Reporterzy bez Granic. Cena wolności WYSTAWA
14 lipca 2024To nie jest wystawa, którą ogląda się dla przyjemności w niedzielne popołudnie. To jedno z tych wydarzeń, które zostają z widzem na długo, nie dają mu spokoju, niepokoją, ale i otwierają oczy; przypomina, by cenić to, co w pokojowo żyjącym kraju uważa się za oczywistość. Jak memento, że wolność ma swoją cenę i nie jest dana raz na zawsze.
Śmierć reportera
Międzynarodowa organizacja Reporters sans frontières powstała w 1985 roku i ma swoją siedzibę w Paryżu. Niemiecka sekcja organizacji Reporterzy bez Granic powstała w 1994 roku w Berlinie, a zaczynem była śmierć korespondenta wojennego.
Gdy w 1991 roku, wraz z rozpadem Jugosławii, rozpoczęły się walki na Bałkanach, w Chorwacji zginął niemiecki reporter Egon Scoltland. Wydarzenie to wywołało w Niemczech dyskusję, jak niebezpieczna jest praca dziennikarzy wojennych. W 1993 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ ogłosiło 3 maja Międzynarodowym Dniem Wolności Prasy na wniosek UNESCO, a rok później w Berlinie powstał niemiecki oddział organizacji Reporterzy bez Granic. Wtedy też po raz pierwszy opublikowano album „Zdjęcia dla wolności prasy” („Fotos für die Pressefreiheit”).
I właśnie wolność prasy jest motywem przewodnim i tytułem wystawy w Centrum Sztuk Prześladowanych (Zentrum für verfolgte Künste) w Solingen: „30 lat Reporterów bez Granic w Niemczech. Nie ma wolności bez wolności prasy”. Ekspozycja – jak zaznaczają organizatorzy – jest okazją, by dać fotoreporterom miejsce na ich historie; by przyjrzeć się ludziom i tematom, które kształtowały pracę organizacji na przestrzeni lat.
Sześć trudnych podróży
I choć są to historie z całego świata, łączą się w jedną opowieść, dramatyczną i otwierającą oczy; przywołującą konflikty, również te zapomniane, oraz rewolucje. Niektóre z nich wydają się odległe w czasie i przestrzeni, ale pokazują, że pod każdą szerokością geograficzną toczona jest walka o wolność; w różnych kontekstach, w różnych środowiskach, ale wymagająca tych samych ofiar, nierzadko śmiertelnych, także wśród dziennikarzy.
Wystawa w Centrum Sztuk Prześladowanych pokazuje, jak ważne jest wspieranie zagrożonych mediów. Oprócz wszystkich 30 albumów z serii „Photos for Press Freedom” („Zdjęcia dla wolności prasy”.), sekcja historyczna z obiektami z kolekcji muzeum pokazuje, jak artyści prowadzili kampanię przeciwko cenzurze i na rzecz wolności słowa, nawet przeciwko morderczym reżimom.
W głównej części wystawy, aktualne prace sześciu międzynarodowych fotografów odzwierciedlają walkę o prawdę w słowach i obrazach. Ich prace pochodzą z różnych edycji „Photos for Press Freedom”. Ekspozycja jest podzielona na sześć rozdziałów, zabierających widza w trudną podróż przez różne rodzaje zniewolenia.
„Tam, gdzie nie zezwala się na niezależne relacje medialne i gdzie ludzie nie mogą swobodnie wyrażać swoich opinii, naruszane są również inne prawa człowieka. Dlatego wolność informowania i bycia informowanym jest zawsze wiarygodnym wskaźnikiem warunków demokratycznych w danym kraju. Wystawa ma na celu podkreślenie szczególnego znaczenia niezależnych mediów dla pluralistycznego i wolnego społeczeństwa oraz wskazanie, że wolność prasy nie może być traktowana jako coś oczywistego, ale jest cennym dobrem, które należy chronić” – podkreślają organizatorzy.
Człowiek kontra reżim
Wystawę otwierają zdjęcia z Chin. W roku 2019 roku francuski fotograf Gilles Sabrie udokumentował zasięg inwigilacji w Państwie Środka w filmie „The Surveillance State” („Państwo Nadzoru”). Wielkie na całą ścianę fotografie szokują pokazanymi rozmiarami monitorowania społeczeństwa: wszechobecne kamery, rozpoznawanie twarzy i numery identyfikacyjne przy każdej nich, nawet u dzieci, oraz śledzenie przez patrolujące ulice policyjne roboty.
W kolejnej sali – Białoruś i seria „Przeciwko przemocy” (2021). To właśnie stąd pochodzi fotografia przewodnia całej wystawy – młoda kobieta próbuje powstrzymać przemoc ze strony państwa, rozpaczliwym gestem obejmując uzbrojonego milicjanta. Ten na to pozwala, ale odwraca wzrok. Jego ciężki hełm i sztywna kamizelka kuloodporna wymownie kontrastują z delikatną, czerwoną sukienką dziewczyny. Jej twarz wyraża rozpacz, jego jest kamienna niczym reżim, któremu służy.
Tuż obok – „Birma. Powstanie na rzecz demokracji” (2022). Autor zdjęć pokazał bunt przeciwko przejęciu władzy przez wojsko. Demonstranci ryzykowali życiem, stając naprzeciw uzbrojonym po zęby oddziałom; walczyli z dyktaturą kwiatami i pieśniami. „Jak daleko mogą posunąć się fotografowie? Na ile dziennikarstwa możemy sobie teraz pozwolić i co może nas doprowadzić do więzienia? Każdy musi znaleźć swój własny sposób (…). Albo przestać” – głosi komentarz fotoreportera, który ze względu na bezpieczeństwo pozostał anonimowy.
Aby obejrzeć drugą część wystawy, trzeba zejść do podziemi; metaforycznie i dosłownie. Niższe piętro, gdzie nie dochodzi dzienne światło, pokazuje konflikty, o których już mówi się mniej; które zeszły z pierwszych stron gazet, ale skutki których wciąż są żywe i rozdzierające.
„Egipt. Twarze rewolucji” (2017) – ta część wystawy jest wyjątkowo poruszająca. To pogrążona w półmroku, wysoka na dwa piętra galeria portretów bohaterów rewolucji, która wybuchła w roku 2011.
Dolny rząd obrazów trzeba sobie dodatkowo oświetlić latarką (zapewnioną przez kuratorów), by wyłonić z ciemności tragiczne twarze ludzi, z którymi Nurla Teson i Miguel Angel Sanchez spotkali się w Kairze w ramach projektu fotograficznego „Bokra Inshallah”(„Jutro, jeśli Bóg pozwoli”). Niektórzy stracili wzrok w wyniku ataków policji podczas demonstracji. Inni obawiają się o krewnych i przyjaciół w więzieniu. Ale też i tego, że sami tam trafią. Są bohaterami protestów przeciwko autorytarnemu reżimowi; rozczarowani, wściekli, ale z niezłomnym duchem oporu.
„Kolumbia. Wieczny koszmar” (2020) to fotografie zapomnianej tragedii – trwającego ponad pół wieku (1964–2016) konfliktu zbrojnego między rządem a partyzantami FARC, w którym zginęło ponad ćwierć miliona osób, a wśród nich rodzice i inni członkowie rodziny fotografa Andresa Cardony.
Teraz, w serii zdjęć „Wreck Family” („Zniszczona rodzina”), reporter podąża ich śladami i przeplata stare zdjęcia, portrety żyjących krewnych i odtworzone sceny z historii i śmierci swojej rodziny (m. in. ojciec w masowym grobie), tworząc koszmarną fotograficzną narrację o traumie, niesprawiedliwości i przemocy.
Po drugiej stronie sali – „Rwanda. Love Radio” (2018). W 1994 roku media, a w szczególności radio, odegrały główną rolę w dehumanizacji ofiar podczas ówczesnego ludobójstwa. Tutsi byli regularnie określani jako karaluchy, dla których istniało tylko jedno rozwiązanie: eksterminacja. Hutu byli zachęcani do systematycznego mordowania Tutsi oraz umiarkowanych współplemieńców.
Projekt fotograficzny „Love Radio” Anoek Steketee pokazuje, że radio jednak może ich ponownie do siebie zbliżyć. Stworzyła odnoszącą sukcesy w całym kraju telenowelę radiową, która stanowi punkt wyjścia dla zdjęć i filmów na wystawie w Solingen. „Musekeweya” („Nowy świt”) jest emitowana w radiu publicznym od 2004 roku na tej samej częstotliwości, gdzie dekadę wcześniej słychać było mowę nienawiści; dziś zamiast tego wysyła przesłanie pojednania, jednocząc przed odbiornikami Hutu i Tutsi.
Lubisz nasze artykuły? Zostań naszym fanem na Facebooku! >>
Wystawa „30 lat Reporterów bez Granic w Niemczech. Nie ma wolności bez wolności prasy” w Centrum Sztuk Prześladowanych (Zentrum für verfolgte Künste) w Solingen potrwa do 8 września 2024 roku. Oprowadzanie kuratorskie odbywa się w każdą niedzielę o 13:00 (wyjątek: ostatnia niedziela miesiąca).