Merkel przed komisją śledczą. "Inwigilowanie przyjaciół"
16 lutego 2017W czwartek Angela Merkel jako świadek będzie przesłuchiwana przez komisję śledczą Bundestagu zajmującą się wyjaśnieniem afery podsłuchowej z udziałem amerykańskiego wywiadu. Śledztwo ws. NSA dobiega końca. To gremium parlamentarne spodziewa się uzyskać od niemieckiej kanclerz informacje, które rzucą jeszcze więcej światła na działania amerykańskiej agencji wywiadowczej NSA i jej kooperacji ze służbami państw sojuszniczych. Jednak po trzech latach pracy tej komisji widać jak na dłoni, że niemiecka Federalna Służba Wywiadowcza, BND (Bundesnachrichtendienst) nie tylko gorliwie pomagała Amerykanom, ale i sama pilnie prowadziła "inwigilowanie przyjaciół".
Ale co tak naprawdę wiedziała o tym sama kanclerz? Albo inaczej: ile powinna ona o tym wiedzieć? Niewiele, jeśli wierzyć koordynatorowi ds. służb specjalnych w Urzędzie Kanclerskim. – Jeśli nie ma potrzeby, by o coś pytać, to się nie pyta – tłumaczył Klaus-Dieter Fritsche przed komisją śledczą ds. afery podsłuchowej. Nadzór służbowy i fachowy nie gwarantuje stuprocentowej kontroli – podkreślał niemiecki urzędnik. – Nie sposób przecież postawić za każdym pracownikiem nadzorcy – wymawiał się Fritsche. On sam woli jakoby polegać w pracy na klimacie wzajemnego zaufania.
Dziwne uczucie?
Fritsche przejął obowiązki koordynatora ds. służb specjalnych w Urzędzie Kanclerskim w 2014 roku. Powstanie tego rodzaju funkcji nadzorczej było konsekwencją afery podsłuchowej z udziałem NSA. Szefem Urzędu Kanclerskiego był przedtem Ronald Pofalla. I to on odpowiadał wtedy za nadzór specsłużb.
Przed komisją śledczą Bundestagu Fritsche ciągle przypomina o swoim poprzedniku. Zapytany czy nie poczuł się dziwnie gdy ujawniono, że amerykański wywiad włamał się do telefonu komórkowego niemieckiej kanclerz, a ona samo powiedziała, że nie przystoi inwigilować przyjaciół, Fritsche lapidarnie zaprzeczył.
Lecz w szczerość tej odpowiedzi prawie nikt nie wierzy. Jeszcze w październiku 2013 r. szef niemieckiego wywiadu Gerhard Schindler wyznał ówczesnemu szefowi Urzędu Kanclerskiego Pofalli, że BND, tak samo jak NSA, inwigiluje też swoich własnych sojuszników. Wtedy Pofalla zlecił zaprzestanie tych praktyk. Twierdzi on, że nie poinformował o tym kanclerz Merkel, ani też nikogo innego.
Klaus-Dieter Fritsche i Peter Altmaier, następca Pofalli, wezwani jako świadkowie przed komisję śledczą Bundestagu, zeznali, że o wszystkim dowiedzieli się dopiero 13 marca 2015 roku.
Wizyta w Pullach
W tym dniu szef Urzędu Kanclerskiego złożył wizytę w BND. Altmeier poza Fritschem wziął ze sobą do Pullach niedaleko Monachium przedstawicieli wszystkich szczebli Urzędu Kanclerskiego.
Na jego prośbę rozmawiano tam kilka godzin z pracownikami BND, którzy reprezentowali wszystkie działy tej instytucji. – Chcieliśmy wyrobić sobie opinię o szczegółach działalności BND, o tym, co się zmieniło w pracy służb wywiadowczych i co należy zmienić – tłumaczył potem Altmeier. Dlatego wszystko, co przed wybuchem afery poszło nie tak, miało być wtedy ujawnione bez owijania w bawełnę.
Tymczasem goście z Berlina nieźle byli zdziwieni tym, co zobaczyli i przeżyli w Pullach. Jeden z członków delegacji mówił, że był „mocno zaskoczony" przede wszystkim „samodzielnością niektórych pracowników” BND – opowiada Fritsche. Autonomią cieszył się przede wszystkim zwiad techniczny (Technische Aufsicht, TA). Tutaj właśnie powstała też w BND tajna „lista selektorów". Na tej liście haseł znalazły się m.in. adresy mailowe, numery telefonów, adresy IP wskazujące na cele inwigilacji także w zaprzyjaźnionych państwach.
Czy BND jest winna wszystkiemu?
Po ujawnieniu tej listy 13 marca najpierw ją wydrukowano – opowiada Fritsche. Pojęcie „selektor” było mu wprawdzie znane już przedtem, ale nie nikt w jego otoczeniu się tym specjalnie nie interesował. Zmieniło się to gwałtownie. BND najwyraźniej szpiegował nie tylko dla amerykańskiego wywiadu, lecz prowadził też nasłuchy według własnych kryteriów.
Czy szefostwo BND wiedziało o tym i nie przekazywało tych informacji nadzorowi służb wywiadowczych w Urzędzie Kanclerskim, czy też po prostu pewien podwydział (wydziału II) bez wiedzy szefostwa BND spokojnie sobie coś tam „majsterkował”? – dopytywał jeden z posłów zasiadający w komisji śledczej Bundestagu.
Jedno i drugie jest kwestią problematyczną – przyznaje Altmeier. Opowiada, że od razu zdał on sobie sprawę, że „chodzi o bardzo poważny problem”. Konsekwencją tego były liczne reformy, jakie potem przeprowadzono w BND, a niektóre korekty mają być dokonywane jeszcze przez kilka lat – zaznaczył.
Tak widzi to też Hans-Dieter Fritsche. – Nie jesteśmy jeszcze gotowi z przekształceniami organizacyjnymi – mówi. Trzeba koniecznie zagwarantować przepływ informacji do Urzędu Kanclerskiego oraz kierownictwa Urzędu – tłumaczy.
Można być pewnym, że także kanclerz Merkel w swoich czwartkowych zeznaniach przed komisją śledczą Bundestagu będzie upierała się przy tym, że późno dowiedziała się o działaniach na własną rękę i uwikłaniach BND.
Na takie wypowiedzi przygotowali już grunt szef Urzędu Kanclerskiego Altmeier i jego koordynator ds. służb specjalnych Fritsche.
Sabine Kinkartz / Barbara Cöllen