Nowe szczegóły ws. zamachu w Berlinie
26 marca 2017W marcu ubiegłego roku Krajowa Policja Śledcza Niemiec (LKA) Nadrenii Północnej-Westfalii poinformowała landowe ministerstwo spraw wewnętrznych w Düsseldorfie o zagrożeniu ze strony Anisa Amriego, który 19 grudnia staranował uprowadzoną ciężarówką polskiego spedytora ludzi i stoiska na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie. W zamachu zginęło 12 osób, wśród nich kierowca ciężarówki Łukasz Urban. Ponad 50 osób odniosło obrażenia.
"Rozważyć deportowanie Amriego"
W poufnym piśmie LKA znalazła się informacja o możliwym przygotowywaniu przez Amriego zamachu i sugestia deportowania go do Tunezji, z której przybył do Niemiec. Autorzy pisma stwierdzają, że na podstawie danych operacyjnych, którymi dysponują, należy liczyć się "z zagrożeniem terrorystycznym w postaci zamachu samobójczego". W związku z czym LKA zaleca "wdrożenie czynności prowadzących do deportowania Amriego zgodnie z artykułem 58 ustęp a) ustawy o pobycie, pracy zarobkowej oraz integracji obcokrajowców" (Aufenthaltsgesetz). O piśmie LKA poinformował tabloid "Bild am Sonntag" (BamS).
Zaszyfrowana wiadomość na czacie
Jak pisze dalej BamS, jednym z dowodów na zagrożenie ze strony Amriego, uzyskanym przez funkcjonariuszy LKA, była podsłuchana przez nich rozmowa na czacie z 2 lutego 2016 roku. W rozmowie tej Amri zapowiedział, że zamierza poślubić w Niemczech "siostrę". Ponieważ jego rozmówca nie zrozumiał, co Amri ma na myśli, użył słowa "dougma", co, jak wyjaśnia LKA, jest "metaforą oznaczającą zamach samobójczy".
Mimo to Amri nie został odesłany do Tunezji. Ministerstwo spraw wewnętrznych Nadrenii Północnej-Westfalii uznało, że nie da się tego przeprowadzić od strony prawnej. Także po zamachu w Berlinie szef MSW w tym landzie Ralf Jäger z SPD wielokrotnie mówił, że w oparciu o obowiązujące przepisy deportacja mordercy z Berlina była niemożliwa.
Ujawnione przez "Bild am Sonntag" nowe szczegóły mogą sprawić, że Jäger znajdzie się pod wzmożoną presją. W środę 29 marca Jäger złoży wyjaśnienia w tej sprawie przed komisją śledczą landtagu Nadrenii Północnej-Westfalii.
DW, dpa, afp / Andrzej Pawlak