1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Moskwa zaostrza kontrolę internetu

Dagmara Jakubczak4 września 2015

Według nowej ustawy w Rosji, przedsiębiorcy muszą przechowywać dane osobowe obywateli na lokalnych serwerach. Krytycy obawiają się, że da to państwu do ręki bardzo skuteczne narzędzie kontroli.

https://p.dw.com/p/1GRGd
Sommercamp GenCyber NSA
Zdjęcie: picture alliance/landov

Według nowej ustawy w Rosji, działający na terenie kraju przedsiębiorcy muszą przechowywać dane osobowe obywateli na lokalnych serwerach. Krytycy obawiają się, że takie regulacje dają państwu do ręki bardzo skuteczne narzędzie kontroli.

Od czasu wygranych przez Władimira Putina wyborów prezydenckich w roku 2012 nowa ustawa to po prostu najnowszy pomysł, wśród wielu innych, na utrzymanie nadzoru państwa nad obywatelami. Po ujawnieniu przez Edwarda Snowdena tajnych informacji dotyczących szeroko zakrojonej działalności szpiegowskiej amerykańskich tajnych służb, rosyjskie regulacje mają – według władz – przyczynić się do lepszej ochrony danych rosyjskich obywateli.

Krytycy jednak przestrzegają, że takie prawo przede wszytkim ułatwi Moskwie inwigilację własnych obywateli. – Nikt nie wymagał od władz wzmocnienia ochrony danych osobowych mieszkańców Rosji. To wyłącznie rządowa inicjatywa – twierdzi dziennikarz śledczy Andriej Sołdatow, który wielokrotnie pisał o działaniach rosyjskich służb specjalnych.

Russland Moskau Oppositionsmitglieder Protest auf Rotem Platz
Protest rosyjskich opozycjonistów na Placu Czerwonym przeciwko powrotowi Putina w 2012 r.Zdjęcie: picture-alliance/dpa/M. Shipenkov

Dostęp do danych tylnymi drzwiami?

- Mamy system nadzoru internetu na terenie całego kraju i do tego teraz dochodzi odpowiednie ustawodawstwo. Ustawa nakazuje przede wszystkim rosyjskim dostawcom internetu, by dali służbom specjalnym bezpośredni i nieograniczony dostęp i to „tylnymi drzwiami” – opowiada Andriej Sołdatow w rozmowie z Deutsche Welle. – To oznacza, że jeśli zagraniczni dostawcy internetu przeniosą swoją działalność do Rosji, rosyjskie służby specjalne będą miały wgląd do danych znajdujących się na ich stronach dostępnych na całym świecie.

Podobnego zdania jest Laura Reed z międzynarodowej organizacji pozarządowej ”Freedom House” z siedzibą w Waszyngtonie. Jej celem jest wspieranie demokracji na całym świecie. Jak powiedziała Deutsche Welle, „istnieją przesłanki, że rosyjskie władze prowadzą inwigilację obrońców praw czlowieka oraz opozycjonistów”.

Dotychczas nie wiadomo, czy przedsiębiorcy się na to zgodzą i przekażą dane osobowe rosyjskich pracowników na lokalne serwery. Rosyjski urząd nadzorujący media Roskomnadzor poinformował, że w ciągu tego roku sprawdzi około 300 firm. W wiadomości przesłanej Deutsche Welle zaznaczono, że kontroli nie zostaną poddane Google oraz Facebook.

System zastraszania

- Celem tej ustawy nie jest jej natychmiastowe zastosowanie, lecz stworzenie gotowego do użycia narzędzia nacisku w zakresie intenetu, a szczególnie mediów społecznościowych – uważa Andriej Sołdatow. Dziennikarz dodaje, że „rosyjski system kontroli internetu polega na zatraszaniu”.

- Kreml zaprosił przedsiębiorców na rozmowy – mówi Andriej Sołdatow. – I plan ten się powiódł. W ciągu ubiegłych dwóch lat do Moskwy swoich tajnych, wysokich rangą przedstawicieli wysłali trzej giganci – Facebook, Google oraz Twitter. Facebook postawił rzekomo sprawę jasno, że nie zamierza się podporządkować ustawie, podczas gdy Google podobno przeniósł do Rosji niektóre serwery. Facebook odmówił nam komentarza, Google zaś nie zareagował w ogóle. Rzecznik Twittera przesłał za to link do komunikatu Roskomnadzoru, gdzie poinformowano, że władze nadzorujące uznały, iż dane użytkowników Twittera nie podpadają pod wytyczne nowej ustawy.

Symbolbild Social Media
Andriej Sołdatow: „Rosyjski system kontroli internetu polega na zatraszaniu”.Zdjęcie: DW/S. Leidel

- Zadziwiające – mówi Laura Reed z „Freedom House” - ponieważ Twitter jest firmą, którą rosyjskie władze wcześniej brały pod lupę. Nawet w ubiegłym roku Moskwa uznała, że każdy użytkownik, który ma więcej niż 3000 obserwujących, musi się urzędowo zarejestrować pod prawdziwym imieniem i nazwiskiem. – Problem polega na tym, że rząd stosuje tę ustawę bardzo wybiórczo – tłumaczy amerykańska działaczka.

„Konstruktywny dialog” z Facebookiem

W wywiadzie dla rosyjskiej gazety internetowej „Lenta” szef Roskomnadzoru Aleksander Szarow krótko wyjaśnia, że były rozmowy z przedstawicielami Facebooka i i Twittera. Przyznał jednak, że Facebook odmówił przekazania danych na rosyjskie serwery. – Rozmowa odbyła się w konstruktywnej atmosferze i spodziewamy się, że Facebook niedługo zmieni zdanie – oświadczył w mejlu do Deutsche Welle.

Według Andrieja Sołdatowa ustawa jest bardzo nieprecyzyjna. Nie wiadomo ponadto, jak firma ma ustalić, kto z użytkowników ma rosyjskie obywatelstwo. Na przykład, skąd będzie wiadomo, czy ktoś z rosyjskim nazwiskiem mieszkający w Niemczech ma rosyjskie obywatelstwo?

Wolna droga dla polityków?

Po protestach przeciwko powrotowi Putina na stanowisko prezydenta Rosja wprowadziła w listopadzie 2012 roku kontrowersyjną cenzurę internetu. Regulacja ta bowiem pozwala państwu na zamykanie stron w sieci bez nakazu sądowego. Tylko w ubiegłym roku Rosja na krótko zablokowała dostęp do rosyjskojęzycznej wersji Wikipedii, ponieważ jej szefostwo nie zgodziło się na usunięcie hasła dotyczącego narkotyków. Rosja także zablokowała dostęp do stron opozycjonisty i blogera Aleksieja Nawalnego.

A może być jeszcze gorzej: w przyszłym roku wchodzi w życie „ustawa o prawie do zapomnienia”, daleko wychodząca poza podobne prawo europejskie. - Istnieje obawa, że będą ją wykorzystywać politycy i żądać usunięcia z wyszukiwarek informacji o sobie – martwi się Laura Reed.

Nie wiadomo, czy i kiedy ustawa wejdzie w życie w pełnym kształcie. Wydaje się jednak, że próba zastraszenia podziałała. – O wiele łatwiej jest wzbudzić niepokój firm niż tysięcy użytkowników – tłumaczy Andriej Sołdatow i dodaje: „Jeśli ma się do czynienia z użytkownikami, trzeba mieć mocne zaplecze techniczne. Jeśli zaś chodzi o firmy, wystarczy znaleźć ich słaby punkt”.

Sarah Steffen / opr: Dagmara Jakubczak