Morderstwo Polaka przez Stasi. Ruszył proces
14 marca 2024Takiego zainteresowania medialnego berliński sąd okręgowy dawno nie widział. Przed wejściem do sali sądowej od rana panował ścisk. Sprawa, którą dziś zajął się sąd, dotyczy zabójstwa Polaka, Czesława Kukuczki, który w marcu 1974 roku, podczas przekraczania przejścia granicznego między Berlinem Wschodnim a Zachodnim z ukrycia został postrzelony w plecy. W wyniku odniesionych ran mężczyzna niedługo później zmarł.
50 lat po tym zdarzeniu, w czwartek, 14 marca, na ławie oskarżonych zasiadł Martin Manfred N., emerytowany funkcjonariusz enerdowskiej służby bezpieczeństwa Stasi. To on miał pociągnąć wówczas za spust pistoletu. 80-letniego obecnie mieszkańca Lipska berlińska prokuratura oskarżyła o podstępne morderstwo – czyn, który nie ulega przedawnieniu.
Oskarżony zaprzecza
Mężczyzna zaprzecza zarzutom. Odmówił też zajęcia stanowiska. W sądzie sprawiał wrażenie opanowanego, nie okazywał emocji. W jego imieniu wypowiadała się wyłącznie obrończyni.
Sąd podczas pierwszej rozprawy przesłuchał dwóch świadków. Jednym z nim była kobieta z zachodu Niemiec, która feralnego dnia jako 15-latka przekraczała z wycieczką klasową przejście graniczne Friedrichstraße i z bliska widziała zajście. Nawet po 50 latach była w stanie dokładnie odtworzyć sytuację.
– To było jak w kiepskim filmie. Mężczyzna w długim płaszczu i ciemnych okularach oddał strzał do mężczyzny przed sobą – opowiadała Martina S., obecnie 60-latka. – Strzelił z odległości ok. dwóch metrów.
Obrończyni oskarżonego próbowała podać w wątpliwość, że osoba opisywana przez Martinę S. to faktycznie Martin Manfred N. W opisie sporządzonym 50 lat temu przez policję, kobieta miała nazwać sprawcę „korpulentnym". Oskarżony to w rzeczywistości wysoki, szczupły mężczyzna. Według jednego z prawników reprezentujących rodzinę Czesława Kukuczki jest jednak mało prawdopodobne, aby słowo „korpulentny" występowało w słowniku ówczesnej 15-latki. Potwierdziła to Martina S. Niewykluczone, że sformułowanie to wpisał policjant sporządzający wówczas protokół po rozmowie z uczennicą.
„Jednoznaczne dowody"
Wątpliwości co do tego, kto oddał strzał, nie ma Artur Orłowski, prokurator Instytutu Pamięci Narodowej w Poznaniu. Kilka lat temu strona polska wystąpiła o ekstradycję byłego funkcjonariusza Stasi. Niemcy nie zgodzili się na to, zdecydowali się jednak sami postawić zarzuty.
– Jestem dobrej myśli. Dowodowo szanse są bardzo wysokie, jednoznaczne. Nie ma żadnej wątpliwości – mówił DW Orłowski, który przybył do Berlina, by obserwować początek procesu. Prokurator dobrze ocenił wypowiedzi powołanej na świadka Martiny S. – To wartościowy świadek, który złożył wiarygodne zeznania. Na pewno przysłużyła się sprawie.
Zajście, którego w 1974 roku świadkiem była Martina S., pozostawiło ślady na zawsze. Mimo kilkukrotnych wizyt w Berlinie, kobieta nigdy nie odważyła się wejść do tzw. „Pałacu Łez", jak nazywany jest budynek dawnego przejścia granicznego przy Friedrichstraße.
– Przez wiele lat nie mogłam oglądać kryminałów, bałam się, kiedy ktoś zachodził mnie od tyłu – mówiła w sądzie.
Co dokładnie się wydarzyło?
Historia, której tragiczny finał miał miejsce 29 marca 1974 r. na ówczesnym przejściu granicznym Friedrichstraße, zaczęła się kilka godzin wcześniej w ambasadzie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej przy Unter den Linden. Około południa zjawił się w niej niezapowiedzianie 38-letni Czesław Kukuczka, strażak z okolic Limanowej. Mężczyzna zażądał wydania zgody na wyjazd do Berlina Zachodniego. W razie odmowy zagroził wysadzeniem ambasady. Przekonywał, że w teczce, którą trzyma na kolanach, znajduje się bomba.
Pracownik ambasady zapewnił Kukuczkę, że otrzyma zgodę na wyjazd. W rzeczywistości był to jednak fortel – chwilę wcześniej, w porozumieniu ze Stasi zapadła bowiem decyzja o „unieszkodliwieniu" Polaka poza terenem ambasady. Przewieziony na przejście graniczne przez funkcjonariuszy enerdowskiej bezpieki Kukuczka został z ukrycia postrzelony w plecy podczas kontroli paszportowej. Kilka godzin później zmarł na stole operacyjnym. Po otwarciu teczki mężczyzny okazało się, że żadnej bomby w niej nie było.
Zarówno Stasi jak i polska służba bezpieczeństwa próbowały tuszować sprawę. W celu zatarcia śladów zwłoki skremowano. Po tym zaś, jak dziennik „Bild" opublikował krótką relację z zajścia, zawierającą m.in. opowieść trzech uczennic, które widziały zdarzenie, w kolejnym raporcie Stasi pojawiła się nagle wzmianka o rzekomej broni palnej, którą Kukuczka miał grozić na przejściu funkcjonariuszom straży granicznej. Temu, że tak było, jednoznacznie zaprzeczyła dziś w sądzie Martina S.
Historyczne znaczenie
Z uwagi na duże zainteresowanie oraz wagę procesu sąd w Berlinie zdecydował się na rejestrację dźwięku w czasie rozpraw. Nagrania trafią do archiwum. O tym, że jest to proces o historycznym znaczeniu przekonany jest Filip Gańczak, historyk Instytutu Pamięci Narodowej, który badał sprawę.
– Po upadku systemu komunistycznego w Europie Środkowo-Wschodniej nie doszło do procesów, które pod względem symbolicznej wymowy byłyby porównywalne z głównym procesem norymberskim przeciwko najwyższym dygnitarzom nazistowskim. Także pociągnięcie do odpowiedzialności karnej funkcjonariuszy komunistycznych niższego szczebla napotykało duże trudności – mówi DW.
Zdaniem Gańczaka już sam fakt, że przed sądem w Berlinie staje były oficer Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego NRD oskarżony o morderstwo, jest dość niezwykły. – Jeśli dodamy do tego, że sprawa ma charakter ponadnarodowy – ofiarą był polski obywatel, a własne śledztwo w tej sprawie podjęła kilka lat temu prokuratura Instytutu Pamięci Narodowej – to tym bardziej możemy mówić o bezprecedensowym przypadku – ocenia historyk.
Będą kolejni oskarżeni?
W procesie jako oskarżyciele posiłkowi występują córka, synowie i siostra Czesława Kukuczki. Nie pojawili się oni jednak w czwartek na sali rozpraw. O tym, w jaki sposób zginął ich ojciec i brat, dowiedzieli się dopiero w 2015 roku. Wtedy to jeden z berlińskich naukowców natrafił na ślad sprawy w archiwum.
Prawnik reprezentujący córkę, Hans-Jürgen Förster, poinformował w rozmowie z agencją DPA, że wystąpił do prokuratury o rozszerzenie śledztwa także na innych byłych funkcjonariuszy Stasi, którzy brali udział w sprawie, a po wszystkim otrzymali odznaczenia. Jego zdaniem oskarżony w procesie był ostatnim ogniwem długiego łańcucha rozkazów.
Nie wszystkich uda się jednak pociągnąć do odpowiedzialności. Bruno Beater, zastępca szefa Stasi, który podjął decyzję o „unieszkodliwieniu" Polaka, zmarł w 1982 roku. Także inni zamieszani w tę sprawę funkcjonariusze już nie żyją.
Czesław Kukuczka uznawany jest za jedną z dwóch polskich ofiar muru berlińskiego. Łącznie jest ich 140, ale liczba ta nie jest zamknięta. Kilka lat temu przy Bernauer Straße w Berlinie, w miejscu, gdzie przebiegał niegdyś mur, ustawiono tablicę upamiętniającą Czesława Kukuczkę.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>