Nareszcie zgoda na szczycie budżetowym UE
21 lipca 2020Szef Rady Europejskiej Charles Michel dziś o godz. 5.31 ogłosił ugodę na szczycie budżetowym, który ciągnął się w Brukseli od piątku. Tym samym tylko 25 minut zabrakło temu posiedzeniu przywódców UE do pobicia rekordu ponadczterodniowego szczytu z Nicei z 2000 r. Przywódcy UE uzgodnili dziś Fundusz Odbudowy wart 750 mld euro (390 mld w dotacjach oraz 360 mld euro w tanich pożyczkach) na najbliższe trzy-cztery lata oraz 1074 mld euro w dotacjach z siedmioletniego budżetu na okres 2021-27 (w cenach z 2018 r.).
Polsce w tym całym pakiecie finansowym przypada łącznie około 125 mld euro w dotacjach z budżet UE oraz Fundusz Odbudowy, czyli około 557 mld złotych, a ponadto 34 mld euro w tanich pożyczkach. Z polskich wyliczeń rządowych wynika, że Polska straciła 3 proc., czyli 2 mld euro w porównaniu z propozycją negocjacyjną Michela z 10 lipca. Ponadto decyzja o około 8 mld euro z „programów odbudowy i odporności”, które teraz są wliczane do polskiej działki 125 mld dotacji, jest odłożona na 2023 r., czyli po uwzględnieniu strat różnych krajów Unii wskutek koronakryzysu. Jeśli polskie PKB będzie trzymać się w miarę dobrze, to spora część z tych 8 mld może zostać przesunięta na Południe. – Wynegocjowaliśmy to, na czym nam zależało – przekonywał dziś premier Mateusz Morawiecki na wspólnej konferencji prasowej z Viktorem Orbanem.
Budżet jednak z praworządnością
Morawiecki bagatelizował dziś swą zgodę na mechanizm praworządnościowy w budżecie UE, a stojący obok niego Orban nawet usiłował zaprzeczać. Ale zupełnie inaczej wypowiadali się inni przywódcy. – Po raz pierwszy praworządność będzie decydującym kryterium przy wydatkach z budżetu UE. Wprowadzenie takiej warunkowości to była ambitna decyzja – powiedział Michel. Również szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapewniała, że kompromis w jasny sposób wzmacnia ochronę praworządności.
Rozstrzygnięcie co do reguły „pieniądze za praworządność” odłożono na ostatnią fazę szczytu – z jednej strony tej rozgrywki był Mateusz Morawiecki oraz Viktor Orban (zapewne obaj od samego początku obrad świadomi, że nie zdołają zupełnie wykreślić tej reformy), a z drugiej – publicznie mocno wpierany m.in. przez Macrona - „klub oszczędnych” (Holandia, Szwecja, Dania, Austria, Finlandia), w tym premier Marc Rutte ze zobowiązaniem wobec holenderskiego parlamentu, że w Brukseli nie tylko będzie ciął projekt budżetu UE, ale i uchroni mechanizm praworządnościowy.
Wynegocjowania ugody co do praworządności, do której trzeba było jednomyślności na szczycie, podjęła się kanclerz Angela Merkel oraz centroprawicowy premier Łotwy Krisjanis Karins. Ostatecznie bardzo rozwodnioną formułę wypracowano w poniedziałek wieczorem [20.07.20] na odrębnym spotkaniu Morawieckiego i Orbana z Merkel, Macronem, Karinsem, von der Leyen oraz premierami Holandii, Szwecji, Finlandii, Danii oraz Luksemburga. Kompromis opiera się na wersji zaproponowanej przez Michela już w lutym – decyzje Komisji Europejskiej co do praworządności (może chodzić np. o zawieszanie wypłat z budżetu UE) muszą być zatwierdzone większością 15 z 27 krajów Unii obejmujących 65 proc. ludności UE.
Cały projekt rozporządzenia „fundusze za praworządność” od początku w 2018 r. bazował na unijnych przepisach o ochronie budżetu UE, do czego – jak przypominała Bruksela - potrzebny jest niezależny wymiar sprawiedliwości np. nieskrępowanie ścigający przekręty korupcyjne. Jednak z czasem w kolejnych wariantach tej reformy coraz mocniej podkreślano, że chodzi – co bardzo akcentuje również kompromis ze szczytu - o takie braki praworządności, które mają bezpośredni wpływ na zarządzanie funduszami UE. Jeszcze przed szczytem Johannes Hahn, komisarz UE ds. budżetu , tłumaczył nam, że może chodzić przykładowo o „takie zmiany w sądownictwie, które miałyby bezpośredni wpływ na ściąganie podatku VAT, bo ten podatek dokłada się do budżetu UE”.
Konkrety przepisów „fundusze za praworządność”, w tym szczegółowe kryteria oceny braków praworządnościowych, powinny być zatwierdzone przed końcem tego roku przez Parlament Europejski oraz unijnych ministrów w Radzie UE, co oznacza jeszcze wiele sporów. Jednak szczyt UE zobowiązał się, że do tego tematu szybko powróci również Rada Europejska, czyli przywódcy wszystkich krajów Unii. Wprawdzie Morawiecki i Orban podkreślali, że Rada Europejska działa przez konsensus, ale dziś na szczycie nie przewidziano dla niej roli w decyzjach o zawieszaniu funduszy.
Orban za pomocą państwowych mediów szerzył już ostatniej nocy informacje, jakoby Merkel obiecała mu zamknięcie postępowania z art. 7 wobec Węgier do końca tego roku. Ale i rzecznik niemieckiej kanclerz, i nasi rozmówcy zaznajomieni z debatami na szczycie podawali zupełnie inną wersję. Merkel miała powiedzieć Węgrowi, że niemiecka prezydencja w Radzie UE podejmie stosowne decyzje, o ile Budapeszt wywiąże z wymagań stawianych mu w procedurze z art. 7. Ponadto Orban osładzał swą zgodę na bardzo osłabioną regułę „pieniądze za praworządność” – znacznie bliższymi prawdy – wieściami, że zdołał wywalczyć dodatkowe fundusze dla Węgier.
Zamrożona połowa sprawiedliwej transformacji
Morawieckiemu w poniedziałek udało się uzyskać połowiczne osłabienie zapisów o „warunkowości klimatycznej”. Pierwotny projekt Michela wprost odcinał cały dostęp do Funduszu Sprawiedliwej Transformacji dla krajów, które nie realizują planów redukcji emisji CO2 wpisujących się w cel neutralności klimatycznej Unii w 2050 r. Chodzi o Polskę, ale ostatniej nocy na szczycie ustalono, że „tylko” połowa Funduszu Sprawiedliwej Transformacji będzie zależna od neutralności, a do sięgnięcia po resztę wystarczy tylko zobowiązanie do neutralności w 2050 r. na poziomie całej Unii (a nie pojedynczego kraju), czego Morawiecki – wedle nieco skomplikowanej brukselsko-polskiej interpretacji – podjął się już na szczycie z 2019 r.
Niektórzy z naszych rozmówców w Brukseli wskazują, że to właśnie stawanie okoniem w sprawie neutralności klimatycznej sprawiło, że Polska straciła 2,5-3 mld euro z 8 mld euro pierwotnie przewidywanych dla Warszawy w Funduszu Sprawiedliwej Transformacji, bo ten ostatniej nocy został szczególnie dotkliwie zredukowany. A w dodatku zarówno w tradycyjnym budżecie UE, jak i w Funduszu Odbudowy wprowadzono zasadę, że aż 30 proc. wydatków z unijnej kasy (wcześniej było 20 proc.) musi być związane we wszystkich krajach – a zatem również w Polsce - z polityką klimatyczną Unii opartą na celu neutralności klimatycznej w 2050 r.
Rabaty dla „oszczędnych”
Jednak ponad czterodniowy szczyt budżetowy był zdominowany nie przez spory o klimat czy nawet o praworządność, lecz przez burzliwe spory między „oszczędnymi”, którzy jeszcze parę tygodni temu nie godzili się na żadne dotacje z Funduszu Odbudowy (chcieli tylko pożyczek), oraz większością Unii na czele z Merkel i Macronem, którzy w maju zaproponowali 500 mld dotacji. Dopiero w poniedziałek [20.07.20] udało się dojść do kompromisu na poziomie 390 mld euro dotacji, ale okupionego dużym zwiększeniem „rabatów”, czyli ulg w budżetowych składkach m.in. dla Austrii. Ponadto Holendrom pozwolono na zatrzymywanie aż 25 proc. unijnych ceł ściąganych w porcie w Rotterdamie (przy okazji na tej zasadzie skorzystają też Belgowie w Antwerpii oraz Niemcy w Hamburgu) potraktowanych jako ich „koszty operacyjne”. Ta zakamuflowana ulga dotychczas wynosi 20 proc., choć zdaniem Komisji Europejskiej urealnienie „kosztów operacyjnych” w portach unijnych powinno oznaczać ich zredukowanie do 10 proc.
Ponadto Holendrzy, najwięksi „jastrzębie” na zakończonym dziś szczycie, domagali się, by wszystkie kraje Unii jednomyślnie zatwierdzały plany reform finansowanych z Funduszu Odbudowy (stanęło na głosowaniu większościowym) oraz – to ze względów suwerennościowych okazało się szczególnie trudne dla Włoch czy Hiszpanii - wypłaty kolejnych transz z tegoż Funduszu. Skończyło się na skomplikowanym kompromisie, który pozwoli np. Holandii - ale tylko tymczasowo - wstrzymać wypłaty dla Włoch w razie ich domniemanego łamania zobowiązań z Funduszu Odbudowy.
Osiągnięty dziś kompromis budżetowy musi być zatwierdzony przez Parlament Europejski, który w ostatnich tygodniach szczególnie mocno dopominał się o „pieniądze za praworządność”. Także parlamenty co najmniej 23 krajów Unii, w tym Niemiec i Polski, muszą w błyskawicznym tempie zatwierdzić zmiany w zobowiązaniach finansowych swych krajów wobec Brukseli, by Komisja Europejska mogła szybko zacząć pożyczać na rynkach finansowych pieniądze do rozdzielenia w ramach Funduszu Odbudowy.