Problem polskich uczniów. Granica na drodze do szkoły
30 kwietnia 2020Natalia pierwszy egzamin maturalny ma już za sobą. Język polski. Przed nią matematyka, biologia i historia. I będzie można odetchnąć. Choć ulgę Natalia czuje już teraz: że w ogóle maturę zdawać może. To do niedawna nie było pewne. Nie groziło jej niedopuszczenie, terminu matur nie przesunięto - problemem Natalii i jej kolegów było to, że szkołę mają pół godziny drogi od domu, ale po niemieckiej stronie granicy.
Natalia należy do 21 polskich maturzystów w Karl-Liebknecht-Gymnasium we Frankfurcie nad Odrą. To „szkoła europejska” (Europaschule), z naciskiem na współpracę z Polską. Język polski jest obowiązkowy, a w każdym roczniku uczy się 26 uczniów z Polski, z partnerskiego liceum w Słubicach. Takich szkół jest w regionie przygranicznym więcej. Dwujęzyczność i większe szanse na dobre studia i pracę kuszą - zwłaszcza, że szkoły są bezpłatne i blisko. W Guben, czy Forst uczą się uczniowie z Gubina i regionu, w Löcknitz – z Polic i Szczecina. Polacy uczą się też w zwykłych szkołach. W sumie do szkół po niemieckiej stronie uczęszcza kilka tysięcy Polaków, w tym kilkuset maturzystów. 15 marca od swoich szkół zostali odcięci. Bo początkowy wyjątek od obowiązkowej kwarantanny dotyczył tylko pracowników transgranicznych - ale już nie uczniów. Ci po jednym dniu w szkole musieliby zostać w Polsce na kwarantannie. Dlatego zostali w domach.
„Niemcy dbają o nas bardziej, niż Polacy”
Natalia była sfrustrowana - szkoły w Niemczech jeszcze działały, przepadły jej dwa ważne egzaminy i lekcje przygotowawcze do matury. Potem okazało się że ograniczenia potrwają dłużej. A matur nie odwołano. „Bałam się, że przepadną lata nauki. Że będziemy musieli zdawać za rok”. Dyrektorzy liceum we Frankfurcie i Słubicach stali się wspólnie w Polsce o przepustki zwalniające z kwarantanny dla uczniów albo o zgodę na przeprowadzenie matur w Słubicach. Bez rezultatu. Po Wielkanocy Natalia dostała mail: jest rozwiązanie. Maturzyści zamieszkali w internacie we Frankfurcie, za ich pobyt zapłaciło stowarzyszenie Karl-Liebknecht-Gymnasium. Niemieckie władze zwolniły maturzystów z i tu wprowadzonej kwarantanny, a dyrektor szkoły powitał osobiście na moście granicznym. „Niemieckie instytucje dbają o polskich uczniów bardziej, niż polskie”, mówi Natalia. Kiedy dzwonili z rodzicami do polskich władz, dowiadywali się, że nikogo nie interesują. O swoich polskich maturzystów zadbały szkoły w Guben, Forst, czy Neuzelle. W Polsce pomógł tylko wojewoda zachodniopomorski, wydając uczniom w Löcknitz przepustki, zwalniające ich z kwarantanny na dni egzaminów maturalnych.
Problem się zaostrzy
Niemcy stopniowo otwierają szkoły – i problem zamkniętej granicy będzie dotyczył nie tylko maturzystów. Do szkoły wrócił już Adrian. Mieszka z rodzicami w Lubsku, rodzice pracują od lat w Forst, to raptem 30 kilometrów. Mama, Anna, absolwentka europejskiego liceum w Guben chciała zapewnić dzieciom dwujęzyczność. Był i powód praktyczny: w Niemczech przedszkola czynne są dłużej. Dlatego od początku dzieci chodziły do placówek w Forst. Dziś Adrian uczy się w tu w dziesiątej klasie europejskiego liceum, córka Ewa – w miejscowej podstawówce. Po zamknięciu granicy oboje zostali z tatą w Polsce, Anna – w Forst, w pracy. Po świętach przyszedł list: dziesiąte klasy ruszają, Adrian ma się stawić 24 kwietnia. To szkoła załatwiła, by nie musiał iść w Niemczech na kwarantannę. „Powiedzieli też , że mogą zakwaterować Adriana w internacie, gdyby nie miał gdzie się zatrzymać”, mówi Anna. Miał, ale Anna wsparcie dla uczniów docenia - choć zastanawia się, jak młodsze dzieci dadzą sobie radę z dala od rodzin. „Ale w tym Niemcy nie mogą pomóc”. Ewa nadal jest w Polsce. Ostatnio Anna próbowała jej przekazać na granicy podręczniki, które dostała w szkole. Pogranicznicy nie pozwolili.
Na pomoc mogą liczyć uczniowie nie tylko w Forst: w środę władze Brandenburgii ogłosiły, że opłacą koszty pobytu ponad 70 polskich uczniów czterech klas liceum we Frankfurcie, młodszych kolegów Natalii. Odpowiedzi na swój apel o pomoc do premiera Morawieckiego, rodzice uczniów z Frankfurtu nie dostali.
Stracona szansa
Boi się też Adrianna z Nowego Warpna. Adrianna uczy się w szkole pielęgniarskiej przy szpitalu w Pasewalku, w Meklemburgii-Pomorzu Przednim. „W szkołach zawodowych są nas tu setki”, mówi. Rzemieślnictwo, produkcja, turystyka, gastronomia. Polaków przyciąga dualny system nauki: pół na pół szkoła i praktyki, a uczniowie dostają wynagrodzenie. W grupie Adriany jest 25 Polaków – ale tylko pięcioro z nich mieszka po polskiej stronie. To oni mają problem. Bo szkoły zawodowe otwierają od 4 maja, a wakacje dopiero w lipcu. „Słyszę, że mogę przecież zostać w Niemczech – jasne, mogę zamieszkać w szpitalu, choć to kiepskie rozwiązanie, ale kto rozstanie się z rocznym dzieckiem?”, pyta Adrianna. „Większość dziewczyn w szkołach zawodowych jest trochę starsza i ma małe dzieci. Co innego zostawić je na parę godzin, co innego do lipca”. Do lipca Adrianna nie może sobie pozwolić na kwarantannę, bo ze szkoły wyleci. A praca jej się podoba i wie, że w tym zawodzie bezrobocie nie grozi. Drugiej takiej szansy nie dostanie.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>
Natalia wraca do Polski po maturze, 20 maja. Na kwarantannę. Adrianna wydzwania do wojewody, chcąc wierzyć w to, że dostaną przepustki, jak maturzyści z pobliskiego Löcknitz. Anna ufa, że niemiecka szkoła pomoże jej córce, gdy otworzą i podstawówki. Polskim władzom nie wierzy. Na następny protest, 1 maja, idzie z transparentem w imieniu swoim i dzieci: „Wpuście nas do pracy, wpuście nas do szkoły”.