Niemiecka prasa o lockdownie: "Mroczne widoki na przyszłość"
11 lutego 2021"Frankfurter Allgemeine Zeitung" zauważa:
"W rozmowach kanclerz Merkel z premierami krajów związkowych ponownie doszły do głosu dwie, sprzeczne ze sobą, postawy: 'tak dalej być nie może' oraz 'musi być tak, jak do tej pory'. Różnica w porównaniu z wcześniejszą sytuacją jest taka, że za obu opcjami przemawiają lepsze argumenty. (...) Rząd w Berlinie i władze landowe także tym razem nie potrafiły jednak jasno powiedzieć, w jakim kierunku właściwie zmierzamy. Plan stopniowego wprowadzania zmian oferuje precyzyjniejsze wyznaczanie celów, ale w istocie rzeczy jest to ten sam towar, tyle że w nowym opakowaniu. Konflikt interesów między poglądem, że każdy z nas może zostać zaatakowany któregoś dnia przez wirus w jakiejś jego odmianie i stanowiskiem głoszącym, że należy i trzeba zredukować to ryzyko jak najszybciej do zera, nie może jednak zostać rozwiązany także przez ów plan".
"Koelner Stadt-Anzeiger" pisze:
"Widoki na przyszłość nadal są mroczne. Wpływają na to poważnie błędy popełnione przez rząd w Berlinie i władze UE w zamawianiu szczepionek. Zamówiono ich za mało i zbyt późno. W rezultacie nie tylko musimy pogodzić się teraz z ponownym przedłużeniem lockdownu, ale także musimy zrezygnować z letniego urlopu. Jeżeli akcja szczepień będzie przebiegać w Niemczech w dotychczasowym tempie, nawet pod koniec tego roku jeszcze nie powrócimy do normalności. Aby choć częściowo uratować bieżący rok, politycy w Berlinie i Brukseli muszą zmobilizować wszystkie dostępne siły i środki, aby przyspieszyć i zwiększyć produkcję szczepionek".
W "Nuernberger Nachrichten" czytamy:
"Do tej pory o możliwych złagodzeniach restrykcji wspominano tylko na marginesie. Głównie na konferencjach prasowych, na których chodziło jednak przede wszystkim o nowe ograniczenia. Było to posunięcie niesłuszne, ponieważ odbierało ludziom nadzieję na zmiany na lepsze. W listopadzie ubiegłego roku nie był to jeszcze jakiś wielki problem, ale teraz, po stu dniach, sytuacja wygląda inaczej. Musimy zwracać uwagę na to, aby wskutek pandemii nie stać się społeczeństwem dwuklasowym. Do pierwszej klasy wejdą ci, którzy mogą pozwolić sobie na łagodny stosunek do ograniczeń, ponieważ mają zapewnione dochody i żadnych problemów z opieką nad dziećmi, a do drugiej ci, którym zagląda w oczy widmo bankructwa (twórcy kultury czy właściciele siłowni)".
Zdaniem dziennika gospodarczego "Handelsblatt":
"Skupienie uwagi na salonach fryzjerskich dowodzi, że ograniczenia związane z pandemią koronawirusa szybko mogą wkroczyć w krainę absurdu. Otwarte szkoły i przedszkola wpływają na życiowe szanse naszych dzieci. W przypadku wizyty u fryzjera chodzi przeważnie o długość albo kolor włosów. Z czysto gospodarczego punktu widzenia decyzje w sprawie zakładów fryzjerskich są co najmniej dziwne. Przed pandemią około 50 tysięcy takich zakładów wytwarzało około 6,7 mld euro, czyli 0,2 procent naszego PKB. Jeżeli salony fryzjerskie mają pracować z przestrzeganiem wszystkich nakazów higieny, państwo ma poważny problem natury argumentacyjnej. Dlaczego bowiem sklepy, które też ich przestrzegają, mają nadal pozostać zamknięte?".
"Heilbronner Stimme" konkluduje:
"Wczorajszy szczyt władz federalnych i landowych zasługuje na krytykę dlatego, że nie otworzył przed nami perspektywy wyjścia z ograniczeń długotrwałego lockdownu. Zamiast spierać się o dzień ponownego otwarcia salonów fryzjerskich, rząd i premierzy krajów związkowych powinni wypracować strategię działania zasługującą na to miano. Może być w tym pomocny rzut oka na inicjatywę No-Covid, w której naukowcy opowiadają się za otwarciem tzw. zielonych stref jako zachętą dla ludności i za działaniami w skali ogólnoeuropejskiej, a także za konsekwentnym stosowaniem testów przeciwko koronawirusowi i śledzeniu ich skutków. Cóż nam szkodzi skorzystać z tej propozycji".
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>