Grass. Prorok we własnym kraju [KOMENTARZ]
14 kwietnia 2015To interesujące pytanie - jak wyglądałby sąd nad Grassem, gdyby pisarz nieco bardziej wstrzemięźliwie wypowiadał się na tematy polityczne? I gdyby przede wszystkim wcześniej nie przyznał się do swojej przynależności do Waffen-SS. Prawdopodobnie całe Niemcy byłyby dumne z tego pisarza. Dumne z autora "Blaszanego bębenka", dumne z noblisty i twórcy światowego formatu.
Czy Niemcy są dziś jeszcze dumni z Grassa? Nawet, jeśli w wielu nekrologach przewijają się pochwały, u wielu pozostaje uczucie niesmaku. Są ku temu trzy powody.
Radość z prowokowania
Po pierwsze Grass zbyt często polaryzował. Politycznie ciągle wychodził przed szereg. Miał do tego oczywiście prawo. I było to być może nawet zadaniem krytycznego pisarza w drugiej połowie XX wieku. Jednak Grass angażował się nie tylko na rzecz socjaldemokracji i praw człowieka, a więc w obszary, które zaakceptowali kiedyś nawet inaczej myślący politycznie. Grass jednak poruszał tematy, zarówno w sztuce jak i w przestrzeni publicznej, które wywoływały wściekłość jego politycznych przeciwników. Nie był na przykład zachwycony zjednoczeniem Niemiec. - To przebiega za szybko - słychać było jego głos z Lubeki. Grass był najpierw zwolennikiem istnienia dwóch państw niemieckich. Także opinie Grassa na temat polityki Izraela wywoływały oburzenie. Według niego kraj ten miał dążyć do wojny i zagrażać pokojowi światowemu. O Iranie czy państwach arabskich Grass milczał. Także wypowiedź na temat wizyty Helmuta Kohla na cmentarzu wojskowym, którą nazwał fałszowaniem historii, przysporzyła mu wielu wrogów.
Grass reklamował dla siebie rolę sumienia narodu. Przynajmniej wielu tak to odczuwało. Do tego Grass, inaczej niż jego kolega-noblista Heinrich Boell, miał inny temperament. Kochał prowokować i dlatego jego wypowiedzi czy publiczne występy denerwowały tak wielu Niemców.
Późne wyznanie
Po drugie - gdy w 2006 roku w swojej autobiograficznej powieści "Przy obieraniu cebuli" przyznał się, że jako młody chłopak należał do SS, doszło do wybuchu. Właśnie on - kaznodzieja czystego sumienia, jak odbierało go wielu ludzi, zatajał przez lata swoją własną przeszłość. Tego było za wiele. To, że przyznał się do tego idąc do amerykańskiej niewoli czy w rozmowach z niektórymi kolegami, nie pomogło mu. Ten, który napominał w imię historii, nie potrafił w wystarczająco ofensywny sposób stawić czoła swojej własnej biografii - to ostatecznie nadszarpnęło jego autorytet.
Walka z krytyką literacką
Trzeci powód nadszarpniętego wizerunku noblisty w jego ojczyźnie nie powinien być niedoceniany. Grass od dawna był na wojennej ścieżce z tutejszą krytyką literacką. Najbardziej wpływowy niemiecki krytyk literacki Marcel Reich-Ranicki i jego dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung", przez wielu uważany za intelektualny głos kraju, namiętnie krytykowali Grassa. To nie pozostało bez wpływu na opinię publiczną.
Urazy, które powstały po obu stronach, od pewnego momentu stały się nieuleczalne. Grass, tak twierdził Reich-Ranicki i jego pobratymcy, po "Blaszanym bębenku" i "Kocie i myszy" (i może literackiej etiudzie "Spotkanie w Telgte") nie stworzył literacko nic wybitnego. Wielu krytyków i ekspertów z zagranicy widziało to inaczej. Jednak w Niemczech Reich-Ranicki był wśród mieszczańskiej publiczności niekwestionowanym autorytetem.
Spojrzenie na dzieło
Günter Grass niewątpliwie przyczynił się do tego wizerunku - poprzez swój apodyktyczny i krnąbrny styl - szczególnie pod koniec życia. Jego późne przyznanie się do związków z SS było wielkim błędem. Nie zmienia to jednak nic w tym, że Grass przez całe dekady należał do tych niewielu niemieckich autorów, którzy pod względem literackim grali w najwyższej światowej lidze. Inspirował tak wybitnych pisarzy jak Salman Rushdi czy John Irving. Jeśli wspomina się zmarłego, należy pamiętać przede wszystkim o tym dobrym - o jego powieściach, nowelach i poezji. Günter Grass był niewątpliwie najwybitniejszym pisarzem niemieckojęzycznym po drugiej wojnie światowej.
Jochen Kuerten
tłum. Bartosz Dudek