Już za czasów Rembrandta Amsterdam był stolicą gejów
29 maja 2013Nawet teraz starówka Amsterdamu wygląda jak z bajki: piękne kamienice, urocze zaułki, nad kanałami unoszą się mostki z lakierowanymi balustradami. Wszystko wygląda wręcz cukierkowo, ale kiedyś właśnie te mostki były najobskórniejszymi miejscami w mieście.
Ustronne miejsca
Pod mostkami znajdowały się publiczne toalety, z których na swój sposób korzystały gejowskie pary, w ustronnym miejscu, którego nie widać było z ulicy. Mężczyźni nie mogli się tam jednak czuć zupełnie bezpiecznie, bo kręcili się tam także szpicle wymiaru sprawiedliwości. Stosunki homoseksualne były zakazane, a tak zwani "sodomici", jak wtedy określano gejów, wiedzieli, że za danie upustu swoim upodobaniom czeka ich śmierć na garocie lub że pójdą w porcie na dno w beczce z kamieniami.
Tak więc dla własnego bezpieczeństwa mężczyźni umawiając się na schadzki nie używali zwyczajowych nazw mostów, tylko spotykali się na przykład "u pani de Lange".
We współczesnym Amsterdamie grachty są między innymi miejscem dorocznej parady gejów "Canal Parade" podczas Amsterdam-Gay-Pride-Festival w pierwszą sobotę sierpnia, będącą swego rodzaju Christopher-Street-Day na wodzie. Korowód 80 łodzi podziwia zwyczajowo około ćwierć-milionowa publiczność.
Tradycja tolerancji
Amsterdam sam okrzyknął się "Gay Capital of the World", powołując się na wielowiekową tradycję tolerancji. W roku 1987 odsłonięto tu pierwszy na świecie pomnik upamiętniający ofiary prześladowań homoseksualistów. W roku 2001 w ratuszu na Waterlooplein wzięła ślub pierwsza gejowska para.
Z zapisów historycznych wynika, że już w XVII wieku gejowska subkultura wabiła do miasta przybyszy z zagranicy.
Najsłynniejszym miejscem nawiązywania kontaktów za czasów Rembrandta był ratusz miejski, obecnie będący pałacem Królewskim. W jego Sali Obywatelskiej mężczyźni przechadzali się, wziąwszy ręce pod boki. Jeżeli jakiemuś mężczyźnie ktoś się spodobał, potrącał go łokciem. Jeżeli ten ktoś gest ten odwzajemnił, obydwaj szli prosto do toalety, leżącej tuż obok sali tortur. Jeżeli tam było niebezpiecznie ze względu na wzmożone kontrole, para udawała się do położonego w pobliżu kościoła Nieuwe Kerk.
Na galerach
Do homoseksualnych stosunków dochodziło także na żaglowcach Zjednoczonej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Pod pokładem, w mrocznych zakamarkach gnieździło się nawet 250 mężczyzn. Nic dziwnego, że taka bliskość była okazją do intymnych stosunków, lecz karane były one bezlitośnie, wyrzuceniem za burtę.
Czasami zdarzało się, że na statek zakradały się także kobiety, w męskim przebraniu. Czasami była to dla nich jedyna możliwość znalezienia pracy.
Często jednak także w mieście spotykało się kobiety przebrane za mężczyzn - to pozwalało im żyć pod jednym dachem z inną kobietą.
Doktor Nicolaees Tulp - znany ze słynnej "Lekcji anatomii" Rembrandta musiał swego czasu osądzić 27-letnią Hendrickgen, która w przebraniu mężczyzny żyła z pewną Trijntje w intymnym związku. Dziewczyny nie spotkała za to żadna ostra kara, gdyż lesbijski związek przekraczał zdaje się wyobrażenia sędziów.
"Królowa Zeedijk"
Przy Zeedijk 63 działa wciąż jeszcze najstarsza knajpa dla lesbijek "t Mandje" ("Koszyczek") - od roku 1927. Jej założycielka Bet van Beeren, słusznej postury motocyklistka nigdy nie kryła się ze swymi lesbijskimi skłonnościami.
Jej knajpa była miejscem spotkań nie tylko gejów i lesbijek, ale także marynarzy, prostytutek i żołnierzy Armii Zbawienia. Największa zabawa Oranje-Ball odbywała się tam w dniu urodzin królowej. Homo-pary tańczyły ze sobą zupełnie swobodnie, przy czym obowiązywał całkowity zakaz całowania się. Kiedy do knajpy wchodził ktoś podejrzany, właścicielka ostrzegała gości zapalając jedną, określoną lampę. Kiedy Bet van Beeren zmarła w 1967 r. na marskość wątroby, jej zwłoki były przez dwa dni wystawione publicznie na stole bilardowym w jej knajpie.
dpa / Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik