Prasa o G7: w poszukiwaniu nowych sojuszników
28 czerwca 2022Zdaniem dziennika gospodarczego „Handelsblatt”:
„Grupa G7 dawno już przestała być siłą napędową światowej gospodarki. Dziś gwiazdami są kraje takie jak Chiny i Indie, których wysokie tempo wzrostu w ciągu ubiegłych 20 lat było motorem dobrobytu Zachodu. I właśnie ów zachodni dobrobyt jest w tej chwili poważnie zagrożony, ponieważ era coraz ściślejszych powiązań handlowych zakończyła się wraz z wojną na Ukrainie, a cofający się od jakiegoś czasu proces globalizacji przebiega w sposób bezładny. Gospodarce światowej grozi dziś dodatkowo rozpad na dwa bloki. Z jednej strony na grupę G7 i jej przyjaciół, a z drugiej – na autokracje, z Chinami na czele. W poszukiwaniu nowych sojuszników Olaf Scholz zaprosił pięć krajów partnerskich na szczyt G7 na zamku Elmau: Argentynę, Indie, Indonezję, Republikę Południowej Afryki i Senegal. Kanclerz Niemiec chce przekonać te kraje o dobrodziejstwach płynących z demokracji i kapitalizmu, aby wyciągnąć Indie i RPA z grupy BRICS (zrzeszenie państw: Brazylia, Rosja, India, Chiny i RPA – red.)".
„Mitteldeutsche Zeitung” z Halle zauważa:
„Niezależnie od tego, jak brutalnie by to brzmiało, jeśli Ukraina przestanie się liczyć jako spichlerz świata, wstrząśnie to Senegalem bardziej niż bomby rzucane na Kijów. Nawet jeśli na zamku Elmau nie odnotowano jeszcze wielkiego zbratania się, Scholz wychodzi na prowadzenie ze swoim pomysłem na nowy porządek świata: chce podburzać demokracje przeciwko Rosji i Chinom. Kolejnym testem będzie listopadowy szczyt grupy G20. Jego gospodarz, Indonezja, zaprosiła prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i szefa Kremla Władimira Putina. Putin nie stanie się przez to przyjacielem pokoju. Ale Zachód nie będzie też już przyjacielem Putina. Grupa G7 dała temu wyraz zaostrzonymi sankcjami. Zełenski potrzebuje tego tak samo, jak dostaw broni. Nawet jeśli to spotkanie okaże się kosztowne, na pewno nie będzie to czcze gadanie”.
„Stuttgarter Zeitung” analizuje:
„Ta tendencja prowadzi do powstania spolaryzowanego świata, w którym Zachód dla drugiej strony jest raczej obelgą niż miejscem, za którym tęskni. Na razie te bloki są wciąż rozdzielone tylko pod względem politycznym. Jeśli jednak dojdzie do tego także zróżnicowanie ekonomiczne, świat stanie się jeszcze bardziej nieprzyjemny niż obecnie. 'Partnerstwo na rzecz globalnej infrastruktury', w które kraje grupy G7 chcą zainwestować około 600 miliardów dolarów do 2027 roku, ma duże szanse na właśnie taki scenariusz. To oczywiste, że partnerstwo jest czymś pozytywnym; równie oczywiste jest to, że świat potrzebuje współpracy. Jednak cały ten projekt jest stanowczo zbyt skoncentrowany na konkurowaniu z istniejącą już inicjatywą Jedwabnego Szlaku. Innymi słowy, chodzi w nim o rywalizowanie z Chinami”.
„Leipziger Volkszeitung” pisze:
„Mądrą strategią ze strony kanclerza Niemiec Olafa Scholza jest zaproszenie na szczyt grupy G7 na zamku w Elmau także szefów państw i rządów pięciu demokracji, które przede wszystkim z powodów gospodarczych nie chcą wdać się w ostry konflikt z Rosją. Dla Indii, Senegalu, RPA, Argentyny oraz Indonezji Europa położona jest daleko i równie daleka jest dla nich wojna napastnicza Władimira Putina przeciwko Ukrainie. Nie muszą zatem obawiać się żadnego zagrożenia militarnego ze strony Rosji, ale głodu, nasilenia się biedy i niepokojów społecznych – już tak”.
Według „Nordbayerischer Kurier” z Bayreuth:
„Zupełnie zapomina się o tym, że ponad połowa świata nie jest aż tak bardzo przeciwna działaniom Rosji. Gdy kilka dni temu na ekranach pojawił się wirtualny szczyt państw tzw. grupy BRICS, nie było na nim widać antyrosyjskiego nastawienia. Chiny mogą uchodzić za kraj, któremu poświęca się najwięcej uwagi za to, że nie potępia rosyjskiej wojny. Ale Chińczycy nie są sami. Brazylia, Indie i RPA też nie potępiły tej wojny, ale potępiły zachodnie sankcje nałożone na Rosję”.