QAnon i koronakryzys - teorie spiskowe w natarciu OPINIA
1 lutego 2021Gdyby kilka lat temu ktoś publicznie głosił, że działająca w skali globalnej tajna grupa przestępcza więzi i torturuje dzieci porwane, by uzyskać z ich krwi eliksir młodości, komuś takiemu doradzono by, żeby jak najszybciej udał się po pomoc do psychiatry. Dziś natomiast, jak wynika z badań przeprowadzonych w Wielkiej Brytanii, około 10 procent obywateli USA wspiera takie brednie, rozpowszechniane przez anonimową osobę lub grupę osób, kryjącą się za nazwą QAnon.
Podatni Niemcy
QAnon ma swoich zwolenników także w Niemczech. Według Fundacji "Amadeu Antonio" jest ich około 150 tysięcy, przez co Niemcy stanowią jedną z najliczniejszych grup wyznawców tego ruchu poza obszarem anglojęzycznym. Ogólnie, jak wynika z badań Fundacji Konrada Adenauera, około jednej trzeciej Niemców jest podatnych na najrozmaitsze teorie spiskowe. Jeśli uwyględnić dzieci w wieku poniżej 14 lat oznacza to, że jest ich około 24 milionów. Autorzy innych, podobnych badań podają zbliżone wyniki. Stwierdzają ponadto, że między zwolennikami ruchu QAnon, negacjonistami koronawirusa i prawicowymi ekstremistami jest wiele powiązań.
Wystarczy parę kliknięć myszką, żeby natrafić na jakąś bzdurę
W jaki sposób oczywista bzdura może zataczać tak szerokie kręgi w naszym, oświeconym zdawałoby się, świecie? W końcu żyjemy w XXI wieku, a nie w średniowieczu? Odpowiedż jest prosta. Dzieje się tak, ponieważ od wszystkich tych niedorzeczności dzieli nas zaledwie kilka klinięć komputerową myszką. Zwłaszcza media społecznościowe są istną skarbnicą nieprawdziwych informacji i najrozmaitszych teorii spiskowych.
Centrum analityczne "Correctiv", po ich wnikliwym przebadaniu, doszło do wniosku, że Facebook i Youtube są tymi platformami, które w ubiegłym roku puściły w świat najwięcej nieprawdziwych wiadomości oraz opinii. Te są rozpowszechniane także za pośrednictwem takich komunikatorów jak Telegram albo WhatsApp. Naukowcy z Massachusetts Institute of Technology (MIT) stwierdzili, że dotarcie z jedną prawdziwą wiadomością do półtora tysiąca osób zajmuje około sześciu razy więcej czasu niż z nieprawdziwą.
Media społecznościowe znajdują się obecnie między młotem i kowadłem. Z jednej strony trzymają się zasady wolności słowa, ale to oznacza, że grozi im rozpowszechnianie także fałszywych informacji, a nawet oszczerstw i pomówień. Na przykład Facebook do października 2020 roku bronił się przed usuwaniem wpisów negujących Holocaust, co jest przestępstwem w 18 krajach.
Media społecznościowe: zdajemy sobie sprawę z tego zagrożenia
Z drugiej strony po wyborach prezydenckich w USA, a najpóźniej po szturmie podburzonych przez Donalda Trumpa jego zwolenników na Kapitol, media społecznościowe zdały sobie sprawę z tego, jakie zagrożenia wiążą się z rozpowszechnianiem nieprawdziwych informacji i szerzeniem nienawiści. To, że obecnie niektóre platformy blokują konta znanych i mniej znanych osób za rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości, albo udzielają im ostrzeżeń, należy traktować jako początek zmian idących we właściwym kierunku.
Aby utrzymać ten trend, konieczne są dwie rzeczy. Po pierwsze Facebook i inne platformy same muszą podlegać karze za szerzenie nienawiści i rozpowszechnianie fake newsów. Do tego usiłuje obecnie doprowadzić Komisja Europejska przy pomocy kodeksu usług cyfrowych ("Digital Services Act"), regulujących ten obszar działalności. Wyznaczenie granicy między zahamowaniem fali nieprawdziwych treści a wprowadzeniem cenzury nie jest jednak sprawą prostą i łaczy się z wieloma zagrożeniami. Mimo to jest to konieczne i pilne.
Musimy jak najszybciej wzmocnić kompetencje medialne odbiorców
Po drugie należy jak najszybciej wzmocnić kompetencje medialne odbiorców. Zwłaszcza młodych, ponieważ to oni najczęściej informują się przez media społecznościowe, przedkładając je nad tradycyjne. Klasyczne media natomiast powinny opracować i rozwinąć takie formaty, dzięki którym lepiej dotrą do "pokolenia YouTube".
Zwalczanie najrozmaitszych mitów i teorii spiskowych jest zadaniem pilnym i ważnym. Kryją one bowiem w sobie potencjał będący zagrożeniem dla demokracji. Przekonaliśmy się o tym niedawno w Waszyngtonie.
A w przemówieniu wygłoszonym w Bundestagu z okazji Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holocaustu Marina Weisband powiedziała: "Antysemityzm nie rozpoczyna się od ostrzelania synagogi. Holocaust nie zaczyna się w komorze gazowej. Jedno i drugie zaczyna się od głoszenia teorii spiskowych".