Kosowo. Drenaż mózgów na Bałkanach
23 czerwca 2023W Gjakovej, jednym z najpiękniejszych miast Kosowa, 32-letnia Eljesa Beqiri każdego ranka z uśmiechem otwiera szkołę językową „Opportunity” znajdującą się na skraju bazaru 40-tysięcznego miasta w południowo-zachodniej części kraju. Z wykształcenia jest dziennikarką, ale nigdy nie pracowała w swoim zawodzie. Zamiast tego organizuje kursy niemieckiego jako koordynatorka w szkole językowej.
Eljesa jest tu jedną z niewielu młodych ludzi, którzy w przeciwieństwie do mnóstwa innych mieszkańców Gjakovej i okolic, nie chcą wyjeżdżać za granicę. Prawie wszyscy jej uczniowie pragną wyemigrować do Niemiec lub innego państwa niemieckojęzycznego. Główną motywacją są wysokie w porównaniu z Kosowem zarobki w Niemczech oraz ubezpieczenie społeczne z systemem opieki zdrowotnej, jakiego nie ma w ich ojczyźnie.
Niezamężna Eljesa Beqiri mieszka z matką i najmłodszym bratem w Gjakovej. Siedem lat temu jej drugi brat wyemigrował do Niemiec, podobnie jak wszystkich sześciu braci jej ojca. Dla Beqiri nie wchodzi to w rachubę. – Nigdy nie chciałabym wyjechać do Niemiec, ponieważ lubię mówić po albańsku, a moi przyjaciele są tutaj i podoba mi się tutejsza mentalność. Mam przyjaciół, gdziekolwiek jestem – wyjaśnia. – Poza tym, nie chciałabym też poślubić Niemca – dodaje z przymrużeniem oka.
Wszyscy uczestnicy kursu chcą wyjechać
Średni zarobek w Kosowie wynosi zaledwie około 300 euro miesięcznie. Przy kosztach utrzymania, które często są porównywalne z niemieckimi, tak niska płaca miesięczna ledwie wystarcza większości młodych Kosowian na przeżycie. Wielu z nich nadal mieszka z rodzicami. Nie mogą sobie pozwolić na urlop czy chorobę. Kiedy konieczne są poważniejsze zabiegi medyczne, pieniądze trzeba zbierać w rodzinie.
Również Eljesa Beqiri była wcześniej zależna od wsparcia ze strony swojego brata w Niemczech. Od trzech lat jednak dobrze zarabia w szkole językowej. Jak twierdzi, wraz z dochodami innych członków rodziny stać ich na dobre życie. – Kosowianie wierzą, że w Niemczech pieniądze rosną na polu i jedyne, co trzeba zrobić, to je zebrać – podsumowuje wyobrażenia swoich uczniów.
Każdego roku sama tylko szkoła językowa „Opportunity” naucza około 340 uczniów. Prawie wszyscy z nich chcą wyjechać. Tylko nieliczni pozostają w kraju, gdzie wykorzystują swoje językowe umiejętności pracując w jednym z call centrum. Na przykład w Bambus Group, firmie zarejestrowanej w Hamburgu, która swoim klientom oferuje w 36 językach szeroki zakres usług w sektorze telekomunikacyjnym.
Kosowo: puste sklepy i brak fachowców
Malownicze stare miasto Gjakova to przede wszystkim sklepy, kawiarenki i restauracje. Jednak niektóre sklepy w centrum już teraz stoją zamknięte, plakaty werbują nowych najemców. Poprzedni właściciele najwyraźniej wyemigrowali. Eljesa obawia się, że jeśli taki stan rzeczy utrzyma się przez kolejne dziesięć lat, także pozostałe sklepy na starówce mogą zniknąć.
Niemieckiego w jej szkole uczy się między innymi Arlinda Ramaj z Gjakovej. Życiowa sytuacja 27-latki jest typowa dla wielu jej rówieśniczek w Kosowie. Jest wyszkoloną pielęgniarką, ale Kosowo, gdzie żaden uregulowany system opieki zdrowotnej nie istnieje, ma jej do zaoferowania niewiele możliwości pracy. Arlinda uczy się teraz niemieckiego, aby potem móc pracować jako pielęgniarka w Niemczech. – Przekonały mnie lepsze warunki życia, lepsza pensja i możliwości, jakie tam oferują. Gdybym mogła znaleźć tu dobrze płatną pracę, zostałabym – mówi Ramaj.
Jej brat przebywa w Niemczech od roku. Pracuje w restauracji jako kelner, choć w Kosowie kształcił się na księgowego. Ale, jak donosi Arlinda, jest zadowolony i ze swojej pracy, i z zarobków. Siostra Arlindy, która właśnie przygotowuje się do matury, również chce pewnego dnia wyjechać do Niemiec.
Konsekwencje emigracji
Arlinda Ramaj reprezentuje grupę 30 tysięcy osób, które w ciągu roku emigrują z Kosowa. Lirim Krasniqi, współzałożyciel organizacji pozarządowej Germin, która zajmuje się diasporą albańską, dobrze zna problem emigracji. – Mógłbym cały dzień o tym mówić, tak obszerny jest ten temat w Kosowie – mówi.
Według Urzędu Statystycznego Kosowa (ASK), dziesięć lat temu każdego roku opuszczało kraj od 15 do 20 tysięcy Kosowian. Przez ostatnich pięć lat ta liczba jednak stale rosła. Dziś szacuje się ją na 30 tysięcy osób rocznie. Nie wszyscy emigranci pozostają jednak za granicą na stałe.
– Efekt ekonomiczny jest nadzwyczajny, ponieważ większość emigrantów to ludzie młodzi, w wieku od 24 do 35 lat. Kosowskie przedsiębiorstwa coraz częściej zauważają, że brakuje im fachowców – mówi Krasniqi. – Dlatego też oferowane płace wzrosły. Jednak w dłuższej perspektywie Kosowo straci najżywotniejszą część swojego społeczeństwa. Najbardziej ucierpi sektor opieki zdrowotnej, nie tylko z powodu długich okresów kształcenia – przepowiada.
Kosowski rząd nie ma żadnej strategii radzenia sobie z problemem emigracji. Podczas gdy takie państwa jak Niemcy rekrutują fachowców i młodym ludziom z Kosowa wydają się atrakcyjne, w samym Kosowie zaczyna ubywać pracowników.
Absolwenci kosowskich szkół wyższych studiują po to, żeby stać się bezrobotnymi, mówi Krasniqi. – Kosowo musi zreformować swój system edukacji, aby absolwenci uniwersytetów mieli również tu szansę – wyjaśnia. Krasniqi ma też pomysł, jak złagodzić skutki ich emigracji do Niemiec. – Niemcy powinny zapłacić Kosowu rekompensatę za edukację, którą ci fachowcy otrzymują tutaj. Mogłoby to mieć formę inwestycji. Kosowo powinno domagać się tego również podczas rozmów dyplomatycznych – sugeruje.
Nauczyciele niemieckiego nie narzekają
Wróćmy do szkoły językowej Eljesy Beqiri. Naucza tu także 33-letnia nauczycielka Vlora Ramadani. Jest bardzo zadowolona ze swojego życia w Kosowie. Codziennie, od poniedziałku do soboty, udziela lekcji niemieckiego, po jedenaście godzin dziennie.
Wszyscy jej uczniowie są zdecydowani wyemigrować. Nauczycielka ma to już za sobą. Po jedenastu latach spędzonych w Niemczech cieszy się, że znów jest z powrotem w ojczyźnie. – Podoba mi się panująca u nas atmosfera, nie potrzebuję samochodu, wszystko jest tu blisko, wszystko mogę załatwić na piechotę. W Niemczech wszystko dzieje się w wielkim pośpiechu. I zawsze tylko praca i praca – mówi.