Mówienie o rosyjskiej klęsce na Ukrainie byłoby z pewnością przedwczesne. Można natomiast z całą pewnością ogłosić, że Władimir Putin przegrał z Niemcami wojnę gazową. RFN ma spośród wszystkich państw UE największe możliwości magazynowania niebieskiego paliwa. Obecnie, tzn. w szczycie sezonu grzewczego, magazyny te są nadal wypełnione w ponad 90 proc. Oznacza to, że brak rosyjskiego surowca nie stanowi już więcej zagrożenia dla największej gospodarki w Europie.
Gdy blisko 11 miesięcy temu Rosja rozpoczęła inwazję na Ukrainę, ponad połowa gazu importowanego przez Niemcy pochodziła z Rosji. Szantażowanie Niemiec stanowiło centralny element presji gospodarczej, którą Rosja wywierała na UE. Naciski miały osłabić europejskie wsparcie dla Ukrainy i jej armii.
Skuteczny odwyk od rosyjskiego surowca
Plan spalił jednak na panewce. Niemcy nie zamarzają w mieszkaniach, nie zamyka się fabryk. Również wśród polityków w Berlinie zniknęły obawy, że rosyjskie dostawy są wystarczającym narzędziem, aby sparaliżować kraj.
RFN w ramach unijnych sankcji odcięło się od rosyjskiego węgla i ropy, a od sierpnia nie otrzymuje też już gazu, którego dostawy wstrzymał Gazprom.
Oznacza to, że Niemcy już od pięciu miesięcy żyją bez rosyjskiego gazu, który miał być rzekomo niezbędny. Co więcej, wydaje się, że całkiem dobrze sobie z tym radzi. Oczywiście recesja jest wciąż możliwym scenariuszem, co nie jest zaskakujące, biorąc pod uwagę przerwanie istniejących od dekad łańcuchów dostaw i szybujące w górę ceny energii. Z drugiej strony coraz więcej danych wskazuje, że spowolnienie może przybrać formę łagodniejszą niż się tego spodziewano. Nawet rekordowo wysoka inflacja zaczyna hamować.
Tymczasem Berlin regularnie rozszerza militarne wsparcie dla Ukrainy. I jest to kolejny dowód na to, że putinowska „gazowa operacja specjalna” zakończyła się niepowodzeniem. Na początku stycznia rząd niemiecki zweryfikował swoją dotychczasową pozycję i zgodził się na dostarczenie Ukrainie bojowych wozów piechoty typu Marder. Kolejnym krokiem może być zgoda na dostarczenie ciężkich czołgów bojowych. Intensywna dyskusja na ten temat trwa nieustannie.
Komunikaty pełne nadziei
O przegranej przez Putina wojnie gazowej świadczą też jednoznaczne komunikaty ogłoszone przez państwowego regulatora i związek branżowy
Najpierw Federalna Agencja Sieci oficjalnie stwierdziła, że „niedobór gazu tej zimy staje się coraz mniej prawdopodobny”. W jednym z udzielonych wywiadów szef agencji Klaus Mueller przyznał, że spodziewa się zakończenia wahań cen gazu i ich ustabilizowania się na mniej więcej obecnym poziomie. Poziom ten jest nadal znacznie wyższy od cen sprzed rozpoczęcia wojny, ale jednocześnie wielokrotnie niższy od rekordowych wartości z lata ubiegłego roku. Przy tych cenach energochłonne sektory niemieckiego przemysłu mogą „wreszcie pracować nad odrabianiem strat”.
Następnie INES, czyli stowarzyszenie operatorów magazynów gazowych i wodorowych, podczas comiesięcznej konferencji prasowej przedstawiło scenariusze na 2023 roku. Przyjmując w symulacjach pogodę z normalnymi temperaturami, stan wypełnienia magazynów gazowych na koniec zimy wyniósłby 65 proc. Byłaby to niezwykle komfortowa sytuacja wyjściowa do dalszego magazynowania surowca w trakcie lata i pełnego wypełnienia magazynów już we wrześniu.
Mówiąc prościej, branżowi specjaliści zapewniają niemieckie firmy i gospodarstwa domowe, że ani tej, ani następnej zimy nie muszą obawiać się problemów z zapasami gazu. INES dodaje jednak, że wymaga to, aby „obecnie silne oszczędności w konsumpcji zostały utrzymane”.
Gazprom stracił największy rynek zbytu
INES przedstawiło również mniej optymistyczny scenariusz. Ten model zakłada wyjątkowo niskie temperatury, spadek dostępności gazu LNG, ze względu na duże zapotrzebowanie na surowiec w Azji i całkowite wstrzymanie dostaw gazu do Europy przez Rosję.
W konsekwencji Niemcy własne rezerwy musiałyby częściowo przeznaczyć na wsparcie innych państw UE. Jednak nawet w tym scenariuszu, w obecnym i następnym sezonie grzewczym, na terenie Niemiec nie zabrakłoby gazu.