Koronawirus. Czy dziadek musi umierać samotnie?
18 marca 2020„Stop! Zakaz odwiedzin" – takie i podobne wywieszki można zobaczyć od weekendu w berlińskich szpitalach. W innych miastach Niemiec pojawiły się już wcześniej. Do odwołania odwiedzający nie mają wstępu do szpitali. Ma to uchronić pacjentów przed zarażeniem koronawirusem.
Nie zawsze nowe restrykcje spotykają się ze zrozumieniem. Zakaz jest często ignorowany, krewni wyładowują gniew na pielęgniarkach, grożąc im postępowaniem sądowym. Niektóre oddziały zamykają drzwi wejściowe. Lekarze i pielęgniarki mają klucz, a wszyscy inni muszą dzwonić. Dla zespołu pielęgniarskiego oznacza to, że poza codziennymi obowiązkami zajęci są nieprzerwanym odprawianiem odwiedzających.
Wyjątki dla dzieci
Mniej surowe zakazy dotyczą dzieci do lat 16. Oficjalnie mogą przyjmować jedną osobę raz dziennie przez godzinę. Nie zawsze jest to ściśle przestrzegane – zdradza berlińska pielęgniarka. Pracuje w dużej klinice uniwersyteckiej w Berlinie, gdzie pacjenci są ciągle przyjmowani, ale także wypisywani. – U nas oznacza to ograniczenie towarzyszących osób w zależności od przypadku do minimum. Decyzję podejmuje dany oddział. W przypadku bardzo małych lub bardzo niespokojnych dzieci może się zdarzyć, że wpuszczeni zostaną oboje rodzice – mówi. Nie chce podawać swojego nazwiska.
Codzienne życie na oddziale bardzo się zmieniło. Tam, gdzie dzieci bawiły się na korytarzach, a goście wchodzili i wychodzili, teraz panuje cisza. Mali pacjenci i rodzice wolą pozostać w pokojach, drzwi są zamknięte. Dzieje się tak również dlatego, że na korytarzu trzeba nosić maskę ochronną. Dotyczy to również niemowląt. Maska jest wydawana tylko raz dziennie dla każdego rodzica. Z powodu kradzieży zdemontowano pojemniki z maskami, podobnie jak dozowniki środków dezynfekujących.
Agresja wisi w powietrzu
Również pielęgniarki muszą nałożyć maskę, kiedy wchodzą do pokoju pacjenta. Dostępne są tylko te normalne, bez dodatkowych filtrów. Takich jest za mało, dlatego przeznaczone są na izolatki i oddziały intensywnej terapii. Dla personelu pielęgniarskiego nie jest to takie proste. Również wśród niego są tacy, którzy cierpią na jakieś choroby, obawiają się, że sami się zarażą.
To wpływa na nastrój. Już teraz jest on zły, a nieraz nawet agresywny – mówi nam berlińska pielęgniarka. Przytłoczeni są także lekarze, „mimo że na oddziale nie mieliśmy jeszcze koronawirusa”.
Umierają samotnie
Podczas gdy na oddziały dziecięce jeszcze przychodzą odwiedzający, na innych oddziałach drzwi pozostają zamknięte. To trudna sytuacja dla pacjentów i ich bliskich. Cierpią szczególnie osoby w podeszłym wieku i ciężko chore. Wiele z nich umiera. Czy muszą umierać w samotności? Bez krewnego siedzącego przy łóżku?
To pytanie pojawia się również w domach spokojnej starości i domach opieki, bo i one zakazały odwiedzin. To trudne dla starszych osób, i tak już odizolowanych. Kiedy nie mogą przyjmować odwiedzin bliskich, wzmaga to poczucie osamotnienia. Niewielkim pocieszeniem są rozmowy wideo, bo tylko niewiele placówek ma dobre WiFi.
Nie wiadomo, jak długo będą obowiązywać obecne restrykcje. Dwa, trzy tygodnie, do Wielkanocy, do połowy maja? W tym czasie pacjenci i podopieczni jeszcze bardziej będą potrzebować pielęgniarek i opiekunów, którzy ich podtrzymają na duchu.
Chcesz skomentować nasze artykuły? Dołącz do nas na facebooku! >>