Koronawirus: Personel opiekuńczy na granicy wytrzymałości
13 lipca 2022Nie jest łatwo dodzwonić się do Georga Goutrié. Ale pomiędzy dwiema nocnymi zmianami i jedną poranną, 21-letni pielęgniarz znajduje w końcu czas na rozmowę. - Jaki dziś dzień? Niedziela, prawda?- pyta ze śmiechem. Georg od miesiąca pracuje jako pielęgniarz na oddziale matki i dziecka w szpitalu Charité w Berlinie. Szpital uniwersytecki z ponad trzema tysiącami łóżek jest jednym z największych szpitali w Europie.
Zamknięcie całego oddziału
Goutrié przez trzy lata kształcił się jako pielęgniarz. Dyplom uzyskał w samym środku pandemii. On i inni stażyści doświadczyli tego, z czym musiały zmagać się niektóre kliniki: zamykano całe oddziały, wycofywano personel do opieki nad pacjentami z COVID-19, operacje odkładano na później.
Prawdopodobnie zostanie mu to oszczędzone w obecnym miejscu zatrudnienia. – Odział, na którym obecnie pracuję nie może byś zamknięty, dzieci rodzą się kiedy chcą, nie można ich przesunąć na później - mówi pielęgniarz. Niemniej jednak wszyscy pacjenci są traktowani jako osoby zarażone koronawirusem i izolowane do czasu, aż uzyskają negatywny wynik testu PCR.
Zniesienie obostrzeń a nowy podwariant
W minionych dwóch latach liczby zakażeń koronawirusem spadały latem, bo wiele osób przebywało na zewnątrz. Dlatego dla pracowników kliniki miesiące letnie były równoznaczne z odprężeniem. Jednak w tym roku jest inaczej. Krzywa zakażeń nietypowo rośnie. Jak ostrzega związek zawodowy lekarzy Marburger Bund, system zdrowotny miejscami osiąga już granice wydolności. Jeszcze na początku czerwca siedmiodniowa zapadalność była niższa niż kiedykolwiek od początku roku. Następnie liczba zakażeń w środku lata poszła gwałtownie w górę.
Jedną z przyczyn jest nowy podwariant koronawirusa BA.5, który cechuje jeszcze większa zakaźność i dlatego może on się dobrze rozprzestrzeniać także latem – oceniają eksperci. Nawet ozdrowieńcy czy osoby zaszczepione nie są bezpieczne przed nowym zakażeniem. Podwariant BA.5 jest obecnie odpowiedzialny za dwie trzecie zakażeń.
Inną przyczyną jest złagodzenie przez politykę obostrzeń pandemicznych. Ludzie nie muszą nosić masek w większości zamkniętych pomieszczeń, mogą spotykać się bez ograniczeń, chodzić na koncerty czy podróżować. Do tego z powodu wysokich kosztów zlikwidowano bezpłatne szybkie testy. Według ministra zdrowia Karla Lauterbacha ostatnio kosztowały one miesięcznie miliard euro. Teraz z małymi wyjątkami, ludzie muszą za nie płacić. Nie wiadomo, czy nie zniechęci to obywateli do częstszego poddawania się badaniom.
Problemem nie tylko koronawirus
Po raz kolejny powtarza się to, co personel pielęgniarski już zna. Liczba zakażeń rośnie i teraz z niepokojem spoglądają na jesień i zimę, kiedy, jak uczy doświadczenie, liczba zakażeń będzie nadal rosła. W Szlezwiku-Holsztynie jedna z największych klinik zamknęła na początku lipca dwa oddziały, ponieważ zbyt wielu pracowników było na zwolnieniu z powodu koronawirusa.
„Dotknęło to także nasz personel. Jest więcej zachorowań z powodu koronawirusa”- informuje także oddział intensywnej terapii szpitala Agaplesion z Hamburga. Tutaj, podobnie jak w wielu niemieckich szpitalach, oprócz oddziału intensywnej terapii utworzono dodatkowo oddział covidowy.
„W związku z opisaną wyżej sytuacją musieliśmy już zablokować łóżka. I to w środku lata. Dlatego z niepokojem czekamy na nadchodzącą jesień i zimę” - pisze biuro prasowe w odpowiedzi na zapytanie DW.
Covid-19 nie jest jednak decydującym problemem. Pandemia tylko pozwoliła skierować uwagę na istniejące już krytyczne warunki w opiece. Inicjatywa Walk of Care, w której działa również Georg Goutrié, od 2016 roku zwraca uwagę na niedociągnięcia. Opiekunowie w każdym wieku i na każdym poziomie doświadczenia zawodowego domagają się od polityków wsparcia finansowego i strukturalnego.
Za dużo pacjentów, za duża odpowiedzialność
- W Niemczech na jednego pielęgniarza przypada 13 pacjentów, w Holandii tylko pięciu – wyjaśnia Goutrié. I dodaje: „Jak mam wziąć jednocześnie odpowiedzialność za 13 pacjentów i zapewnić im opiekę wysokiej jakości”? Jednocześnie zwraca uwagę, że personel pielęgniarski czy to ambulatoryjnie czy w klinikach od lat pracuje na absolutnym limicie. Warunki panujące w placówkach opiekuńczych najbardziej uderzają w kobiety, których udział w zawodach pielęgniarskich wynosi znacznie ponad dwie trzecie.
Z powodu obecnych warunków najbardziej cierpią ci, którzy nie mogą pozwolić sobie po pracy wieczorem na relaks, bo muszą zająć się dziećmi lub bliskimi. Wielu z nich jest konfrontowane w pracy także z przejawami rasizmu i seksizmem, ale mają problemy ze znalezieniem nowego miejsca zatrudnienia.
Frustracja, zwątpienie i niskie płace
Według Instytutu Gospodarki Niemieckiej (IW) do 2035 roku w Niemczech może zabraknąć około 307 tys. pracowników personelu pielęgniarskiego w opiece stacjonarnej. Problem istnieje od lat i stale się pogłębia. Dla wielu pielęgniarzy oznacza to stres, duże obciążenie fizyczne i emocjonalne, pracę po godzinach przy niedoborze pracowników. A wszystko to za najniższe wynagrodzenie.
Wypalenie zawodowe i zobojętnienie
Spektrum stresu psychicznego jest szerokie. Znanym i szeroko podejmowanym tematem w branży opiekuńczej jest wypalenie zawodowe. Ale mało kto mówi o zobojętnieniu (cool out). - Wtedy nic cię nie obchodzi, nic nie porusza, znajdujesz się w stanie całkowitego przeciążenia. Opiekujesz się ludźmi stając się dla nich zagrożeniem - wyjaśnia pielęgniarz Goutrié. W następstwie prowadzi to do błędów, a nawet przypadków przemocy wobec pacjentów.
W 2021 roku politycy przyrzekali, że będzie lepiej i ruszyli z reformą sektora pielęgniarskiego, która weszła w życie w tym roku. Lepsze płace i zmiana rozkładu obciążeń dla pracowników opieki mają złagodzić niedobór wykwalifikowanych pracowników.
Georg Goutrié rozważa jednak, czy nie zmienić zawodu, być może na zupełnie inny, nawet jeśli jest to dla niego trudne. - Jeśli ma się taką skłonność do pomagania, to zwykle idzie się w tę stronę. Ale za jaką cenę?- zastanawia się pielęgniarz.