Haltern w żałobie: „Śmiech zniknął na zawsze”
26 marca 2015Dlaczego 16 uczniów i uczennic z Haltern i dwie młode nauczycielki zginęło w katastrofie lotniczej we francuskich Alpach? To pytanie zadają sobie rodziny, koledzy i przyjaciele ofiar.
Dzień po katastrofie ulica prowadząca do gimnazjum im. Josepha Koeniga była zastawiona wozami transmisyjnymi niemieckich, europejskich i światowych stacji radiowych i telewizyjnych. Teren gimnazjum, z którego grupa uczniów udała się do Hiszpanii w ramach wymiany szkolnej, jest dla publiczności niedostępny.
Z jednej strony dziennikarze, kamerzyści i mikrofony, z drugiej zaś opłakujący ofiary katastrofy dzieci, młodzież i dorośli. Albo trzymają się za ręce, albo obejmują się nawzajem. Niektórzy stoją na uboczu, inni klękają, żeby złożyć kwiaty albo zapalić jedną z licznych świeczek na schodach prowadzących do wejścia głównego.
„Przez całą noc nawet oka nie zmrużyłam”
Ludzie przychodzą i odchodzą z opuszczonymi głowami i zaczerwienionymi oczami. „Przez całą noc nawet oka nie zmrużyłam”, mieszkanka Haltern mówi do mikrofonu włoskiego dziennikarza.
Uczeń ze starszej klasy odpowiada na pytania grupy dziennikarzy telewizyjnych: „Tak, znałem niektóre ofiary katastrofy. Wszyscy jesteśmy zszokowani”. Z jego twarzy można wyczytać, że czuje się niepewnie. Nie wie, czy rozmowa z prasą jest w tej sytuacji na miejscu, czy można by mu ewentualnie zarzucić brak pietyzmu.
Tymczasem dyrektor szkoły Ulrich Wessel uważa to za swój obowiązek: „Jestem dyrektorem tej szkoły. To ja wysłałem tę grupę w podróż”, mówi dziennikarzom. „Dlatego jestem gotów odpowiadać na państwa pytania i pytania rodziców”.
Nikt inny nie musi. Ani szkoła, ani uczniowie, ani nauczyciele, ani też bliscy ofiar. Zadbali o to dyrektor i władze miejskie. Wszystkich troskliwą opieką otoczyło 50 duchownych i psychologów.
Na konferencji prasowej w Ratuszu Miejskim dyrektora wspierają minister edukacji Nadrenii Północnej-Westfalii Sylvia Loehrmann, burmistrz Bodo Kimpel i radny miejski Cay Sueberkrueb. Pani minister sama jest z zawodu nauczycielką: „Nie możemy nikomu odebrać żałoby. Możemy ją tylko dzielić”, mówi.
Straszliwa wiadomość
Dziennikarze decydują się jednak na postawienie dyrektorowi kilku osobistych pytań: Jak przyjął tę straszną wiadomość, jak to było, gdy musiał o tym nieszczęściu powiadomić rodziców, czy czuje się odpowiedzialny za tę niepojętą tragedię.
Gimnazjum im. Josepha Koeniga jest szkołą europejską. Międzynarodowość i wymiany szkolne są jej znakiem firmowym. Jak będzie dalej, dyrektor nie jest w stanie powiedzieć: „Samoloty są ciągle jeszcze najbezpieczniejszymi środkami lokomocji, jakie mamy”, stwierdza, jakby czuł się trochę winny za to, co się stało.
Dyrektor Wessel był na sympozjum, gdy poproszono go o natychmiastowy kontakt telefoniczny. „Jeszcze nic nie było pewne”. W pierwszej chwili myślał, „że to nie ten samolot, że to na pewno jakiś inny i że uczniowie na pewno spóźnili się na lotnisko i polecieli następnym”. Potem dotarła do niego ta straszliwa wiadomość: cała 18-osobowa grupa znajduje się na liście pasażerów.
Wessel wraca do Haltern, posyła młodzież do domu i staje przed rodzicami, co, jak twierdzi, było „najtrudniejszą chwilą w całej jego karierze pedagogicznej”.
Wyrazy współczucia z całego świata
„W naszej szkole śmiech zniknął na zawsze”, stwierdza w obecności prasy. „Ludzie muszą najpierw przeżyć ten dzień, potem drugi i następne”.
Ważne jest, że nikt nie został pozostawiony samemu sobie. „Wystarczy spojrzeć na liczne maile z wyrazami współczucia, jakie miasto i szkoła otrzymują z całego świata”, mówi dyrektor, „Są one od ludzi, którzy nigdy nie mieli kontaktu z naszą szkołą. Również obecność mediów zaliczam do tego grona. Nie uważam, że obecność prasy jest równoznaczna z pogonią za sensacją. Wiem, że przyjechaliście tutaj w imieniu waszych czytelników i widzów, którzy też są wstrząśnięci tym, co się stało”.
Jan Walter, DW / Iwona D. Metzner