Niemieckie emerytury dla belgijskich SS-manów
21 lutego 2019Sprawa ta dotyczy jeszcze tylko około 30 osób w Belgii w wieku ponad 90 lat, które wciąż pobierają dodatkowe "emerytury Hitlera" w wysokości od 425 do 1275 euro miesięcznie. Poinformował o tym belgijski badacz okresu nazizmu Alvin de Coninck, który w rozmowie z dziennikiem "De Morgen" zwrócił uwagę na szokujący fakt. Okazuje się, że Belgom walczącym w szeregach dywizji Waffen-SS "Wallonien", którzy po wojnie przebywali w więzieniach skazani za kolaborację z Niemcami, okres pobytu w więzieniu zaliczono jako "lata pracy", podczas gdy "Belgowie, którzy w czasie wojny musieli pracować jako przymusowi robotnicy w Niemczech, po wojnie otrzymywali odszkodowanie o równowartości 50 euro miesięcznie".
SS-mani byli urzędnikami III Rzeszy
Po zajęciu przez Niemcy Francji, Belgii i innych państw Adolf Hitler wydał tzw. rozporządzenie Führera (Führererlass), czyli rodzaj dekretu, na mocy którego wszyscy cudzoziemcy, którzy zgłosili się ochotniczo do służby w szeregach Waffen-SS i walczyli po stronie III Rzeszy, nabywali uprawnienia do świadczeń emerytalnych na równi z rodowitymi Niemcami. Jak wyjaśnił w rozmowie z Deutsche Welle historyk z Moguncji Martin Göllnitz "Od 1 stycznia 1940 roku żołnierzy Waffen SS użyto jako jednostek wspierających działania wojenne Wehrmachtu i nie traktowano ich od tamtej pory jako członków NSDAP, tylko jako funkcjonariuszy państwowych Rzeszy Niemieckiej. W związku z tym członkowie Waffen SS nabywali także uprawnień emerytalnych".
Pod tym względem zostali oni zrównani ze wszystkimi żołnierzami Wehrmachtu, niezależnie od ich narodowości. Göllnitz podkreśla, że trudno jest dziś ustalić, ile osób na całym świecie otrzymuje jeszcze z Niemiec dodatki do emerytury za służbę w szeregach Waffen SS. Zwraca jednak uwagę, że jeszcze w połowie lat 90. XX wieku na Łotwie z takich uprawnień emerytalnych korzystało około półtora tysiąca byłych SS-manów.
Trudno odebrać komuś emeryturę
Na ślad belgijskich SS-manów, pobierających dodatki emerytalne z Niemiec, de Coninck wpadł już pod koniec 2016 roku poprzez organizację "Grupy Pamięci", dla której wtedy pracował. Już wtedy belgijski parlament próbował uzyskać z Niemiec nazwiska osób pobierających takie świadczenia i doprowadzić do wstrzymania przelewów. Na zapytanie w tej sprawie skierowane przez posłankę partii Lewica Ullę Jelpke dwa lata temu, rząd federalny odpowiedział, że nie może podać żadnych nazwisk, "ponieważ nie wie, ile osób pobierających takie świadczenia w Belgii służyło w szeregach Waffen-SS lub innych formacji i czy część z nich została skazana za kolaborację z władzami niemieckimi". Jako przyczynę formalną rząd podał to, że "realizacja świadczeń emerytalnych osób zamieszkałych na stałe za granicą leży w kompetencji władz landowych".
Teraz sprawą osób pobierających nadal "hitlerowskie emerytury" zajęła się trójka belgijskich posłów do parlamentu: Olivier Maingain, szef partii Démocrate Fédéraliste Indépendant, i dwaj posłowie socjalistyczni. W piśmie skierowanym do komisji spraw zagranicznych parlamentu wzywają oni do jak najszybszego zakończenia tej "niedopuszczalnej sytuacji" i rozwiązania zaistniałego problemu "na drodze dyplomatycznej". Maingain oświadczył, że strona niemiecka blokuje do tej pory rozwiązanie tej sprawy. "Nazwiska osób pobierających dodatki emerytalne z Niemiec znane są niemieckiemu ambasadorowi w Belgii, ale nie zostały one podane do wiadomości rządu belgijskiego i dlatego nie można podjąć przeciwko tym osobom żadnych działań natury podatkowej ani innej". Maignan jest przekonany, że pobierający te dodatki nie płacą od nich żadengo podatku.
Prawo i moralność to nie to samo
Historyk Martin Göllnitz zwraca uwagę na inny, ważny czynnik, który może uniemożliwić odebranie niemieckich emerytur byłym belgijskim SS-manom. Chodzi o to, że zgodnie z niemieckimi przepisami świadczeń emerytalnych nie można powiązać ze światopoglądem osób, które z nich korzystają, ani z ich postawą wobec prawa.
Nie oznacza to, że w Niemczech nie starano się odebrać emerytur byłym SS-manom. W nowelizacji ustawy emerytalnej z 14 stycznia 1998 roku znalazł się zapis stanowiący, że można im odebrać świadczenia emerytalne, jeżeli "w okresie panowania narodowego socjalizmu dopuścili się zbrodni przeciwko ludzkości albo innych przestępstw", ale ten przepis odnosi się tylko do wniosków emerytalnych wystawionych po 13 listopada 1997 roku. Ulla Jepke w piśmie do Deutsche Welle zwróciła w związku z tym uwagę, że w ten sposób "cięciami emerytalnymi objęto tylko 99 osób z ówczesnych prawie 940 tysięcy, czyli zaledwie 0,01 procent, a więc ułamek tych, których można by uznać za przestępców wojennych".
Martin Göllnitz nie wierzy, żeby obecna inicjatywa trzech belgijskich parlamentarzystów zakończyła się powodzeniem, ponieważ każdy przypadek osób pobierających dodatki emerytalne z Niemiec należałoby sprawdzić oddzielnie, gdyż byli członkowie Waffen-SS nie są automatycznie uważani za zbrodniarzy wojennych. Mając to na względzie Göllnitz skłania się do opinii, że "tej sprawie należy po prostu dać spokojnie umrzeć, w podwójnym znaczeniu tego słowa".