Niezapłacone nadgodziny opiekuna. Rozstrzygnie sąd
5 kwietnia 2017Okazuje się, że jest to niespotykany przypadek roszczeń za opiekę nad osobą starszą i niepełnosprawną w Niemczech. Według umowy wymiar godzin pracy opiekuna z Polski miał wynosić 20 godzin tygodniowo. Miał, bo w rzeczywistości wynosił 65 godzin. Historii 36-letniego mężczyzny dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” poświęcił w środowym wydaniu (05.04.2017) obszerny artykuł. Polak - o fikcyjnym w artykule imieniu i nazwisku Paweł Kowalski - był zatrudniony w małej miejscowości pod Bremą na niecałe pół roku do opieki nad seniorem. Jak opowiada, już o 7 rano dawał podopiecznemu lekarstwa, po czym szedł po bułki, robił śniadanie i sprzątał mieszkanie. Potem znów aplikował leki choremu na Parkinsona podopiecznemu, robił zakupy, załatwiał różne sprawy, pracował w ogrodzie, wykonywał naprawy w domu i po dwóch godzinach przerwy robił obiad, parzył kawę, zmieniał pieluchy, robił kolację, ścielił łóżko i podawał ostatnią porcję lekarstw. Dzień pracy Pawła Kowalskiego kończył się o 22.00.
Izolowani, nie znają swoich praw
FAZ zauważa, że nie wiadomo, ile osób z krajów Europy Środkowej i Wschodniej znajduje się w podobnej sytuacji. Dziennik szacuje tylko, że w domach niemieckich seniorów pracuje 150 tys. do 300 tys. opiekunek i opiekunów z tego regionu. FAZ pisze, że „często są oni izolowani, mówią źle po niemiecku i nie znają swoich praw”. Zatrudnienie do opieki osób z Europy Wschodniej wydaje się jedynym rozwiązaniem w sytuacji, kiedy wymagający opieki seniorzy chcą pozostać we własnym domu, a ich dzieci i krewni nie mają czasu na opiekę nad nimi – pisze dziennik. „To rozwiązanie jest tylko w nielicznych przypadkach legalne” – zaznacza. Wskazuje przy tym na zagraniczne agencje, które werbują pracowników do całodobowej opieki. Ale jest to tylko wtedy dopuszczalne, jeśli tę całodobową opiekę dzieli między sobą dwoje opiekunów. Mało kogo na to stać – zauważa gazeta.
Tymczasem wielu opiekunów pracuje też na własny rachunek. Jeśli jednak pracują oni tylko u jednej osoby, w rzeczywistości pozorują samozatrudnienie, co nie jest legalne – zaznacza FAZ.
Kowalski miał zmienniczkę, sąsiadkę rencisty. Ale któregoś dnia Polak poprosił swego pracodawcę i podopiecznego o pieniądze za nadgodziny. Jego pracodawca nie tylko się obruszył i rozmawiał z nim od tamtej chwili za pośrednictwem osób trzecich. Mężczyzna stał się też ofiarą mobbingu ze strony synów podopiecznego. A potem otrzymał wymówienie.
Skarga Polaka w sądzie pracy
Paweł Kowalski, muzyk z wykształcenia, wziął adwokata, który zażądał w jego imieniu wypłaty pieniędzy za nadgodziny za pół roku i wniósł sprawę do sądu pracy. Podopieczny Kowalskiego odpowiedział na zapytanie FAZ, że Polak nie będzie mógł dowieść, że pracował dłużej niż ustalone było w umowie o pracę. Lecz wiele przemawia za tym, że się myli.
Polsko-niemiecki adwokat Kowalskiego nie miał jeszcze klientów w podobnej sytuacji. W rozmowie z dziennikiem informuje, że generalnie wielu Polaków jest zadowolonych z tego, że może w Niemczech zarobić tysiąc euro miesięcznie, bo w Polsce jest to trudne.
Potwierdza to pracownica poradni przy zrzeszeniu związków zawodowych DGB „Faire Mobilität” w Berlinie, do której zgłaszają się o pomoc opiekunowie osób starszych, także z Polski. Narzekają na przepracowanie i brak czasu wolnego. Jeśli zgłaszają jakiekolwiek roszczenia, w skrajnych przypadkach są posądzani na przykład o kradzież. Zmuszani są też do czynności, których wykonywać nie powinni, jak robienie zastrzyków. Dopuszczają się więc czynów karalnych. Jeśli odmawiają wykonania jakiś czynności, pracodawcy obcinają im wynagrodzenie. Opiekunowie pracujący nielegalnie, często nie są ubezpieczeni, nie mają praw, chorują z przemęczenia i stresu. Taka praca w prywatnym domu jest niewdzięczna, dla obu stron trudna, a poza tym nie ma świadków – mówi pracownica poradni.
Tak było z opiekunem z Polski, który teraz domaga się zapłaty za nadgodziny. Były jeszcze inne naganne zachowania ze strony jego pracodawcy, np. jak twierdzi grożono mu ukaraniem, jeśli nie wykona pewnych czynności jak podlewanie kwiatów. Ale, jak podkreśla FAZ, trudno jest dowieść, że ktoś był ofiarą mobbingu, więc mężczyzna założył ze swoim adwokatem sprawę tylko o pieniądze za nadgodziny.
Złe doświadczenia Polaka w miejscu pracy pod Bremą jednak nie zniechęciły go do szukania innego podobnego zajęcia. Ale szuka on takiej pracy bliżej polsko-niemieckiej granicy, żeby być blisko swojej rodziny.
Opr. Barbara Cöllen