zrywu i krwawej odsieczy szwadronów śmierci SS pod dowództwem Reinefartha i jego przełożonego Ericha von dem Bacha-Zelewskiego. Jak czytamy w FAZ, tylko w czasie masakry Woli "w ciągu kilku dni oddziały Reinefahrta zamordowały szacunkowo 30.000 do 40.000 osób. Ale i później mordowano nagminnie ludność cywilną, gwałcono kobiety i dokonywano nieopisanych okrucieństw". Wobec pasywnej postawy Armii Czerwonej "powstańcom nie pozostało nic innego jak stawić rozpaczliwy, wytrwały i skazany na porażkę opór". W beznadziejnej sytuacji i wobec braku amunicji powstańcy skapitulowali i dostali się do niemieckiej niewoli – czytamy.
"To stawiało Niemców w komfortowej sytuacji"
Jak zaznaczają autorzy, koniec wojny nie przyniósł jednak uznania dla bohaterów, ale stalinowskie prześladowania, bo władze PRL uważały zryw za "reakcyjne powstanie przeciwko sojuszniczemu Związkowi Radzieckiemu". Krytyka roli Związku Radzieckiego była oficjalnie zabroniona, nie było też żadnego oficjalnego pomnika ofiar i bohaterów.
"To stawiało Niemcy w komfortowej sytuacji, że nie musiały zajmować się powstaniem", a powstanie AK popadło w niepamięć. "Jeszcze w 1994 roku prezydent Niemiec Roman Herzog pomylił w jednym z wywiadów Powstanie w Getcie z 1943 roku z Powstaniem Warszawskim" – przypominają autorzy artykułu w FAZ i dodają, że w Polsce po upadku komunizmu powstańcy "nareszcie doczekali się wielkiego upamiętnienia".
Wspominają w tym kontekście o Muzeum Powstania Warszawskiego, które powstało w 2004 roku z inicjatywy Lecha Kaczyńskiego i jest dziś jednym z najczęściej odwiedzanych muzeów stolicy. W upamiętnienie Powstania wpisuje się też wydanie monografii von Krannhalsa, które w 2017 roku ukazało się w polskim tłumaczeniu.
Niemcy ryzykują po raz kolejny
"Za tym wszystkim kryje się nie tylko potrzeba znalezienia uznania dla własnych ofiar, które są mało znane poza Polską. Dotyczy to zwłaszcza Niemiec, gdzie dominuje pamięć o Holokauście, a świadomość i wiedza o zbrodniach popełnionych na innych grupach jest niewielka". Zdaniem autorów "tym ważniejsze są takie sygnały, jak decyzja Bundestagu o budowie Domu Polsko-Niemieckiego w Berlinie czy niedawna obietnica kanclerza Olafa Scholza, że wreszcie wypłaci odszkodowania nielicznym ocalałym ofiarom. Fatalne jest to, że obecny projekt budżetu nie przewiduje tego i że Niemcy po raz kolejny ryzykują, że za słowami nie pójdą czyny – oskarżenie, przez które już raz opozycja wygrała w Polsce wybory".