Niemiecka prasa: AfD chce zniszczyć demokrację
10 lutego 2020„Czy Niemcy stoją u progu IV Rzeszy?“ – pyta monachijski dziennik „Muenchner Merkur" – „Prawie by można w to uwierzyć, przysłuchując się coraz bardziej histerycznej dyskusji wokół wydarzeń w Turyngii. To prawda CDU i FDP popełniły fatalny błąd, który jednak po zasłużonym oburzeniu został natychmiast skorygowany. Ale nie znaczy to, że FDP i jej szef połyskują brunatnie, w równym stopniu jak były premier Ramelow nie jest stróżem demokracji, za którego się sam uważa. Czego naprawdę należy się obawiać, to tendencja do radykalizacji oceny, jaką wystawiają sobie wzajemnie demokraci. Tak jak obawy budzi implozja niegdyś stabilnego centrum politycznego - CDU. Nie jest to dziełem AfD, tylko Angeli Merkel, która zamieniła partię Adenauera i Kohla w pustą skorupę”.
Zdaniem dziennika z Heidelbergu „Rhein-Neckar-Zeitung":
„Przy całej krytyce CDU i FDP w sprawie Turyngii, nie powinno się jednak zapominać, co jest właściwym celem AfD w tej podłej grze. Partia ta chce zniszczyć demokrację. Dowodzi tego także rada szefa klubu poselskiego AfD Gaulanda, który zaleca swoim kolegom z Erfurtu, by głosowali na Bodo Ramelowa, po to żeby z polityczno-etycznych powodów musiał on odrzucić swój wybór. Parlament ma zostać wyśmiany, pokazany za niezdolny do czegokolwiek. Zamiar ten jest o wiele gorszy, o wiele bardziej dramatyczny, niż błędy Lindnera i Kramp-Karrenbauer. Pod tym względem wydarzenia ostatnich dni mają też swoją dobrą stronę: pokazują, kto chce zaszkodzić temu krajowi”.
„Nuernberger Nachrichten" pisze:
„Na wschodzie Niemiec apodyktyczne odmawianie przez CDU jakiejkolwiek współpracy ze stosunkowo silną tam partią Lewica, hamuje każdą próbę pójścia nowymi drogami. A przy tym w wielu wschodnioniemieckich krajach związkowych Lewica jest zdominowana przez umiarkowany elektorat. Bodo Ramelow jest najlepszym tego przykładem. Jako szef rządu ani razu nie ześlizgnął się w kierunku skrajnej lewicy. Pozostaje ekscytujące, jak można przeciąć ten węzeł gordyjski”.
Wydarzenia w Turyngii pociągnęły za sobą szereg, głównie werbalnych ataków na polityków i biura FDP. Ale były i czynne ataki, w tym na Karoline Preisler (FDP) z Meklemburgii-Pomorza Przedniego, której dom został obrzucony petardami. „Die Welt” komentuje:
„FDP i CDU popełniły poważny błąd, kiedy kilka minut po wyborze głosami AfD Thomasa Kemmericha mówiły o zwycięstwie politycznego centrum nad lewicą. Krótko sugerowały, że cel uświęca środki. Ale na czynne ataki na biura i posłów FDP nie ma miejsca w uzasadnionej i zgodnej z prawem debacie. Nie ma na nie miejsca, podobnie jak na zamachy RAF, NSU, ataki na polityków AfD, chadeckich burmistrzów czy posłów SPD. Kto dostrzega w tym równanie takiej przemocy, ma rację. Bo też rozróżnianie przemocy zależnie od tego, czy była ona użyta ze «słusznych powodów», czy nie, oznacza legitymizację wszystkich ataków, zamachów i napadów”.