Rok AfD w Bundestagu: „Zagrożenie dla demokracji“
25 października 2018„Podstawą retoryki AfD jest szyderstwo" – mówi szef FDP Christian Lindner. W Bundestagu klub jego partii zasiada obok Alternatywy dla Niemiec. Już od roku. Zdaniem Lindnera typowe dla tego sąsiada jest głośne wtrącanie się i „osobliwa przemądrzałość”. Z upływem czasu nic się nie zmieniło. – Nikt nie ma ochoty pójść z kimś takim na piwo – podsumowuje polityk liberałów. Siedzący obok szef klubu parlamentarnego Lewicy Dietmar Bartsch potakująco kiwa głową. Dość rzadki obrazek, bo na co dzień politycy obydwóch opozycyjnych partii raczej nie mają dużo wspólnego – czy to gospodarka, czy polityka społeczna, FDP i Lewica reprezentują diametralnie odmienne poglądy. Ale jedno wydaje się ich zbliżać: na piwo z AfD? W żadnym wypadku.
„Zmieniła się atmosfera"
Dla nowej rzeczywistości politycznej to dość charakterystyczne. Nastała ona rok temu, kiedy z prawicowymi populistami z AfD wkroczyła do Bundestagu partia, której celem jest „zasadnicze zerwanie z podstawowymi wartościami ustawy zasadniczej” - jak stwierdza politolog Christoph Butterwegge z Kolonii. Właśnie ukazała się jego książka „Prawicowi populiści w parlamencie. Polemika, agitacja i propaganda AfD” („Rechtspopulisten im Parlament. Polemik, Agitation und Propaganda der AfD"). Razem z Gudrun Hentges i Gerdem Wiegelem koloński politolog analizuje sposób, w jaki Alternatywa dla Niemiec działa na scenie politycznej. Nie tylko w Bundestagu. W weekend swój lokalny parlament wybierają mieszkańcy Hesji. Jest to ostatni landtag, w którym nie zasiadają jeszcze posłowie AfD. Po niedzieli może się to zmienić.
W nacjonalistycznym skrzydle AfD, którym przewodzi Björn Höcke, szef oddziału partii w Turyngii, Butterwegge obserwuje „spiralę radykalizacji”. Alternatywa dla Niemiec ciągle musi sobie udowadniać, że praca parlamentarna jej posłów nie prowadzi do zrównania jej z innymi partiami. Politolog Butterwegge widzi, że iluzją była nadzieja sprzed roku, że praca w parlamencie zdyscyplinuje AfD czy wręcz ją „odczaruje”.
Przykładów na radykalizację języka w Bundestagu jest aż nadto. Tuż po wyborach szef klubu parlamentarnego tej partii Gauland oświadczył przy akompaniamencie gromkich oklasków, że odbędzie się „polowanie” na rząd federalny. Ton ten pozostał właściwie niezmienny do dzisiaj. – Sposób obchodzenia się ze sobą nawzajem w Bundestagu zmienił się, podobnie jak atmosfera, bo jest frakcja, która stawia wyłącznie na prowokację – dzieli się swoimi obserwacjami szef klubu parlamentarnego Lewicy Bartsch. – Do dzisiaj inne partie nie znalazły jeszcze właściwej drogi, by sobie z tym poradzić – dodaje.
„Kwestia stylu”
Faktycznie, poszczególne frakcje parlamentarne zmagają się, jak się wydaje, ze znalezieniem strategii. Jasnej linii działania nie ma. Jedni decydują się na konfrontację. Na długo zostaną w pamięci ogniste tyrady, którymi natychmiast zainfekowali się inni posłowie. Martin Schulz na przykład zarzucił Gaulandowi, że posługuje się „faszystowską strategią”. "Czas się podnieść" - podkreślił. Wcześniej Gauland ostro skrytykował w swoim wystąpieniu politykę uchodźczą kanclerz Merkel i wyliczał przestępstwa popełnione przez azylantów i uchodźców.
Zdaniem Lindnera takie tyrady to błędna droga: „Partie demokratyczne nie mogą zniżyć się do poziomu AfD, polityka musi pozostać kwestią stylu”. Bartsch podziela tę opinię, bo wyszłoby to tylko na korzyść AfD, która by się czuła umocniona w swoim wizerunku rzekomej „partii anty-establishmentu”.
Politolog Butterwegge uważa, że zamiast przystowywać się do nowego tonu panującego w Bundestagu, tradycyjne partie powinny skoncentrować się na sprzecznościach, w których miota się AfD. W wielu dziedzinach, na przykład w kwestiach społeczno-politycznych takich jak emerytury, posłowie AfD zaprzeczają w swoich przemówieniach sami sobie. Trzeba zwrócić uwagę na te sprzeczności, żeby wykorzystać je potem politycznie.
Wyostrzenie profilu
Nakazem chwili jest zaostrzenie profilu poszczególnych partii. W wyborach do landtagu w Bawarii tradycyjne partie, w tym CSU, masowo utraciły wyborców. Lata wielkiej koalicji zatarły, jak się wydaje, różnice między tworzącymi ją partiami. Także Lindner uważa, że odpowiedzią na AfD jest „przywrócenie przez tradycyjne partie rozróżnialności i rozpoznawalności ich programów politycznych”.
Christian Lindner i Dietmar Bartsch – jakkolwiek różnią ich poglądy polityczne, łączy ich podejście do AfD. Potwierdza to książka „Prawicowi populiści w parlamencie”, z której wynika też, że sposób politycznego obchodzenia się z AfD jest trudną próbą pogodzenia interesów. Z jednej strony powszechne, tradycyjne partie chcą, żeby wyraźnie różniły je ich programy, z drugiej wspólnie odgradzają się od AfD. W końcu, jak stwierdza polityk lewicy Bartsch, AfD „jest zagrożeniem dla demokracji".