Komisja śledcza ws. Wirecard: Merkel i rząd umywają ręce
23 kwietnia 202144 dni posiedzeń, ponad 80 świadków, 850 gigabajtów danych i kilkaset teczek z dokumentami organów nadzorczych, ministerstw i Urzędu Kanclerskiego. To bilans siedmiu miesięcy pracy komisji śledczej ws. Wirecard, największego oszustwa finansowego w powojennych Niemczech.
W czerwcu 2020 roku wyszło na jaw, że w bilansie niemieckiej spółki Wirecard, specjalizującej się w płatnościach internetowych, brakowało 1,9 miliarda euro. Przez lata w firmie, która od 2018 roku należała do czołowego indeksu giełdowego DAX, fałszowano papiery. W ciągu nocy wartość rynkowa 20 miliardów euro rozpłynęła się w powietrzu. Tysiące drobnych inwestorów straciło oszczędności, trwale ucierpiała reputacja Niemiec jako centrum usług finansowych.
Prokuratura w Monachium prowadzi dochodzenie w sprawie fałszowania bilansów, oszustw, manipulacji rynkowych i prania pieniędzy. Były członek zarządu Markus Braun przebywa w areszcie, a menedżer Jan Marsalek uciekł z Niemiec i prawdopodobnie ukrywa się w Rosji.
Kto ponosi polityczną odpowiedzialność?
– Nic nie działało na wielu poziomach, a politycy i nadzór finansowy ułatwili oszustom sprawę – powiedział poseł CSU i członek komisji śledczej Bundestagu Hans Michelbach. Nie bez powodu wspomina tylko o nadzorze finansowym, a nie o innych organach nadzorczych. Pięć miesięcy przed wyborami parlamentarnymi niemieccy politycy wzajemnie obrzucają się winą. Nikt nie chce wziąć odpowiedzialności.
CDU/CSU oraz politycy opozycji uważają, że to minister finansów i kandydat SPD na kanclerza Olaf Scholz ponosi polityczną odpowiedzialność. To jego ministerstwo odpowiada za BaFin, czyli Federalny Urząd Nadzoru Finansowego. Z kolei SPD widzi zaniedbania u audytorów z agencji APAS, podlegającej Ministerstwu Gospodarki, na czele którego stoi polityk CDU Peter Altmaier.
Zeznania rządu na koniec
W ostatnim tygodniu pracy komisji śledczej do zeznań wezwano szereg członków rządu. W piątek (23 kwietnia) przed komisją zeznawała kanclerz Angela Merkel (CDU). W centrum stała jej wizyta w Chinach we wrześniu 2019 roku. W Pekinie Merkel wstawiła się w interesie Wirecard, który chciał wejść na chiński rynek, chociaż w tym czasie media donosiły już o wątpliwościach wokół stanu finansów tej spółki.
Rządowe wsparcie dla Wirecard zorganizował Karl Theodor zu Guttenberg, były minister gospodarki i obrony z ramienia CSU, który odszedł z polityki po tym, jak okazało się że popełnił szereg plagiatów w swojej pracy doktorskiej. Po tamtym skandalu wyjechał do USA i został konsultantem i lobbistą, a od 2016 roku Wirecard był jednym z jego klientów. Guttenberg spotkał się z kanclerz Merkel przed jej wyjazdem do Chin.
Przed komisją Merkel zeznała, że nie wiedziała wtedy, że jej były minister pracuje dla Wirecard, a spotkanie nie było merytoryczne. – Dla mnie jest oczywiste, że spełniam prośby o rozmowę ze strony byłych członków mojego rządu – powiedziała.
Faktem jest jednak, że po 45-minutowym spotkaniu Merkel odesłała Guttenberga do swojego doradcy ekonomicznego Jana-Hendrika Roellera, a ten umieścił Wirecard w programie wyjazdu do Chin. Pikantny szczegół: żona Roellera pochodzi z Chin i to ona nawiązała kontakty między Wirecard a chińską firmą, którą chciała kupić niemiecka spółka. Przypadek? Komisja śledcza chciała dowiedzieć się od Merkel, czy w Urzędzie Kanclerskim obowiązują specjalne procedury dotyczące przestrzegania prawa (ang. compliance). – Nie wiem – odparła kanclerz, ale dodała, że „nie ma najmniejszego powodu”, by kwestionować swoje zaufanie do Roellera.
– Działania Merkel w Chinach był kulminacją intensywnego lobbingu Wirecard – mówi polityk Partii Zielonych Danyal Bayaz. Podobnie jak inni koledzy z komisji uważa, że krytycznego dystansu zabrakło nie tylko w Urzędzie Kanclerskim, ale w całej klasie politycznej. Wirecard był wschodzącą gwiazdą niemieckiej giełdy i zbyt wielu dało się tym oślepić.
Kto mógł coś wiedzieć, i kiedy?
Mimo to w Urzędzie Kanclerskim musieli coś podejrzewać. Aresztowany członek zarządu Wirecard Markus Braun zabiegał o spotkanie z Merkel od 2018 roku. Ale prośby były odrzucone. Merkel powiedziała, że powodem był brak czasu, ale komisja posiada notatkę z Urzędu Kanclerskiego, w której odradza się spotkanie z Braunem, bo w mediach pojawiały się już w tym czasie krytyczne doniesienia o spółce.
Mimo to wiele miesięcy później Merkel wstawiła się na rzecz spółki w Chinach. – Mimo wszystkich doniesień prasowych nie było powodu, aby zakładać poważne nieprawidłowości w Wirecard – powiedziała kanclerz. Chociaż z perspektywy czasu sytuacja wygląda inaczej, dodała.
Konsekwencje w organach nadzorczych
To, co wydarzyło się w firmie, było nie do pomyślenia, powiedziała kanclerz podczas jej pięciogodzinnego przesłuchania. Wirecard nie ma nic wspólnego z pojęciem „uczciwego biznesu”. Merkel argumentowała podobnie jak jej minister finansów Olaf Scholz, który podczas zeznania w czwartek mówił o „przestępczym gangu”. Kanclerz dodała, że z dzisiejszej perspektywy widać, iż państwowe inspekcje i organy nadzorcze nie były wystarczająco przygotowane.
Zamiast rozliczyć się z przeszłości, politycy wolą podkreślać, że ze skandalu trzeba wyciągnąć „prawidłowe wnioski”. Tak mówiła również Merkel. Miała na myśli nie tylko reformę nadzoru finansowego, ale także konsekwencje personalne. W Federalnym Urzędzie Nadzoru Finansowego odejść musieli prezes i wiceprezes. Zwolniono też kierownika państwowego audytora APAS, a szef urzędu certyfikującego sprawozdania finansowe złożył rezygnację.
Tylko wśród polityków wszyscy umywają od sprawy ręce.