Paul Ziemiak: "Nigdy nie zapomnę skąd pochodzę" [WYWIAD]
17 listopada 2014Katarzyna Nocuń znalazła się jako pierwsza Niemka polskiego pochodzenia w gremium kierowniczym niemieckiej partii, Partii Piratów. Pan jest pierwszym Niemcem polskiego pochodzenia, który został przywódcą młodzieżówki CDU i CSU. Czy w niemieckim krajobrazie politycznym pojawienie się młodych polityków takich jak Paul Ziemiak z polskim akcentem w biografii jest jeszcze sensacją?
Nie, nie jest. Miałem 13 lat, kiedy zacząłem się angażować w młodzieżówce CDU. W Junge Union nie jest zresztą ważne, kto skąd pochodzi. Niemcy są krajem wielkich możliwości i każdy, kto ciężko pracuje, może w tym kraju wszystko osiągnąć, może zostać naukowcem, biznesmenem czy przewodniczącym największej młodzieżówki w Niemczech.
I w Europie. A co Pan obiecywał sobie po tym dość wczesnym politycznym zaangażowaniu?
Niczego. Polityka zainteresowała mnie najpierw jako przedmiot w szkole. W Iserlohnie, gdzie mieszkam, akurat wtedy w Junge Union i CDU zastanawiano się nad tym, jak młodzi ludzie mogliby wieczorem dojechać do domu. Taksówki były dla nas za drogie, a autobusy wieczorem nie kursują. I wymyślono tanią taksówkę, na którą wszystkich było stać. Sam się w to zaangażowałem. Potem współorganizowałem parlament młodzieżowy przy Radzie Miasta i zostałem jego przewodniczącym. Wiele osób z kręgu tzw. przesiedleńców, wielu katolików sympatyzuje z CDU. Także moi rodzice. Dlatego zainteresowałem się szczególnie tym ugrupowaniem politycznym. Takie były początki.
Demografia, cyfryzacja i energia
Jakie tematy są Pana programem politycznym, a jakie są prywatnie Pana oczkiem w głowie?
Dla Junge Union, ale i dla mnie osobiście kluczowe są trzy tematy. Pierwszy dotyczy wyzwań demograficznych. Jesteśmy starzejącym się społeczeństwem, żyjemy długo, mamy coraz mniej ludzi młodych. Mamy więc też problem z naszymi systemami zaopatrzenia społecznego. To samo dotyczy emerytur. Trzeba je finansować. I musimy już teraz rozmawiać o tym, co będzie za 10-20 lat, jakie to będzie miało skutki, jak będzie wpływać na koszty pracy, jak zorganizować opiekę nad dziećmi w zakładach pracy, kształcenie zawodowe, jak pozyskiwać pracowników zagranicznych, itd…To są tematy ważne dla młodej generacji. To jest też kwestia zapewnienia konkurencyjności ekonomicznej kraju nie tylko w Europie, ale w skali globalnej. Drugim takim tematem jest proces cyfryzacji społeczeństwa. Amerykanie już nas dawno wyprzedzili. Byłem teraz w Mołdawii, najbiedniejszym kraju Europy i miałem na lotnisku łatwy i bezpłatny dostęp do internetu. W Niemczech jest to z różnych powodów niemożliwe. Tak samo często również Polsce. Musimy rozbudować infrastrukturę i zmienić ustawodawstwo. To też jest kwestia zwiększenia naszej konkurencyjności w globalnej wiosce. A trzeci temat to energia. Jesteśmy już w dużym stopniu niezależni od energii jądrowej. Ale musimy rozmawiać o stworzeniu europejskiego rynku energetycznego…
Czy to znaczy, że Pan popiera polski pomysł unii energetycznej Donalda Tuska, pomysł wspólnych zakupów energii?
Tak. W UE musimy mówić o sprawach energii jednym głosem. To też jest zadanie dla młodej generacji, bo inaczej nigdy nie będziemy z Moskwą jako strona negocjacji rozmawiać na tym samym poziomie. Oczywiście musimy jeszcze w UE ustalić szczegóły funkcjonowania takiego europejskiego rynku energetycznego.
„Jestem dumny z Niemiec”
W wywiadzie dla Bild'a zadano Panu pytanie: czy jest Pan dumny z tego, że jest Niemcem? Takie stwierdzenie rzadko przechodzi Niemcom przez usta.
No właśnie. A w Polsce takie pytanie budzi zdziwienie. W Niemczech są partie jak komunistyczna Linke, które mówią, nie jesteśmy dumni z tego kraju, nie będziemy śpiewać hymnu. A ja jestem dumny z tego kraju, bo otworzył przede mną wiele możliwości rozwoju. Niemcy od chwili zakończenia wojny żyją i współpracują z unijnymi partnerami, jesteśmy w UE najsilniejszym ekonomicznie krajem, jesteśmy krajem otwartym, oferującym wszystkim wiele możliwości. Dlatego mamy powody do dumy.
A jaki jest Pana stosunek do Polski?
Polskę i Polaków darzę wielką sympatią. Urodziłem się w Polsce, stamtąd pochodzi moja rodzina, a w Szczecinie mam 94-letniego dziadka. Oczywiście nigdy nie zapomnę, skąd pochodzę. Jestem Niemcem, ale wiem, gdzie są moje korzenie.
Komu pan kibicuje na meczach piki nożnej, drużynie polskiej czy niemieckiej?
Szczerze? Drużynie niemieckiej. Kibicuję więc Niemcom. Ale przecież wiemy, że niemiecka drużyna jest lepsza (śmieje się).
Już nie pamiętam, która gazeta pisząc o Panu zapytała w tytule: Czy mamy tu małego Kohla? Skąd czerpie Pan wzorce polityczne? Czy to jest Helmut Kohl?
Nie, to nie jest Helmut Kohl, ani Angela Merkel czy Jan Paweł II. Ja mam wiele sympatii do różnych osób, ale jest o wiele więcej fascynujących osób, które zrobiły wiele dla Unii Europejskiej, dla Niemiec czy dla naszego kontynentu.
„Nie mam planów zostania kanclerzem"
Co chciałby Pan zmienić w polityce?
Chciałbym, żeby krytycznej oceny decyzji rządu, czy naszej partii, dokonywano nie po podjęciu uchwał, czy po przekazaniu ich pod głosowanie na forum parlamentu. Uważam, że należy być i krytycznym i konstruktywnym. Dla nas w Junge Union oznacza to, że musimy reagować wtedy, kiedy można jeszcze cokolwiek zmienić. Zasiadam w Radzie Miasta i wiem, że ważny jest własny program polityczny, ale nie należy zapominać, że są jeszcze inni politycy, inni koledzy, którzy mają swoje pomysły. Więc albo trzeba być gotowym do kompromisu, albo trzymać się obranego kursu, ale pamiętać, że w polityce nie wszystko jest tylko czarno-białe.
Czy jest Pan zagrożeniem dla Angeli Merkel?
O to pytali mnie też inni dziennikarze. Nie mam planów zostania kanclerzem. To pytanie jest bardzo zabawne (śmieje się).
Stuprocentowa integracja
Mówi pan, ze jest Pan „wdzięczny, że żyje w Niemczech, tak bezpiecznym i zamożnym kraju” i pamięta Pan jak rodzice „z kilkoma walizkami i dwojgiem dzieci przyjechali w 1988 roku z Polski”. Na ile przeżycia z tamtych lat napędzały Pana do działania?
Ja wtedy miałem dwa i pół roku. Pamiętam obóz dla przesiedleńców, ale nie mam żadnych negatywnych wspomnień, bo jako dziecko nie wiedziałem, co to jest luksus, a co nie. Potem pamiętam drugi etap, obóz w Unna-Massen. Kiedy przyjechaliśmy do Iserlohnu, najpierw dostaliśmy malutkie jednopokojowe mieszkanie zastępcze bez łazienki i ubikacji. Wszystko było na zewnątrz. Potem przeprowadziliśmy się do prawdziwego mieszkania.
To, co umożliwili mi moi rodzice przechodząc przez to wszystko, to jest ten napęd, o który Pani pyta. Wiem, że nie było im łatwo, ale zrobili to dla dzieci. A ja, pomimo tych warunków, miałem w tym kraju do dyspozycji wiele możliwości do wykorzystania. Chcę więc uczestnicząc w życiu politycznym spłacić też temu społeczeństwu mój osobisty dług.
W Niemczech wyrosło zupełnie nowe pokolenie dzieci emigrantów z Polski, takich jak Pan. Jakby ich Pan opisał?
To pokolenie jest fantastycznym rezultatem integracji w społeczeństwie niemieckim. Fantastycznym dlatego, że jest to integracja stuprocentowa, nikt nie pyta nikogo o inaczej brzmiące nazwisko, nie ma gettoizacji. Wielu mówi po polsku, wszyscy mówią niemiecku. Ta moja generacja zna Polskę i darzy ją sympatią. Są polskie zabawy, polskie dyskoteki. Fantastyczne jest, że na co dzień nie myśli się o tym, kim się jest, bo się jest Niemcem o polskich korzeniach. Ale każdy pamięta o polskiej tradycji opłatka, o barszczu w Wigilię. Czegoś takiego nie ma w innym kraju.
Czy Junge Union współpracuje z podobnymi organizacjami w Polsce?
Oczywiście. Naszymi partnerami są Młodzi Demokraci, młodzieżówka Platformy Obywatelskiej. Ta współpraca układa się bardzo dobrze.
Rozmawiała Barbara Cöllen
*Paul Ziemiak (ur. w 1985 r. w Szczecinie), niemiecki polityk polskiego pochodzenia, przewodniczący młodzieżówki CDU (chrześcijańskiej demokracji) Junge Union Deutschlands.