Nikt się już nie podśmiewa z "mamuśki" [KOMENTARZ]
10 kwietnia 2015Kto dużo podróżuje, ten wciąż słyszy coś na temat Angeli Merkel - i są to zazwyczaj zadziwiające rzeczy. Putin ponoć ją szanuje, twierdzą znawcy rosyjskiej duszy. W Waszyngtonie rozmawia z prezydentem jak równy z równym. W Afryce jest podziwiana za skromność, na Bałkanach za to, jak potrafiła bez większego hałasu usidlić wszystkich osobników alfa z chadeckiego stada. Mogłoby się wydawać, że już wkrótce odbędzie się jej kanonizacja, i to za jeszcze za życia! My, czyli mass media, będące tzw. czwartym filarem władzy w państwie, mamy w tym też swój udział jako mistrzowie ceremonii oddający się pielęgnacji tego pomnika. "Padnijcie na kolana przed tą, do której nie ma alternatywy" czy "Angela Royal" to tylko niektóre z dziennikarskich wykwitów tego uwielbienia, a czasami tylko zwykłego lizusostwa. Jednocześnie wszyscy zadają sobie pytanie, skąd się to bierze? Jak rozszyfrować genom jej politycznego sukcesu?
Nigdy nie pcha się na afisz, oszczędna w gestach i mimice, bez większych krasomówczych zapędów: jest właściwie antybohaterem na politycznej scenie zmanierowanych pawich ogonów. Przez to jest czymś tak wyjątkowym.
Partia to ja
15 lat pełnionej funkcji przewodniczącej partii sprawia wrażenie kontynuacji, której chadekom jednak brak. Z dawnej CDU ery Helmuta Kohla, która była czysto męskim klubem z kilkoma kobietami jako alibi, powstała zupełnie nowa partia. Tyle, że bez wyostrzonego profilu. Wręcz przeciwnie: Merkel przerobiła konserwatywną, zaprzyjaźnioną z gospodarką CDU na partię o profilu niemal socjaldemokratycznym. Nie wywołało to większego oporu i wrzawy tylko dlatego, że splendor Merkel spłynął także na całą partię. Dla porównania: na podobnych merytoryczno-programowych ewolucjach w SPD - tyle, że w drugą stronę politycznego spektrum - zęby połamało sobie kolejno pięciu przewodniczących, a obecnego szefa absorbują one po dziś dzień.
CDU za czasów Angeli Merkel porzuciła swój dotychczasowy profil. Konserwatywne wartości zeszły na dalszy plan, podobnie jak element katolicki.
Niemcy zawiesiły obowiązkową służbę wojskową, ogłosiły wycofanie się z energetyki atomowej. Wszedł w życie parytet kobiet i ustawowe płace minimalne, RFN przyznała się, że od dawna jest krajem imigracyjnym i że imigracja jest wręcz pożądana. Niektórzy twierdzą, że Merkel zaanektowała polityczne centrum. Tam, gdzie nie ma kompasu, każdy kierunek wydaje się właściwy, utyskują sfrustrowani chadecy. Merkel przerobiła CDU na swoje podobieństwo: jest uniwersalna: bez ideologii, bez złudzeń, bez wizji, stając się aż do znudzenia pragmatyczną. Tyle, że w ten sposób zyskuje się zaufanie wyborców. Więcej punktów zdobywa milcząc niż mówiąc. Na krytykę z własnych szeregów czasami w ogóle nie reaguje.
Nawet swoich politycznych adwersarzy tymi oszczędnymi środkami potrafi wyprowadzić w pole. Dawno minęły czasy, kiedy podśmiewano się z niej jako "Mutti", "mamuśki". Nawet przy takich okazjach, wie jak w delikatny sposób dać przeciwnikom kontrę. Pod hashtagiem #Muttivation partyjna centrala od dłuższego czasu nagłaśnia wszystkie sukcesy, jakie "teflonowa kanclerz", bo tak się ją również określa, może zapisać na swoim koncie.
Partia w cieniu szefowej
Pomimo, że wszystko tak pięknie wygląda, causa Merkel jest dla partii poważnym problemem. Jej sukcesy jako kanclerza nie przekładają się na władzę w krajach związkowych. Chadecy rządzą już tylko w pięciu z 16 landów. W rękach SPD są największe metropolie: Berlin, Hamburg, Monachium, Frankfurt. W silnym gospodarczo Stuttgarcie ton nadają wręcz Zieloni. Niegdysiejszy partia protestu Sojusz90/Zieloni stała się obok SPD rzeczywistym konkurentem dla chrześcijańskich demokratów - ale również jedną z opcji koalicyjnych. Dla CDU to pociecha, bo w ostatnich wyborach niejako śmiercią naturalną umarł ich tradycyjny partner koalicyjny FDP.
Sama Merkel nie musi się jednak obawiać o to, że partia mogłaby się jej wymknąć spod kontroli. Legendarny jest u chadeków bowiem brak umiejętności toczenia sporów. Stopniuje się przecież: grzeczny, grzeczniejszy, chrześcijański demokrata.
Matthias Hein
tłum. Małgorzata Matzke