Putin umacnia władzę
18 marca 2018Umocniony kolejnym zwycięstwem, 65-letni Putin rozpocznie wkrótce czwartą kadencję. W Rosji prezydent wybierany jest na 6 lat. Po 18 latach rządów Putin może zatem panować na Kremlu do 2024 roku. W ostatnich wyborach w 2012 roku dostał 64 procent głosów, więc teraz może się czuć jeszcze silniejszy.
Kontrkandydaci bez szans
Na drugim miejscu znalazł się kontrkandydat Putina z Partii Komunistycznej Paweł Grudinin, na którego zagłosowało 11,8 proc. wyborców. Władimir Żyrynowski dostał 5,6 proc., a prezenterka telewizyjna Ksenia Sobczak tylko 1,6 proc. Jedyny, który mógł realnie zagrozić obecnemu prezydentowi, Aleksjej Nawalny, został wykluczony z kandydowania.
Z szacunkowych danych obserwatorów wyborczych, spośród 107 milionów uprawnionych do głosowania, do urn poszło ok. 68 proc.
Zamach na agenta i aneksja Krymu
Wybory w Rosji odbyły się w cieniu konfliktu z Zachodem po próbie zabójstwa byłego rosyjskiego agenta Siergieja Skripala. Wielka Brytania winą obarcza Moskwę, a ta zaprzecza. Obie strony wydaliły swoich dyplomatów. To najpoważniejszy kryzys na linii Rosja-Zachód od zakończenia zimnej wojny.
Kolejnym źródłem napięć jest fakt przeprowadzenia wyborów także na Krymie, zaanektowanym przez Rosję w 2014 roku. Do głosowania wezwano półtora miliona mieszkańców Krymu. Bruksela nie zamierza uznać wyników przeprowadzonych tam wyborów. Protestuje także Ukraina.
Tysiące nieprawidłowości
Obserwatorzy wyborów informują o wielu próbach manipulacji w lokalach wyborczych. Było ich w sumie około 2,5 tysięcy. Obserwatorzy, zwłaszcza 33 tysiące osób związanych z wykluczonym z wyborów Nawalnym, często nie byli wpuszczani do lokali. Niektórzy wyborcy głosowali po kilka razy. Kamery zarejestrowały wrzucanie do urn powiązanych w pakiety wielu kart jednocześnie.
Jeden z filmów pokazujących wrzucanie sfałszowanych kart do głosowania na dalekim wschodzie Rosji zamieszczony został na stronie internetowej Nawalnego.
Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na facebooku!
Zdaniem organizacji pozarządowej „Gołos”, pracodawcy i uczelnie zmuszały swoich pracowników i studentów do oddawania głosów w miejscu pracy lub nauki, „by można było skontrolować ich udział w wyborach”. Studentom grożono, że mogą nie zdać egzaminów, jeśli nie pójdą na wybory.
dpa, Juri Rescheto DW / Monika Sieradzka