Instytut Pileckiego rozpoczyna działalność w Berlinie
9 września 2019Z kierowniczką berlińskiego biura Instytutu Pileckiego Hanną Radziejowską i jej zastępcą Mateuszem Fałkowskim rozmawia Jacek Lepiarz.
DW: Na Placu Paryskim, vis-a-vis Bramy Brandenburskiej, w sąsiedztwie ambasad Francji i USA - trudno w Berlinie o lepszą lokalizację. Czy to dowód na silną pozycję polityczną Instytutu?
Radziejowska: Ta lokalizacja pokazuje, jak bardzo nam zależy, aby móc przekazywać Niemcom rzetelne opowieści o Polsce, często nieznane, uwzględniające nową perspektywę. Jesteśmy nowym instytutem, zostaliśmy powołani rok temu na mocy ustawy, za którą głosowały wszystkie partie, co jest w dzisiejszej Polsce rzadkością. To silna legitymacja.
Chcemy zbudować miejsce, w którym będzie można dyskutować o historii Polski, ale też o doświadczeniach całej Europy Środkowo-Wschodniej. Chcemy przenieść dyskusje z poziomu powierzchownych publicystycznych sporów na poziom poważnej międzynarodowej debaty.
DW: Czy to jest pierwsza zagraniczna placówka powołanego w zeszłym roku Instytutu?
Radziejowska: Tak, Berlin jest naszym pierwszym przyczółkiem zagranicznym, ale z czasem powstaną zapewne kolejne placówki.
DW: W lokalu przy Placu Paryskim trwają prace wykończeniowe. Kiedy otwarcie?
Radziejowska: 16 września. Rozpoczynamy działalność w stolicy Niemiec spektaklem „Niechciane sny” w reżyserii Moniki Grochowskiej, opartym na snach byłych więźniów KL Auschwitz. Na apel byłego więźnia obozu - lekarza Stanisława Kłodzińskiego, w 1973 roku blisko 150 współwięźniów odpowiedziało na ankietę dotyczącą treści dręczących ich snów. Zaproszeni do projektu artyści będą przez całą noc w Berlinie czytali fragmenty tych spisanych nocnych koszmarów. Zapraszamy wszystkich mieszkańców miasta.
DW: Dlaczego patronem instytutu, a tym samym głównym bohaterem wystawy został Witold Pilecki, a nie Jan Karski, czy jeszcze ktoś inny? Wybitnych postaci z czasów wojny nie brakuje.
Radziejowska: W postaci Witolda Pileckiego skupiają się jak w soczewce doświadczenia obu totalitaryzmów. Nie chcemy zajmować się wyłącznie okupacją niemiecką. Naszym priorytetem jest wiek dwudziesty i dwa totalitaryzmy – niemiecki i sowiecki. Oba odcisnęły straszliwe piętno na losach Polski.
Pilecki był niezwykłą postacią, zgłosił się na ochotnika, aby dowiedzieć się, czym naprawdę jest Auschwitz, a następnie poinformować świat o dokonywanych tam zbrodniach. Po wojnie został zamordowany przez komunistyczne władze, a pamięć o nim była do 1989 roku wymazywana.
DW: Skąd data 16 września? Dlaczego nie 1 września? Czy to przypadek? Niemcom trudno będzie rozszyfrować tę datę.
Radziejowska: Doświadczenie Polski i całej Europy Środkowo-Wschodniej jest inne od Europy Zachodniej. Nieprzypadkowo otwieramy wystawę w przeddzień 17 września, czyli dnia będącego drugą, po 1 września, datą rozpoczęcia II wojny światowej. Podział Polski był wynikiem współpracy obu systemów totalitarnych.
DW: Jak będzie wyglądała inaugurująca działalność instytutu wystawa? Czy może Pani już uchylić rąbka tajemnicy?
Radziejowska: Kuratorami wystawy są brytyjski dziennikarz Jack Fairweather i ja. Opowiadamy historię misji Pileckiego, od momentu, w którym zdecydował się na misję w Auschwitz, poprzez jego działalność w obozie, plany wywołania powstania, aż po jego ucieczkę, działalność w podziemiu, udział w Powstaniu Warszawskim i tragiczne losy powojenne.
DW: Co konkretnie będzie można zobaczyć na wystawie?
Radziejowska: Ekspozycja ma trzy poziomy. Pierwszy to opowieść o Pileckim. Drugi poziom pokazuje kontekst historyczny – najważniejsze wydarzenia na szerszym tle. Trzeci wymiar obejmuje wypowiedzi ekspertów i materiały archiwalne komentujące poszczególne problemy. O zbrodni bez kary mówi Rafał Lemkin (twórca terminu ludobójstwo – DW).
DW: Czy będą też pamiątki po Pileckim?
Radziejowska: Tak, niektóre eksponaty są niezwykłe. W małym muzeum w Bochni znaleźliśmy klucz wykonany w warsztatach w Auschwitz, który posłużył Pileckiemu do ucieczki. Nikt nie wiedział, że klucz istnieje. Zwiedzający będą mogli też usiąść przy stole, przy którym Pilecki pisał pierwszy raport po ucieczce z Auschwitz.
Fałkowski: Klucz z naszej wystawy jest takim odpowiednikiem „Beczki Ringelbluma”. Beczka (w rzeczywistości blaszane skrzynki, w których Emanuel Ringelblum ukrył dokumenty z getta warszawskiego – DW) jest symbolem Holokaustu – świadectwem woli zapisania i przekazania historii. Ten klucz, dzięki któremu wydostali się z obozu, żeby przekazać prawdę, jest też taką beczką. To metafora woli przekazania doświadczenia następnym pokoleniom.
DW: Jaki jest status instytutu? Czy będzie miał wystarczający margines niezależności, czy też może stać się instrumentem polityki historycznej rządu?
Fałkowski: Impuls wyszedł od świata polityki. To, że ten instytut powstał teraz, jest też kwestią pewnej determinacji i postawienia na ten temat. Natomiast jeśli chodzi o wolność naukową czy autonomię, to funkcjonujemy na zasadach otwartej i rzetelnej dyskusji naukowej. Nie wykluczamy żadnych pytań i posiadamy w tym zakresie autonomię.
DW: Instytut zamierza dużo czasu poświęcić badaniom archiwalnym…
Fałkowski: To jeden z filarów naszej pracy. Celem jest zapewnienie badaczom lepszego dostępu do źródeł – dla zainteresowanych Polską naukowców z Zachodu, jak i dla Polaków. Chodzi o digitalizację źródeł, ich tłumaczenie i udostępnianie. Podpisaliśmy umowę z niemieckim Archiwum Federalnym. Dokumenty będą też dostępne w naszej siedzibie w Warszawie.
DW: Współpracujecie też z renomowanym Freie Universitaet w Berlinie.
Fałkowski: Będziemy realizowali z FU projekty badawcze, w tym krytyczną edycję źródeł z czasów okupacji. Na początek zajmiemy się dwoma dystryktami, w tym Krajem Warty (Warthegau).
Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>
DW: Czy świat kończy się na historii?
Radziejowska: Ależ nie. W Berlinie chcemy zajmować się też kulturą. Będziemy prowadzić Akademię Ćwiczeń Nowoczesności – projekt skierowany do młodych naukowców i artystów, menedżerów kultury. Celem zajęć jest refleksja nad nowoczesnością. Chcemy też współpracować ze szkołami.
DW: Czy Instytut Pileckiego nie zepchnie na drugi plan istniejących już polskich instytucji? Czy Centrum Badań Historycznych PAN i Instytut Kultury Polskiej będą miały jeszcze rację bytu?
Radziejowska: Każda instytucja ma swoją specyfikę. W Warszawie jest osiem czy dziewięć niemieckich placówek – liczne fundacje, instytuty Goethego. To dobry sposób na pokazywanie różnorodności Niemiec. Marzę o tym, aby w Berlinie powstało jeszcze więcej polskich instytucji. Miejsca wystarczy dla wszystkich.
Fałkowski: Dialog polsko-niemiecki był dotychczas zbyt płytki. Brakowało solidnej infrastruktury do poważnych rozmów. Istnieją oczywiście zaangażowani ludzie i środowiska, jednak warunkiem rozwoju relacji i poważnego dialogu jest obecność infrastruktury i zasobów. Nie rościmy sobie prawa do monopolu, chcemy być częścią tej infrastruktury.
Otwarcie berlińskiej placówki 16 września 2019.